Rzadko nam się zdarza – a w zasadzie zdarzyło się po raz pierwszy – ale napiszemy tekst zainspirowany notką na blogu Jacka Sarzały z “Gazety Wyborczej”. Notką, która naszym zdaniem jest strzałem w dziesiątkę. Całość można streścić jednym zdaniem – na co komu trybunał przy PKOl? Jak wiadomo nasza ekstraklasa ma wystartować za niecałe dwa tygodnie, ale do dziś nie wiadomo, w jakim składzie. I za ten bałagan odpowiada nie tylko PZPN, ale także wspomniany trybunał, wydający wyroki zależnie od tego, z której strony zawieje (wiece co się kryje za tym eufemizmem, co?).
Od pewnego czasu mówiono, że dziś trybunał pochyli się nad sprawą Widzewa. Jak się oczywiście okazało – nie pochylił się i do końca nawet nie wiadomo, kiedy to zrobi. Łaskawie wybrano skłąd sędziowski i… tyle. Do tego, że sądownictwo w Polsce jest kuriozalnie niewydolne, już się dawno przyzwyczailiśmy. Ale sądownictwo sportowe, gdzie przecież nie rozpatruje się dziennie miliona spraw, mogłby jednak działać zdecydowanie sprawniej.
Co trybunał przy PKOl ma lepszego do roboty niż sprawa Widzewa? Dlaczego nie może zająć się nią bezwłocznie i ślęczeć nad nią chociażby i 20 dni z rzędu? Dlaczego ktoś nie może pojąć, że ta kwestia wymaga natychmiastowych decyzji? Czy członkowie trybunały za swoją pracę otrzymują wynagrodzenie czy też działają hobbystycznie? Bo jeśli dostają pieniądze, to ich psim obowiązkiem jest PRACOWAĆ. A jeśli nie dostają pieniędzy, to powinni je dostać i PRACOWAĆ. Czy to naprawdę takie trudne do zrozumienia?
Trybunał ma w dupie ekstraklasę, więc się nigdzie nie spieszy. Dodatkowo ciągłe odraczanie sprawy niby dodaje tej instytucji – na co dzień zapomnianej i całkowicie zbędnej – powagi. Wreszcie są ważni, wreszcie się o nich mówi. Czy ktoś mógłby z nimi zrobić porządek?
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT