Gdyby w hiszpańskim odpowiedniku Weszło prowadzono “Niewydrukowaną Tabelę”, do jej przygotowywania zaangażowano by najprawdopodobniej co najmniej kilka osób. Gdyby standardy sędziowania z La Liga przenieść na nasz grunt, powróciłyby pewnie czasy, w których CBA czyhałoby pod stadionami z kajdankami, a sędziowie profilaktycznie mieliby już pozakładane kartoteki. Gdyby z kolei wysłać do Hiszpanii niemiłosiernie krytykowanego u nas ostatnimi czasy Szymona Marciniaka, w oczach tamtejszej ludności stałby się on pewnie kosztem Lecha Wałęsy jednym z trójki najwybitniejszych Polaków, tuż za Janem Pawłem II i Robertem Lewandowskim.
Gdy obejrzy się miliard meczów, przeanalizuje tysiące sytuacji, które w teorii wydają się absolutnie niepojęte, siłą rzeczy bardzo często łatwo ulec złudnemu wrażeniu, że nic w futbolu nie jest cię już w stanie zaskoczyć. “Po czymś takim, mogę stwierdzić, że w piłce widziałem już wszystko”, myślał sobie zapewne setki razy każdy z nas. Koniec końców średnio po tygodniu czy dwóch zaczynasz sobie zdawać sprawę, że piłka po raz kolejny jawnie zakpiła sobie z twoich ograniczonych zdolności postrzegania wszechświata. I choć pewnie w naiwny sposób natnę się na tym jeszcze nie raz i nie dwa, to jednak wczorajsza kompromitacja Alejandro Hernandeza w potyczce Betisu z Barceloną mimo skali ślepoty arbitra jakoś wcale mnie nie zadziwiła.
Nie ma w tym bowiem zupełnie nic, co pozbawione byłoby logiki. Błąd, ślepota, brak kompetencji, wypaczenie, coś, co nie powinno było się zdarzyć? Owszem. Zaskoczenie – zerowe. Ot, naturalna kolej rzeczy. Reguła jest w tym przypadku wyjątkowo oklepana – jeśli stoisz w miejscu, tak naprawdę cofasz się w rozwoju. Zaś kwiatki takie jak ten…
… bardziej niż przyczyniać się do wyznaczania nowych standardów absurdu jedynie uwypuklają obecny stan rzeczy. Trudno jednak, żeby cokolwiek miało ulec zmianie, jeśli od lat władze rozgrywek traktowanie sędziów jako wrogów publicznych uważają jedynie za szeroko zakrojony spisek wyjątkowo podstępnych, wywierających presję piłkarzy i szukającej sensacji prasy, która nie pozwala sędziom w spokoju pracować i stawiać kolejnych kroków na ścieżce rozwoju zawodowego. Poza tym, trzeba przecież szukać pozytywów – wczoraj sędzia słusznie nie uznał Realowi dwóch bramek zdobytych ze spalonych. Postęp jest więc widoczny gołym okiem.
Podczas gdy świat idzie do przodu, wszyscy dookoła debatują o wprowadzaniu powtórek, a technologia goal-line z niewynalezionej innowacji już wieki temu przerodziła się w powszechnie akceptowaną normę, Hiszpanię obrastać będzie coraz gęstszy las, zaś prezesura niezmiennie będzie trwać w przekonaniu, że nawet niewidomi sędziowie nie są w stanie wpłynąć na ostateczny odbiór najlepszej ligi świata.
Ktoś powie, że człowiek uczy się na błędach/poprzez praktykę. Problem polega jednak na tym, że żeby cokolwiek w ten sposób przyswoić, w pierwszej kolejności człowiekowi powinno się wpajać poczucie obowiązku refleksyjnego myślenia. Ciężko jednak o wykształcenie jakiejkolwiek samoświadomości, gdy facet, który u nas zostałby zawieszony czy też zesłany na banicję do niższej klasy rozgrywkowej, za chwilę dostanie do ręki gwizdek w “El Clasico”, następnie coś spieprzy, a na koniec brak kompetencji i tak będzie tłumaczony ograniczeniami percepcji ludzkiego oka.
