Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

30 listopada 2016, 11:49 • 4 min czytania 0 komentarzy

Kompletnie nie potrafię odnaleźć się na pogrzebach. Nie potrafię zachować się w obliczu śmierci. Nigdy nie wiem, co powiedzieć rodzinie, której przydarzyła się tragedia, w jakich słowach okazać swoje wsparcie i współczucie. Trzymaj się? Przecież tak się żegnamy po każdym spotkaniu, co to w ogóle za słowo. Jestem z tobą? Jeszcze gorzej. Ty ze mną jesteś, ale on – tata, brat, dziadek – już nie. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Każde słowo wydaje mi się zbyt banalne. Każde zdanie wydaje mi się pogarszać sytuację, każdy gest wydaje się zbyt błahy, każda pomoc – niewystarczająca. Nawet przy specyfice miasta rozkochanego w wisielczym humorze, który pewnie niejednego uratował od wisielczej śmierci, bardziej trafia do mnie “Ojciec Chrzestny” – o śmierci się nie rozmawia. Po prostu, to zbyt poważny temat, by w ogóle go dotykać, w jakikolwiek sposób.

Czuję skrępowanie nawet wysłuchując oferty ubezpieczeń na życie. “Ale jeśli pan umrze tragicznie, na przykład w wypadku samochodowym”; “odszkodowanie jest nieco mniejsze w przypadku chorób śmiertelnych jak złośliwy rak”; “mamy też ofertę zapewnienia renty dla dzieci po pańskiej śmierci”. Kurwa, jak w ogóle można o tym tak swobodnie szczebiotać przez telefon z nieznajomym gościem? Wiem, że to nie świat ubezpieczycieli jest nienormalny tylko ja, ale mimo wszystko – jeśli już głośno mówić o takich sprawach to może z użyciem nieco mniej bezpośrednich słów?

Tym gorzej zniosłem wczorajszy dzień. Tekst informacyjny na pięć akapitów o katastrofie samolotu zajął mi chyba ze dwie godziny, tym bardziej, że nie wszyscy mają aż taki szacunek do śmierci i skakali po liczbie ofiar/uratowanych jak po kanałach w telewizji. 13! 8! 25! Zanim ja ustaliłem, czy lepiej pasuje słowo dramat czy tragedia, niektórzy mieli już galerię zdjęć z miejsca katastrofy. Znów: to nie zarzut wobec kogokolwiek, bardziej złożenie samokrytyki.

Przez cały dzień zbierałem się, żeby jakoś to wszystko skomentować. Tę decyzję Atletico Nacional, by oddać tytuł zwycięzcy Copa Sudamericana Chapecoense bez gry. Ten apel Corinthians, by kluby ligi bezpłatnie wypożyczyły zawodników do klubu z Chapeco, te gesty wsparcia z całego świata. Zdjęcie trzech zapłakanych piłkarzy w przerażająco pustej szatni. Zdjęcie młodego kibica siedzącego na trybunach stadionu ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Film ze świętowania awansu do finału kontynentalnych rozgrywek. Te wzruszające słowa trenera, że gdyby miał dziś umrzeć, umarłby szczęśliwy, zresztą chust wie, czy nie zmyślone, jak choćby zdementowana pomoc finansowa od PSG.

Reklama

Nie potrafiłem i nadal nie potrafię. Wiem tylko, że takie obrazki jak wczoraj przywracają wiarę w futbol, w to, że cała ta nasza zabawa jest prawdziwa, szczera, autentyczna. Że wzruszenie piłkarzy podczas minuty ciszy, czy to na treningach, czy przed meczami nie jest medialnym show. Że to wszystko w nich tkwi, że każdy kibic wyobraził już sobie pikujący samolot swojej drużyny, że każdy piłkarz wspomniał swoje ostatnie dziesięć lotów.

Zmroziły mnie słowa trenera Bjelicy na wczorajszej konferencji Lecha o locie samolotem Kraków-Poznań. Tak normalne, naturalne, banalne, w tym konkretnym dniu brzmiały równie mocno jak wspomniane zdjęcia.

Szanujmy tę naszą wspólną pasję, pasję, która poprowadziła Chapecoense z Serie D do finału Copa Sudamericana i która zapewne towarzyszy im teraz, na tym innym, lepszym boisku. Pasję piłkarzy, kibiców, działaczy, dziennikarzy. Nie musimy się kochać, nie musimy się nawet lubić. Ale wszyscy jesteśmy tu z jednego, okrągłego powodu. Tworzymy najbardziej zróżnicowaną i pewnie największą społeczność na świecie.

Ja od dziś codziennie będę dziękował, że jestem jej częścią.

***

Biorąc pod uwagę cały wczorajszy dzień, łącznie z naszą lokalną tragedią i śmiercią górników – tym mocniej wkurwił mnie dziś TVN 24. Nadawali setki spod kopalni, złapali młodą dziewczynę, która dopiero tam przyjechała. – Pracował tu, nie wiem czy żyje, gdzie tu się w ogóle idzie sprawdzić – dopytywała dziennikarzy, którzy bezlitośnie drążyli – a kto pracował, a kiedy pani tu przyjechała, a czy to mocno boli, że pani jeszcze nie wie, czy żyją. Złapałem się za głowę, kobieta idzie sprawdzić, czy jej bliski jest jeszcze na świecie, a ci ją zatrzymują i maglują. W końcu ktoś się zlitował, prosto i w prawo, proszę pani. Pobiegła. Operator kamery pobiegł za nią.

Reklama

Bez wątpienia, wolę stać z boku na pogrzebie i jąkać się przy kondolencjach.

***

Dołączam jeszcze cholernie mocne słowa od Andrzeja Cały.

Najnowsze

Ekstraklasa

Błyskawiczne transfery Radomiaka. Nowy skrzydłowy wstępnie dogadany z klubem

Szymon Janczyk
1
Błyskawiczne transfery Radomiaka. Nowy skrzydłowy wstępnie dogadany z klubem

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...