Metody na wyprowadzenie równowagi zaczerpnięte z dżungli nie okazały się skuteczne, petarda hukowa rzucona prosto pod nogi Lewego podziałała na naszych tak, jak ugryzienie komara. Problem w tym, że do tych dwóch bramek Roberta w ogóle nie powinno dojść. Dla nas sprawa jest oczywista – około 55. minuty mecz powinien zostać zakończony, dzicz powinna wrócić do dżungli, a my do domów.
Kto jeszcze nie widział, co zrobiło to rumuńskie barachło, obrazek:
BEZ KOMENTARZA….
Rumunia 0:1 Polska #POLRUM @WeszloCom @Emishor pic.twitter.com/gfCQAYLSU8
— PolishFootballVideos (@PolishFootVideo) 11 listopada 2016
Skoro sędzia Damir Skomina nie zakończył meczu, skoro delegat nie postawił weto, oznacza to, że panowie uznali kontynuowanie go za bezpieczne i niezagrażające nikomu. Nam się zdaje, że gdy rzuca się pod nogi zawodników petardy to bezpiecznie jednak nie jest, ale co my tam wiemy. Widocznie czytaliśmy inną książkę BHP niż słoweński arbiter.
Mamy jednak do pana arbitra i pana delegata małe pytanie: co musiałoby się jeszcze stać, by uznali, że mecz należy przerwać? Musiałyby polecieć z trybun trzy petardy, a nie jedna? Musiałyby one wylądować nie metr od piłkarza, a dziesięć centymetrów? Zawodnik miał stwierdzić, że nie da rady grać, albo w ogóle nie być w stanie niczego powiedzieć? Z trybun miały lecieć noże, a nie petardy? Miałaby się polać krew? Na trybunach służby musiałyby znaleźć granaty? Broń chemiczną? Bombę atomową?
Pytamy serio, bo naprawdę nie wiemy, co jeszcze musiałoby się stać.
Zachodzimy w głowę i nie jesteśmy w stanie ogarnąć, dlaczego ten mecz był kontynuowany. Że nic się już później nie stało – żaden argument, bo gdyby jednak komuś stała by się krzywda, wszyscy nagle by się obudzili: – Trzeba było przerwać mecz wcześniej! Naszym zdaniem rzucanie w zawodników petard ogłuszających to wystarczający powód, by rozgonić towarzystwo. Zdaniem sędziego Skominy i delegata – niekoniecznie.
Tak czy inaczej, brawa dla Lewego. Mógł odwalić szopkę, mógł stwierdzić, że w tej sytuacji nie wyobraża sobie kontynuowania gry – wtedy arbiter nie miałby żadnego ruchu. Zamiast tego – zrewanżował się w najlepszy z możliwych sposobów.
Fot. FotoPyK