Malta. Kraj kojarzony głównie z pięknymi krajobrazami i plażami, wyjątkowo przyjemnym klimatem, “Sokołem Maltańskim” czy niskimi podatkami. W kontekście piłki nożnej – co najwyżej z fajnym miejscem na łączenie sportu z wypoczynkiem czy dorabianiem paru groszy do emerytury. Tak czy owak, nie oznacza to, że tamtejszy futbol nie ma swoich mrocznych stron. To właśnie na Malcie doszło bowiem niedawno do chyba najbardziej surrealistycznej korupcyjnej intrygi, o jakiej słyszeliśmy w ostatnich latach.
Na świeczniku tym razem znalazł się kilkukrotny mistrz Malty, obecnie pogrążony w kryzysie, Birkirkara FC. Najpoważniejsze zarzuty postawiono bramkarzowi Miroslavovi Kopriciowi, wobec którego już od jakiegoś czasu snuto podejrzenia dotyczące odpuszczania spotkań. Jakiś czas temu miał on nawet rzekomo zostać przyłapany na gorącym uczynku, gdy telefonicznie dogadywał szczegóły ustawienia jednego z meczów. W klubie doszli więc do wniosku, że czas najwyższy zgłosić sprawę na policję.
Oskarżenia o korupcję oskarżeniami, nie Koprić pierwszy, nie ostatni. W tym momencie nadchodzi jednak najciekawsza część opowieści, istne crème de la crème. Bramkarz wobec podobnych zarzutów ze strony pracodawcy postanowił bowiem wytoczyć wyjątkowo ciężkie działa przeciwko Birkirkarze.
Koprić podczas składania zeznań na komisariacie, poza oczywistym stwierdzeniem, że jest niewinny, wyznał, że… został jakiś czas temu porwany przez prezesa klubu, Adriana Delię, i sześć innych towarzyszących mu osób. Chorwat opowiedział, że wywieziono go za miasto, uwięziono w garażu i zmuszano do przyznania się do winy.
“Delia chciał, żebym wyjawił mu nazwiska ludzi, którzy uczestniczyli w procederze korupcyjnym. Jako że nie miałem z tym nic wspólnego, powiedziałem, że mogą śmiało iść na policję. Potem zabrali mi dwa telefony komórkowe i laptopa, grożąc mi przekazaniem ich jako dowody w sprawie”, przedstawił publicznie swoją wersję wydarzeń Koprić jednemu z serbskich mediów.
Sam klub oczywiście nie mógł pozostać głuchy na podobne oskarżenia i wydał w sprawie oficjalne oświadczenie:
“W związku z artykułem, który ukazał się w serbskiej prasie, Birkirkara FC chce kategorycznie zaprzeczyć oskarżeniom o rzekome porwanie Miroslava Kopricia. Członkowie zarządu w żadnym momencie nie zmuszali pana Kopricia do działania wbrew własnej woli oraz nie działali niezgodnie z prawem”, możemy przeczytać na oficjalnej stronie maltańskiego klubu.
Niezależnie od tego, wersja której ze stron konfliktu jest prawdziwa, o takim cyrku na kółkach w szeroko pojętym cywilizowanym świecie nie słyszeliśmy od dawna. Jakkolwiek bowiem spojrzeć, trudno nam jednoznacznie rozsądzić, co byłoby w tej sytuacji bardziej absurdalne – rzeczywiste porwanie zawodnika Birkirkary przez sternika klubu czy wymyślenie bajki o uprowadzeniu w celu obrony przed zarzutami.