“Piłkarze, ci niezamieszani w aferę, poprosili selekcjonera, by rozwiązać problem we własnym gronie, a nie na oczach opinii publicznej (a takim rozwiązaniem byłoby pominięcie kogoś we wczorajszych powołaniach). Z selekcjonerem rozmawiał na ten temat Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji, jak i inni najbardziej doświadczeni kadrowicze, nie chciał, żeby wyrzucać kogoś z zespołu” – czytamy w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym”.
FAKT
Michał Pazdan, mówiący że z Realem mógłby grać co tydzień atakuje dziś z każdego tytułu prasowego, bez wyjątku. Zacytujemy za “Faktem”:
– W tym sezonie nie było chyba zespołu, który zagrałby z Królewskimi na zero z tyłu, więc jesteśmy w niezłym towarzystwie. Ale strzelenie trzech goli Realowi jest czasem przyjemniejsze niż zagranie trzech spotkań bez straconej bramki. Żałuję, że nie możemy grać z zespołem z Madrytu co tydzień. To czysta przyjemność, zero stresu, presji, niczego nie musimy. Uczciwie zapracowaliśmy na ten remis. Cieszy wynik, ale i nasza gra. Mierzyliśmy się z najlepszymi piłkarzami świata, od których wiele można się nauczyć. Mecz z kimś takim daje więcej doświadczenia niż kilka spotkań w ekstraklasie. Wierzę, że to zaprocentuje – stwierdził „Pazdek”.
Jerzy Dudek twierdzi, że bez kibiców piłkarzom Legii grało się lepiej, bo po straconym golu trybuny nie spowodowały spętania nóg. Nic odkrywczego, lecimy dalej – Radović znów jest królem stolicy.
Gdy latem „Rado” wracał do drużyny z ul. Łazienkowskiej, wielu ekspertów i kibiców pukało się w czoło. Twierdzono, że jest już niepotrzebny i nie wróci do poziomu, który prezentował przed odejściem z Legii do Hebei China Fortune.
– Serce podpowiadało mi, by wrócić i nie żałuję tego kroku. Czuję się w Warszawie jak u siebie, jestem emocjonalnie związany z Legią, dlatego bardzo mi zależy na jak najlepszych wynikach.
Nawałka wybacza i powołuje, ale nie zapomina.
Kary finansowe, druga i ostatnia szansa, zmiana zasad na zgrupowaniach. Tak Adam Nawałka zamierza sobie poradzić z aferą alkoholową w kadrze.
(…)
W kadrze znaleźli się imprezowicze z poprzedniego zgrupowania, wobec których selekcjoner wyciągnie konsekwencje. Opanowanie kryzysu w drużynie i trzy punkty w Bukareszcie. To najważniejsze cele.
Z kolei wielki nieobecny, Arkadiusz Milik błyskawicznie się rehabilituje i może być do gry już w styczniu.
Po operacji rekonstrukcji więzadeł krzyżowych napastnik Napoli miał pauzować przynajmniej cztery miesiące. Tymczasem w klubie są pełni optymizmu i liczą, że będzie gotów do gry juz w styczniu, a więc miesiąc szybciej.
– Mam nadzieję, że 15 stycznia będzie do dyspozycji trenera – powiedział prezes Napoli Aurelio De Laurentis (67 l.). Tego dnia w Serie A rozpoczyna się runda rewanżowa. Gdyby te życzenia się spełniły, wicemistrzowie Włoch nie musieliby kupować w styczniowym oknie transferowym nowego napastnika. Na razie Napoli zostało z jednym typowym snajperem – reprezentantem Włoch Manolo Gabbiadinim (25 l.). Medialne doniesienia łączyły z klubem Simone Zazę (25 l.) z West Ham i Leonardo Pavolettiego (28 l.) z Genoi.
SUPER EXPRESS
Że Pazdan z Realem mógłby grać co tydzień – to już wiemy. Vadis Odjidja-Ofoe z kolei twierdzi, że Legia wreszcie idzie w dobrym kierunku.
To on dał Legii sygnał do odrabiania strat. Vadis Odjidja-Ofoe (29 l.) strzelił Realowi piękną bramkę i pomógł mistrzowi Polski sensacyjnie zremisować. – Uzyskaliśmy świetny rezultat, ale… czuję lekki niedosyt – przyznał belgijski pomocnik.
