Wiele już w naszej przaśnej lidze widzieliśmy – były zwierzęta biegające po boisku, zwariowani trenerzy wyzywający swoich zawodników, a także sami piłkarze odstający od normy. Mimo wszystko dzisiejszy mecz w Gdańsku przejdzie do historii – po kilku miesiącach będziemy je bowiem wspominać przede wszystkim z wydarzenia, jakie poprzedziło rzut karny egzekwowany przez Adama Frączczaka.
Lechia zaczęła ten mecz jak na faworyta przystało. Siadła na przeciwniku, zamknęła go na połowie i szukała luk w defensywie. Na boku miejsca szukał sobie Rafał Wolski, w środku fajne piłki rozdawał Sławczew, a bardzo dobrą partię rozgrywał też Chrapek, który próbował i błyskawicznych klepek, i uderzeń z dystansu. Dość szybko zaczęło nam się też wydawać, że wynik jest sprawą przesądzoną – już po kilku minutach Wolski otrzymał podanie od Wawrzyniaka i rąbnął w stronę bramki. Kudła ustawiony był tak, że miał do wyboru dwa warianty: a) złapać piłkę (wariant nieco trudniejszy) lub b) piłkę odbić do boku (wariant zdecydowanie łatwiejszy). Bramkarz Pogoni postawił jednak na zupełnie inną alternatywę – owszem, odbił piłkę, ale zamiast, na przykład, na rzut rożny, to do bramki. No można i tak.
Gdańszczanie nie odpuszczali – mimo prowadzenia chcieli dobić rywala, ale niezbyt im to wychodziło. Niezłą okazję miał choćby Paixao, ale w dość dogodnej sytuacji trafił w słupek. I gdy wydawało się, że Lechia zejdzie do szatni z jednobramkowym prowadzeniem, to na przestrzeni kilku minut zaczęły się dziać rzeczy niecodzienne.
Dla porządku. Najpierw Frączczak wpadł w pole karne i po lekkiej przepychance z Malocą upadł. Czy tu był faul? Można się kłócić. Niby jakiś kontakt fizyczny był, ale coś nam się wydaje, że napastnik Pogoni mógł to ustać z palcem w dupie.
GOOOOL!
Lechia Gdańsk 1:1 Pogoń Szczecin (45′ Adam Frączczak)@pejo1979 @DaveZielinski16 @DumaPomorzaPl @12041973wr @mkasprzyk1993 pic.twitter.com/CeFpcQv8Us— PolishFootballVideos (@PolishFootVideo) 5 listopada 2016
Zanim jednak Frączczak podszedł do jedenastki, to zdążył jeszcze wrzucić coś na ząb. Z trybun spadł mu wafelek (specjaliści twierdzą, że Knoppers), więc Adaś odpakował, przemielił i pełen energii mógł stanąć do pojedynku z Vanją z którego wyszedł zwycięsko.
Druga połowa była zwyczajnie nudna. Lechia straciła gaz, a Pogoń mądrze się broniła. Ba, szczecinianie mieli nawet okazję, ale w świetnej okazji nie wykorzystał Nunes. Rozczarowali nas generalnie po zmianie stron podopieczni Piotra Nowaka – jakoś tak bez pomysłu, bez ikry. Nic nie dało ani wejście Mili, ani Stolarskiego, ani też Pawłowskiego. Każdy praktycznie atak rozbijał się bowiem o duet Rudol – Lewandowski.
fot. 400mm.pl