Robisz to, co kochasz, jednak tak naprawdę całe życie snujesz się wyłącznie po stadionach, gdzie – przy dobrych wiatrach, kilka razy w sezonie – może obejrzy cię nieco więcej kibiców niż na stadionie w Lublinie. To jednak wyjątki – w III czy IV lidze porywający co najwyżej może być wiatr, na pewno nie frekwencja. Czasem jednak sprawy układają się w taki sposób, że nawet piłkarze łączący grę w piłkę z pracą – dajmy na to w wojsku – mogą… wystąpić na mundialu. Jak to możliwe?
1994 rok. Reprezentacja Wojska Polskiego po porażce z Holandią (1:5) znika z piłkarskiej mapy Polski. Nawet największym optymistom trudno było wierzyć w inny rezultat – skład naszej reprezentacji był oparty na żołnierzach zasadniczej służby wojskowej z grającego wówczas w III lidze Wawelu Kraków. Za ciut bardziej znanego zawodnika uznać można było jedynie Krzysztofa Bizackiego z Ruchu Chorzów.
Sromotne 1:8 w dwumeczu na długo spuściło powietrze z wszystkich związanych z kadrą, gdyż od tego momentu zaprzestano wszelkich działań. Było to o tyle bolesne, że w nie tak znowu dawnej przeszłości kadrze udało się coś osiągnąć – rok wcześniej, w 1993, reprezentacja oparta w dużej mierze na pierwszoligowcach z Zawiszy Bydgoszcz, zajęła 5. miejsce w Mistrzostwach Świata Drużyn Wojskowych w Maroko. Pierwszy i ostatni raz udało się zresztą wziąć udział w tego typu turnieju.
Czy mogło być lepiej? Faktem jest, że zarówno w spotkaniu z Holendrami, jak i podczas MŚ w Maroko bazowano w głównej mierze na jednym klubie (raz Wawel Kraków, raz Zawisza Bydgoszcz), do kadry nie dostawali się zawodnicy z całego kraju. Potencjał na pewno nie został w pełni wykorzystany.
Jak stał się pan członkiem sztabu trenerskiego reprezentacji Wojska Polskiego?
Można powiedzieć, że do sztabu trenerskiego lekko się wprosiłem. Kiedy dowiedziałem się, że reaktywowana jest Reprezentacja Wojska Polskiego, sztab był już ustalony. Wkrótce jednak jeden z trenerów musiał wyjechać służbowo na dłuższy okres i wtedy dostałem propozycje dołączenia do kadry.
Grają tam oczywiście tylko zawodowi żołnierze?
Tak, w Reprezentacji WP mogą występować tylko zawodnicy, którzy na co dzień na stałe są żołnierzami.
Kogo uważa an za najlepszego zawodnika drużyny?
Najlepszym zawodnikiem w naszej reprezentacji jest kolektyw. Chcemy, aby chłopaki byli kolektywem i aby jeden za drugim był gotów pójść w ogień. Na razie udaje się w stu procentach.
Jacy piłkarze w takim razie należą do drużyny? W kadrze są głównie zawodnicy trzecioligowych klubów i to oni stanowią trzon reprezentacji. Niektórzy kibice na pewno mogą kojarzyć Marka Niewiadę, występującego przez wiele lat na poziomie I ligi we Flocie Świnoujście. Przemysław Kostuch dużą część kariery spędził w Gryfie Wejherowo, gdzie zasmakował między innymi drugiej ligi. Zdarzają się też zawodnicy występujący poniżej III ligi – przykład chociażby Konrada Rokickiego z Astry Ustronie Morskie, czy obecnie najlepszego strzelca w grupie zachodniopomorskiej IV ligi, Konrada Romańczyka z Gryfa Polanów.
Podobno zgłaszali się nawet zawodnicy z A-klasy. Nikt przed nikim nie zamyka drzwi.
—
Za selekcje zawodników na początku odpowiedzialni byli kpt. Jakub Wołyński z 23 Śląskiego Pułku Artylerii z Bolesławca i st. chor. Tomaszowi Musze z dowództwa 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Szkoleniowcy trenowali co najwyżej kluby III-ligowe, sami wcześniej jako piłkarze grając szczebel niżej.
