Pamiętacie, jak pisaliśmy, że Kalita i Tuzimek na łamach “PS” urządzili sobie pojedynek literacki? Niestety, to się nasila, padają kolejne grafomańskie bariery. I pierwszy raz doceniamy “Przegląd Sportowy” w obecnym kształcie – w żadnej innej gazecie coś takiego nie miałoby prawa się ukazać, a przecież ubawiliśmy się setnie!
Przeczytajcie felieton Marcina Kality (darowaliśmy sobie/wam ostatnie dwa akapity). Ciekawe, czy przy pogrubionym fragmencie buchniecie śmiechem?
“Sobotni wieczór. Świat tak słodko wyciszony. Spokój, mroźne powietrze na zewnątrz dodatkowo tłumi wszelkie niepokojące odgłosy mroku, o ile takowe w ogóle miałyby prawo zaistnieć. Nastrojowa, pomarańczowa poświata światła ulicznego za oknem, półmrok dobrze znanego sobie pokoju, gdzie w żadnym z zakamarków nie czai się nic choćby na podobieństwo zła. Siadam w wygodnym fotelu, jakieś piwo, jakieś orzeszki. Sztampa. Nuda. Włączam telewizor. Na ekranie “Królestwo”.
Amerykańscy spece od zadań niemożliwych z misją w Arabii Saudyjskiej. Fikcja, ale nie do końca. Dzielnica miasta opanowana przed fundamentalistów, w której Amerykanie wpadają w zasadzkę, to prawda. Cały kwartał domów obsadzony przez zamaskowanych ludzi uzbrojonych w broń maszynową, wyrzutnie rakiet, granaty i cały arsenał śmiercionośnych narzędzi to też prawda. Podobnie jak 80-letni starcy prowadzący na rzeź tłumy i 10-letni chłopcy z ogniem fanatyzmu w oczach odbezpieczający swe pistolety. Krew, strach, śmierć. Piekło tym straszliwsze, że prawdziwe. Niewyobrażalne. Porażające dramatem, odrętwiające przy próbie współczucia.
A ja siedzę dalej w fotelu i właśnie kapeć spadł z lewej nogi. Wkurza mnie to. Naprawdę wkurza, bo okno lekko uchylone i zimno mi w stopę. No, nie! Chyba muszę odstawić szklankę (odstaw co innego – przyp. Weszło) i schylić się po pieprzonego kapcia. Zdarzenie urasta do rangi życiowego problemu.
Jak wytłumaczyć problem kapcia komuś, kto doświadczył piekła Kabulu czy jakiegokolwiek bliskowschodniego miasta w stanie wojny? Albo komuś, kto – jak bohaterka “Milczenia Lorny”, Albanka – musiał decydować się na fikcyjne małżeństwo z narkonanem, by uwolnić się od zmór swej ojczyzny?”
* * *
Może trochę spłycimy przekaz, ale dziś facet napisał o tym, że spadł mu kapeć. Na Boga! Kapeć! Że zimno mu w stopę. To jest jakiś koszmar, to nie może się dziać naprawdę. Wiele bełkotliwych artykułów przewinęło się przez nasze ręce, ale czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. A ten wstęp – o półmroku? Przecież to jest zwyczajnie niedorzeczne. To siarczysty policzek wymierzony wszystkim nauczycielom języka polskiego. Nie sądziliśmy, że kiedyś to napiszemy, ale chyba nawet “Prawda o Korei” Romana Kołtonia była lepsza.
Teraz zwracamy się do kolegów z “PS” – wiemy, że to trudne, wiemy, że czasami ciężko jest skrytykować przełożonego, ale istnieje coś takiego jak stan wyższej konieczności. Musicie, ale to musicie powiedzieć Marcinowi Kalicie, że NIE BĘDZIE słynnym pisarzem. Że jesteście zażenowani. Że tak po prostu nie można. Że to się nie godzi! Zróbcie to, także dla dobra Kality. Przecież nie chciał skończyć jako pośmiewisko internetowych portali.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT