Każde zwycięstwo jest cenne i to jasne jak czupryna Osyry, ale dzisiaj? Nie napiszemy, że mecze Bruk-Betu z Pogonią to niemal jak derby, ale jednak, przynajmniej dla Czesława Michniewicza powinny mieć szczególne znaczenie. Nie dość, że 3 punkty gwarantowały przezimowanie na wysokim piątym miejscu, a Bruk-Bet niżej w tym sezonie jeszcze nie był, to była też okazja do rewanżu za pamiętne 0:5 w Szczecinie.
Trener niecieczan mógł wręcz pomyśleć, że jego ekipa chce straty w tym dwumeczu odrobić, bo strzelanie zaczęło się wyjątkowo szybko, Słowik wyciągał piłkę z siatki już w trzeciej minucie. Słabo podał Rapa, piłkę padła łupem Kupczaka, ten oddał ją do Stefanika, który uruchomił Misaka, a on pewnym strzałem pokonał bramkarza. Fajnie, naprawdę fajnie się to oglądało, jak szybko błąd rywala potrafili wykorzystać gospodarze. Jakieś 15 sekund między przechwytem a golem? Zero przedłużania, czysty konkret, jak wyjście na randkę do restauracji już z gotowym śniadaniem dla partnerki. Samo uderzenie też dobre, po długim rogu, bez walenia siła razy ramię. Zresztą Misak próbował tak dziś dwukrotnie i naprawdę niewiele brakowało, by ustrzelił dublet.
Pogoń od początku wyglądała tak samo niemrawo jak kibice w tym mrozie i mgle. Wyglądało to po prostu smutno, a najsmutniej – Jarosław Fojut. To naprawdę solidny obrońca, a w tym spotkaniu jakby ktoś przestawił mu wajchę, kręcono nim widowiskowo, często i bezlitośnie. Maczał palce przy pierwszej bramce, później dwukrotnie w polu karnym dał się nabrać na szybki drybling Guby a słaby występ podpisał drugim golem, kiedy wyszedł do rywala, ale był wyraźnie spóźniony. Niby po grze na kole podbiegunowym w Norwegii w takich warunkach powinien rozkwitać – dziś było jednak zupełnie odwrotnie, wyglądał raczej jakby całe życie spędził w Kamerunie i przez 3/4 meczu starał się zrozumieć dlaczego grabieją mu ręce.
No dobra, wiemy, że Pogoń – nie tylko przez Fojuta – nie domagała w obronie, ale można to przecież nadgonić w ofensywie. Niestety, również tu bieda. Akcje gości były wolne, schematyczne i dobrze dysponowani gospodarze najczęściej je rozbijali, dość dosłownie, bo niemal po każdym przechwycie zbici goście lądowali na murawie. A jeśli jakimś cudem udawało im się uniknąć twardego odbioru, to sami Portowcy robili sobie pod górkę, podejmując złe i pochopne decyzje. Na przykład… Fojut. Dostał dobre dośrodkowanie, miał masę czasu na przyjęcie, ale postanowił walnąć bez tego dodatku. No i nie trafił nawet w bramkę. To samo Frączczak, miał futbolówkę na woleja, ale zaliczył podwyższenie rodem z Pucharu Sześciu Narodów.
Pogoń kombinowała jak koń pod górę, Bruk-Bet Termalica po prostu strzelała, stąd też trzy punkty trzeba zapisać po jej stronie. Portowcy długo byli w gazie, ale ostatnio wyhamowali i resztki paliwa wykorzystali chyba na podróż do Niecieczy, bo zabrakło go już do walki na murawie. Mamy nadzieję, że jakoś wrócicie do domów przed wigilią!
Fot. FotoPyk