„Jak wyjdziesz z bramki, to powtarzamy i dostajesz żółtą” – usłyszał przed rzutem karnym Jakub Szumski, golkiper Zagłębia Sosnowiec, od Daniela Stefańskiego. Arbiter sobotniego hitu pierwszej ligi pomiędzy wspomnianą drużyną a Chojniczanką podjął niezrozumiałą decyzję o powtórzeniu obronionej jedenastki. I jako że Stefański telefonu nie odbierał, porozmawialiśmy z drugim z “bohaterów” zajścia.
Poszła w sobotni wieczór szklaneczka whisky dla ukojenia nerwów?
– Mówisz o tym, co mogło dziać się w domu, ale już wtedy trochę ciśnienie ze mnie zeszło. Ja przede wszystkim musiałem się uspokoić zaraz po zakończeniu meczu. Mamy jeszcze dwa spotkania w tej rundzie i chciałbym w nich wystąpić. Dlatego musiałem uważać, żeby nie palnąć czegoś głupiego i nie narobić sobie problemów. Pilnowałem się, by nie sprowokować jakiejś sytuacji czy nie przesadzić w rozmowach u sędziego.
Punktem zapalnym u ciebie był zapewne tekst od Daniela Stefańskiego, którym podzieliłeś się na Twitterze: „Jak wyjdziesz z bramki, to powtarzamy i dostajesz żółtą”.
– To było dla mnie zupełnie coś nowego. Nigdy z ostrzeżeniem o takiej treści się nie spotkałem, nie słyszałem, by sędzia kładł tak silny nacisk na ten aspekt. Nie wiem, co miał na myśli, przekazując mi taki komunikat tuż przed rzutem karnym i nakazując potem jego powtórkę, kiedy wskazał mój błąd. Naprawdę nie wiem, czego się dopatrzył… Niestety, nie było okazji do rozmowy z sędzią po meczu. Ja miałem żółtą kartkę na koncie, nie chciałem już prowokować.
A co usłyszałeś, gdy nakazano powtórkę rzutu karnego?
– Że wyszedłem przed linię, a przecież wcześniej sędzia mnie ostrzegał… Wyglądało to tak, jakby chciał podkreślić swoją obecność – że on tutaj jest, Pan Sędzia z Ekstraklasy. Porównuję to sobie do zejścia do rezerw zawodnika z pierwszej drużyny. Wychodzi na boisko Pan Piłkarz, ustawia całą resztę, zagrywa piętkami, nie znika z pola widzenia. Myślę, że tak samo zachował się arbiter. On prowadził mecze w Ekstraklasie, do pierwszej ligi chyba nie zszedł za karę. Nie śledziłem jego losów, nie wiem, czy wcześniej dobrze gwizdał, ale w Sosnowcu też nie robił tego źle. Chciał tylko podkreślić swoją obecność, że jest z najwyższej klasy rozgrywkowej, choć za główną zaletę arbitra uważa się niewidoczność i czucie ducha gry.
Wiadomo, nie był to mecz o mistrzostwo świata, ale uważam, że dla naszej piłki jest złe, gdy takie rzeczy się dzieją. Powinniśmy gonić Zachód, czerpać od nich wzorce, a nie ustalać własne, wyssane z palca zasady. Tym bardziej, że piłka to sport, w którym również obowiązują pewne niepisane reguły, których sędziowie też się trzymają.
Ile razy oglądałeś powtórkę rzutu karnego? Ile czasu spędziłeś na analizie tej sytuacji?
– Nie było jeszcze momentu, żebym o tej sytuacji nie myślał. Nie załamuję się, tylko bardziej zastanawiam, jakim cudem to się wydarzyło. Jak żyję – takiej sytuacji nie widziałem. Sam chciałbym poznać interpretację sędziego.
Interpretacja, że do momentu oddania uderzenia nie możesz jakkolwiek ruszyć się z linii bramkowej doprowadza do tego, że przy jakimkolwiek uderzeniu bliżej słupka nie miałbyś szans na skuteczną obronę.
– Myślę, że to sprawa tak oczywista, że w ogóle nie musimy jej poruszać. Przykre jest jednak to, że takie pytania po tej sytuacji padają… Być może sędzia też wyciągnie wnioski i żadnemu bramkarzowi nie odbierze już frajdy z obronionego rzutu karnego. Z czystej zawodowej solidarności, nikomu czegoś takiego nie życzę.
Powiedz jeszcze, co w Zagłębiu. Po odejściu Jacka Magiery w ośmiu meczach zdobyliście dziewięć punktów, ostatnie trzy mecze to tylko jedno oczko. Jesteście w dalszym ciągu wysoko, ale kapitał wypracowany na starcie topnieje w oczach.
– Mieliśmy czas przetasowań w klubie, które też w pewnym stopniu odbiły się na wynikach. My też potrzebowaliśmy chwili, by wszystko sobie poukładać. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, by wyjść z tej chwili słabości, bo kryzysem bym jej nie nazwał. Tydzień temu nieźle wypadliśmy w sparingu ze Śląskiem Wrocław, teraz też zaliczyliśmy dobrą połowę z Chojniczanką. Wracamy na dobre tory.
Celem jest awans?
– U nas głośno się o tym nie mówi, ale w podświadomości to tkwi… Mamy ambicje, od początku sezonu cały czas jesteśmy w pierwszej trójce i trudno, byśmy nie mieli myśli, że fajnie byłoby awansować. Nie ma co ukrywać: każdy z nas po cichu na to liczy. Uważam jednak, że nie ma sensu na siłę pompować balonika.
Fot. FotoPyk