Może to i trochę głupie, ale z drugiej strony niejednokrotnie wydaje mi się też, że brak jakiegokolwiek postępu jest spowodowany tym, że Hiszpanie w jakiś sposób… w głębi duszy po prostu go nie chcą i gdzieś tam w środku czują, że bez tych wszystkich cyrków nie byłoby to już to samo. Jedni uwielbiają uchodzić za wiecznie pokrzywdzonych i mimo wiejącego zewsząd w oczy wiatru wciąż bić się o najwyższe cele, drudzy lubią sobie pokrzyczeć i ponarzekać, jeszcze inni wygodnie siedzą sobie na fotelu lidera, prasa zaś może spokojnie rozpisywać się na jeden ze swoich ulubionych tematów zaraz obok wszelkiego rodzaju “remontad” i “kryzysów”.
Znany ze swojego antimadridismo dziennikarz Cristobal Soria może z kolei w pociągach Szybkiej Kolei Miejskiej nagrywać sobie kolejne pełne pasji filmiki, w których gratuluje prezesowi La Liga, Javierowi Tebasowi, osiągniętego po latach celu, czyli mistrzostwa kraju dla Realu Madryt w skorumpowanych i zmanipulowanych przez beton rozgrywkach.
Enhorabuena señor @Tebasjavier que por fin su real de madrid será campeón de esta Liga corrupta y adulterada… pic.twitter.com/gQDFWSfoAe
— Cristóbal Soria (@cristobalsoria) 29 stycznia 2017
Tak trochę w myśl zasady wyznawanej przez Zbigniewa Przesmyckiego – bez sędziowskich pomyłek byłoby najzwyczajniej w świecie zbyt nudno. Przecież nawet podziwianie na co dzień najlepszych piłkarzy na świecie może się przejeść, prawda?
* * *
Tak czy owak, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jakąkolwiek decyzję podjąłby wczoraj arbiter, mecz Betisu z Barceloną był chyba po prostu skazany na niesprawiedliwe rozstrzygnięcie. Jedni z całą pewnością nie zasługiwali bowiem na porażkę, drudzy z kolei nie zasłużyli na to, by orżnąć ich w tak perfidny sposób z prawidłowo zdobytej bramki. Do dopełnienia się antycznej tragedii brakowało jedynie tego, by Ruben Castro, który miał pół wolnego boiska, zamiast w Ter Stegena trafił do siatki na 2:0 tuż po popisie ślepoty arbitra. Nikt jednak raczej nie będzie polemizował ze stwierdzeniem, że futbol od zarania dziejów był najmniej sprawiedliwą dyscypliną spośród wszystkich sportów.
* * *
Kiedy przeglądałem sobie wczoraj ranking największych sędziowskich kompromitacji w tym sezonie La Liga, przy odtwarzaniu bramek nieuznanych z powodu spalonego, jak zwykle przed oczami stanął mi obrazek sprzed paru ładnych sezonów z meczu Realu z Getafe. Prawdopodobnie najlepiej wyprowadzona kontra w historii futbolu. Istny majstersztyk. Aż dziw bierze, że od tamtej pory nikt (przynajmniej ja nie widziałem) nie zdecydował się na zrobienie czegoś podobnego.
* * *
Na sam koniec tak jeszcze przy okazji wyeliminowania Realu przez Celtę – żeby nie było, że przeoczyłem – jedna luźna ciekawostka. A raczej graficzna zagadka: Gdzie na poniższej fotografii znajduje się John Guidetti? Czas start.
Gdyby ktoś był ciekaw, o co w tym zdjęciu tak właściwie chodzi – Szwed większość dzieciństwa spędził w Kenii, gdzie jego ojciec wykładał na jednej z uczelni. Sam zawodnik Celty zawsze podkreśla zresztą w wywiadach, że afrykańskie państwo jest najwspanialszym miejscem na Ziemi.
Ban