Po pierwszej wzmiance o budowie drużyny narodowej niemal od razu zgłosiła się cała masa żołnierzy – z trenerami kontaktowało się wielu piłkarzy i instruktorów wychowania fizycznego z różnych jednostek.
“Gram na pozycji napastnika lub bocznego ofensywnego pomocnika. Zanim trafiłem do armii w 2010 roku (…) byłem na testach w Widzewie Łódź, Zniczu Pruszków, Górniku Zabrze i Unii Tarnów (…). Liczę, że dostanę szansę pokazania swoich umiejętności na boisku”.
—
Kadra szybko się zebrała i już po paru miesiącach przygotowań przystąpiła do eliminacji Mistrzostw Świata, gdzie w niemieckim Augustorf czekały ekipy wojskowych z Niemiec, Holandii i Litwy. Do Omanu miały jechać dwa najlepsze zespoły.
Polacy, pomimo porażki w spotkaniu inauguracyjnym z Niemcami (1:2), po bardzo ciężkim boju, odprawili z kwitkiem Holandię (2:1). Spotkanie z Litwą było już tylko formalnością, udało się im wcisnąć pięć bramek.
Do turnieju zakwalifikowały się tylko cztery drużyny z Europy. Wasza obecność na Mistrzostwach jest chyba całkiem sporą niespodzianką?
Tomasz Chrupałła: Nasz awans jest na pewno dużym sukcesem. Przypomnę, że nasza reprezentacja miała długą przerwę, a my mieliśmy niecałe trzy miesiące do turnieju kwalifikacyjnego. Mimo wszystko udało nam się wyprzedzić takie uznane marki, jak np. Holandia i wywalczyć upragniony awans. Jeżeli chodzi o sam turniej w Omanie – jakiś konkretny cel nie został nam narzucony. Takie minimum dla nas samych to wyjście z grupy, a później wszystko jest możliwe.
W kwestii przygotowań do meczów – analizujecie jakoś poszczególnych rywali? Jeżeli tak, to skąd zbieracie o nich informację?
TCH: Niestety o naszych rywalach na MŚ nie wiemy za wiele, dlatego koncentrujemy się tylko na swoich założeniach.
Paweł Rakowski, jeden z zawodników: Tak jak do Niemiec, tak teraz do Omanu jedziemy z niewielka wiedza o rywalach, jak i całym turnieju. Wiemy na pewno, że drużyny takie jak Egipt, Iran, Oman, nasi rywale w fazie grupowej, są bardzo silnymi drużynami, w których występują zawodnicy z wyższych lig, a nawet mający występy w pierwszych drużynach narodowych swojego kraju. Na pewno łatwo nie będzie – dodaje, na co dzień występujący, jak większość, na poziomie trzecioligowym.
Jest to na pewno sporego kalibru przygoda – najwyżej trenował pan Leśnika Manowo w III lidze, a teraz może pojechać na, było nie było, Mistrzostwa Świata. Jak pan podchodzi do tej przygody?
TCH: Dla mnie osobiście jest to spore doświadczenie w przygodzie trenerskiej. Jestem młodym trenerem z krótkim stażem, ale wraz z całym sztabem szkoleniowym szybko się uczymy. Na pewno jest to inna praca jak na co dzień w klubie, ale jak do tej pory jest chyba nieźle.
Jak wspominasz turniej kwalifikacyjny do Mistrzostw?
TCH: Eliminacje były dla nas wielką niewiadomą. Byliśmy nowicjuszami i sami o przeciwnikach wiedzieliśmy niewiele. Jednak jechaliśmy z zamiarem awansu i tak też się stało.
Udało się nawet pokonać Holandię. Jak się z nimi grało?
TCH: Pokonaliśmy Holandię i Litwę oraz przegraliśmy z Niemcami, z którymi wspólnie awansowaliśmy. Niemcy byli zdecydowanie najlepsi, natomiast z Oranje stoczyliśmy bardzo twardy bój podczas burzy i deszczu. Wygraliśmy 2:1.
Mistrzostwa Świata są na pewno świetna przygoda dla piłkarzy takich jak ty. Jak to odbierasz?
TCH: Owszem. Traktuje to jako przygodę, którą umożliwia mi praca w wojsku. Nie mniej jednak każdy z nas podchodzi do sprawy z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem.