Cóż to był za fatalny rok dla Podbeskidzia Bielsko-Biała. Długa walka i realne myśli o grupie mistrzowskiej Ekstraklasy, zaraz potem spadek, zapowiedzi szybkiego powrotu, które zostają zweryfikowane miejscem w środku tabeli na koniec jesieni. Dziś kibice mogli jednak otrzeć łzy…
230 dni minęło od ostatniego zwycięstwa Podbeskidzia na własnym terenie. Ostatnim razem wygrali w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego – z Termaliką. I potem nie zgarnęli trzech punktów w żadnym z czterech meczów, no i w obecnych rozgrywkach w żadnym z dziewięciu. Aż do teraz.
Ale w piątkowym spotkaniu z Bytovią gospodarze do przerwy przegrywali, w 83. minucie jeszcze był remis. Oba gole dla Podbeskidzia zdobył Szymon Lewicki, król strzelców zaplecza poprzedniego sezonu, który do dzisiejszego występu miał na koncie tylko jedno trafienie.
Jeśli w ostatnim czasie nie śledziliście losów bielszczan zbyt uważnie, to zestawienie tych wszystkich paradoksów może powodować niemały ból głowy.
Wystarczy oddać choćby głos Michałowi Janocie: „Najważniejsze, że wygraliśmy dzisiejszy mecz, co prawda szkoda, że tak późno, bo musimy teraz to nadrabiać, ale uważam, że ta liga jest tak skonstruowana, że po dobrze przepracowanym okresie przygotowawczym będziemy walczyć do samego końca, bo mamy o co”.
To znaczy, o co, Michale? Kilka godzin temu zajmowaliście 12. miejsce w tabeli, teraz – owszem, wskoczyliście na 8., ale macie rozegrany jeden mecz więcej od większości rywali. Nad miejscem barażowym utrzymujecie przewagę sześciu punktów, do drugiego GKS-u Katowice – tracicie osiem. Za moment możecie jednak tracić jedenaście. A, no i chcielibyśmy przypomnieć, że gdyby nie dzisiejsze zwycięstwo to kibice czekaliby na zdobyte trzy punkty w domu… minimum 11 miesięcy.
Tak, za Podbeskidziem zdecydowanie beznadziejny rok. Rok, o którym wszyscy jak najszybciej chcieliby zapomnieć – włącznie z dwoma poprzednimi trenerami, którzy ten zespół już prowadzili. Jan Kocian daje nadzieję, że jakoś to wszystko poukłada, ale stwierdzenia, że „jest o co walczyć” to delikatny nietakt.
*
Na meczu podopiecznych Kociana mieliśmy zakończyć tekst pierwszoligowy, ale… Ale: uwaga! Dziś miało również miejsce starcie Znicza Pruszków z Wigrami Suwałki. Po obu stronach kilku grajków, których powiniście kojarzyć: u gospodarzy dotychczas niespełnione talenty w postaci Kity, Kubickiego i Jagiełły, a u gości obiecujący Kozak czy Kądzior. Nieoficjalnie wiemy, że jedni i drudzy puścili sobie przed tym spotkaniem powtórkę Borussia Dortmund – Legia Warszawa.
Jutro postaramy się porozmawiać z bohaterami tego widowiska.
Fot. FotoPyk