Reklama

Rafała Murawskiego będzie bardzo trudno zastąpić

redakcja

Autor:redakcja

28 czerwca 2009, 13:18 • 4 min czytania 0 komentarzy

Rafał Murawski jest pierwszym (ale czy ostatnim?) piłkarzem Lecha Poznań, który latem opuścił klub. Przeszedł do zespołu mistrza Rosji, Rubina Kazań. A to oznacza, że dostał tyle kasy, że jak już mu się skończy kontrakt w Tatarstanie, to będzie mógł leżeć do góry brzuchem do końca życia. Można śmiało założyć, że przez najbliższe trzy lata zarobi jakieś 2 miliony euro i to na rękę. No i do tego – nie ma się co oszukiwać – zanotował olbrzymi awans sportowy, już jesienią zadebiutuje w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Szkoda, że taki zawodnik opuszcza polską ligę, ale jemu samemu – gratulujemy.
Lechowi nie będzie łatwo uzupełnić dziurę po Murawskim. To jest naprawdę piłkarz wysokiej klasy – nie dość, że świetny technicznie, to jeszcze nie odstawiający nogi, charakterny. Bardzo rzadko tracił piłkę – nawet atakowany przez dwóch rywali, zepchnięty gdzieś do linii bocznej czy końcowej, potrafił wyjść z opresji. Kto ma go teraz zastąpić? Injać? To nie ta półka.

Rafała Murawskiego będzie bardzo trudno zastąpić

Murawskiego zapamiętamy przede wszystkim z tego strzału…

Co ważne, Rubin nie tylko zdobył mistrzostwo w tamtym sezonie, ale i w tym jest bardzo mocny. Na razie zajmuje drugie miejsce w tabeli, ale ma jeden mecz rozegrany mniej od lidera. Jeśli go wygra, obejmie prowadzenie. Oprócz Murawskiego, Rubin w ostatnim czasie kupił między innymi Cesara Navasa z Santander (za 3 miliony euro) i wypożyczył Alejandro Domingueza z Zenita (wcześniej Dominguez właśnie z Rubina został sprzedany do Zenita za 7 milionów euro).


Kiedyś o Rubnie bardzo ciekawie na swoim blogu napisał Marcin Adamski. Zapraszamy do lektury:

Dzisiaj chciałem napisać o czymś, czego… pewnie się nie spodziewacie. Kilka dni temu mistrzem Rosji został Rubin Kazań, czego nie spodziewał się żaden z ekspertów. Mnie natomiast to nie zaskoczyło. Przeciwnie – wiedziałem, że sen właścicieli tego klubu kiedyś się spełni.

Reklama

Otóż kilka lat temu mój Rapid Wiedeń zmierzył się z Rubinem w Pucharze UEFA. Po losowaniu nikt szczęśliwy nie był – trafiliśmy na dobry klub pod względem sportowym, ale beznadziejny marketingowo. Odpaść więc było łatwo, zarobić – praktycznie niemożliwe. Pamiętam, że w szatni ktoś powiesił kartkę z kadrą Rubina. Widniały tam nazwiska 30 chłopów, w tym ani jednego juniora, za to chyba aż 15 reprezentantów różnych krajów. Byli kadrowicze Rosji, Ghany, Czech, Urugwaju, do tego Brazylijczycy i Argentyńczycy.

Pierwszy mecz – wtopa. Przegraliśmy 0:2, ja byłem świeżo po kontuzji i wszedłem na boisko, jak już było pozamiatane, w 85 minucie. Nie ma się co czarować, przed rewanżem mało kto wierzył w awans. Ja miałem jednak silną motywację – musiałem wrócić do pierwszego składu i się w nim utrzymać, nie zważając na silną konkurencję (w klubie było czterech stoperów, w tym dwóch reprezentantów Austrii).

Przylecieliśmy do Kazania i… udaliśmy się na łódkę. Tak, tak – zakwaterowaliśmy się w hotelu, który tak naprawdę był po prostu łajbą pływającą po rzece. Wszystko ze względu na wielką przestępczość w Kazaniu oraz fakt, że kucharzem na tej łódce był Austriak, mieszkający na stałe w Kazaniu u boku pięknej Rosjanki. Nie dziwię się, że tam dla niej został. Kilku kolegów z Rapidu, po zobaczeniu jej, chętnie by się z tym kucharzem zamieniło:)

Noc mijała tak sobie. Kajuty ciasne, do tego ciągły warkot silnika i bujanie. Ja akurat to bujanie jeszcze w miarę nieźle znosiłem, bo pochodzę ze Świnoujścia, ale niektórzy mieli problem. W końcu zapadła decyzja, że – za zgodą trenera – posiedzimy w barku. Mecz był następnego dnia dopiero o 20, więc nie było ryzyka, że ktoś się nie wyśpi. Przypominam to sobie z uśmiechem. Noc, gdzieś na końcu świata, w stolicy Tatarstanu. I mała łódka na rzecze, na niej my. Pewnie nie tak wyobrażaliście sobie przygotowania drużyny piłkarskiej.

Dzień później rano rozruch, obiad, drzemka, wreszcie o 17.30 odprawa i… na nich. Stadion komunistyczny, ale w środku, w budynku klubowym widok robił wrażenie. Na ścianach i podłogach marmury, wszystko świeże, nowiutkie, po generalnym remoncie. Już wtedy pomyślałem, że przy takich inwestycjach ten klub musi kiedyś zagrać w Lidze Mistrzów. Bo już wtedy zaczął do tego przygotowania.

Potem mecz. I wiecie co? Puknęliśmy ich 3:0! To był jeden z najlepszych meczów Rapidu, w jakich grałem. W ataku byliśmy bezlitośni, a w obronie bezbłędni. Zresztą, do Rosjan mieliśmy szczęście, bo rok później w walce o Ligę Mistrzów wyeliminowaliśmy Lokomotiw.

Reklama

Wesoło było na lotnisku. Opóźnił się nasz samolot, więc natknęliśmy się na naszych kibiców. Ci dzień wcześniej próbowali poznać uroki nocnego życia w Kazaniu, więc… wyglądali jak siedem nieszczęść. Niektórzy ledwo żywi, niektórzy obandażowani. Ale zabawa była przednia. Nawet menedżer klubu zachęcał nas, żebyśmy – w ramach okazywania szacunku kibicom, którzy przemierzyli dla nas taki kawał – razem z nimi świętowali awans.

Przypomniała mi się ta historia teraz, kiedy Rubin triumfował w lidze. Widzę, że polityka transferowa tego klubu nie uległa zmianie. Wciąż prym wiodą gracze grubo po trzydziestce, z tym, że teraz jeszcze bardziej klasowi – Rebrow, Siemak, Milosevic, Popow…

FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT

Najnowsze

Polecane

Zaczęło się katastrofalnie, a potem było już tylko dobrze. Magda Fręch w III rundzie AO

Sebastian Warzecha
0
Zaczęło się katastrofalnie, a potem było już tylko dobrze. Magda Fręch w III rundzie AO
Anglia

Z Bundesligi do Premier League. Aston Villa potwierdziła transfer napastnika

Aleksander Rachwał
0
Z Bundesligi do Premier League. Aston Villa potwierdziła transfer napastnika

Komentarze

0 komentarzy

Loading...