– Zagrać takim mecz z Realem to supesprawa. Zwłaszcza, że zaraz na początku dostaliśmy mocny cios, który mógł nami zachwiać – analizował gracz Legii. – Pokazaliśmy jednak wielki charakter, wychodząc z takiej opresji, z takim rywalem. Pozostał malutki żal, że prowadząc 3:2 na 5 minut przed końcem nie udało nam się tego utrzymać. Najważniejsze jednak, że Legia idzie w dobrym kierunku.
Gareth Bale przyznaje z kolei, że Legia mocno ugryzła Real.
Może zlekceważyliście Legię?
– Nic takiego nie miało miejsca. W Lidze Mistrzów nie możesz nikogo lekceważyć, bo możesz być surowo ukarany. Mimo porażki w Madrycie już tam mieli dobre momenty. W Warszawie dosłownie kilku minut im zabrakło, aby sprawić sensację. Legia pokazała się z bardzo dobrej strony. Czuć było na boisku, że gra z Realem nie robi na nich wrażenia. Chcieli nas zaskoczyć charakterem i chęcią do walki. Dobrze grali w obronie. Myślę, że wiosną ten zespół dalej będzie walczył w pucharach. Bo w Warszawie grał jeszcze lepiej niż w Madrycie, to dobry zespół. A my mamy nauczkę, że jak się ma 2:0, to trzeba rywala dobić. Bo jak nie, to on się może podnieść i mocno cię ugryźć. I właśnie to zrobiła Legia.
GAZETA WYBORCZA
Dariusz Wołowski porozmawiał z Michałem Pazdanem.
A może powinniście już zawsze grać bez publiczności?
– (śmiech) Było łatwiej o tyle, że słyszeliśmy każde słowo, każdą podpowiedź i uwagę kolegi. Poza tym presja była mniejsza niż przy pełnych trybunach. Ale takie mecze bez kibiców nie mają sensu. Od nich piłkarz czerpie energię, siłę, motywację. Obyśmy grali taki mecz jak z Realem przy pustych trybunach ostatni raz. Potrzebujemy naszych kibiców. Jedyne, czego nie potrzebujemy na trybunach, to awantur.
Pozostając w temacie Legii, Wołowski pisze również o królewskim śnie Kopczyńskiego.
Przez cztery sezony zagrał ledwie piętnaście meczów w ekstraklasie. Legia chciała go znów wypożyczyć, bo nie było dla niego miejsca. 24-letni Michał Kopczyński był cichym bohaterem meczu z Realem Madryt, któremu kibicuje od dziecka.
(…)
W tunelu stanęli jedni obok drugich. Kopczyński, który niedawno o mały włos nie został wypożyczony z warszawskiego klubu, sezon 2014/15 spędził w drugoligowych Wigrach Suwałki, a poprzedniej jesieni kopał w czwartoligowych rezerwach Legii. I mistrz świata Toni Kroos, który właśnie przedłużył kontrakt z Realem i będzie zarabiał 20 mln euro brutto za sezon. Ale tak mogło się czuć wielu graczy Legii. W końcu 29-letni Nemanja Nikolić jeszcze nie zdobył gola w Lidze Mistrzów, a Cristiano Ronaldo ma ich 95.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na jedynce – Nawałka miłosierny. Jako że wczoraj selekcjoner ogłosił powołania, wiadomo o co chodzi:
Piłkarze, ci niezamieszani w aferę, poprosili selekcjonera, by rozwiązać problem we własnym gronie, a nie na oczach opinii publicznej (a takim rozwiązaniem byłoby pominięcie kogoś we wczorajszych powołaniach). Z selekcjonerem rozmawiał na ten temat Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji, jak i inni najbardziej doświadczeni kadrowicze, nie chciał, żeby wyrzucać kogoś z zespołu.
W kadrze jednak nikt tak szybko o aferze nie zapomni. Najbliższe zgrupowanie będzie inne niż wszystkie poprzednie za kadencji Nawałki. Rozpocznie się od rozwiązywania wewnętrznych problemów, po tym jak „Przegląd Sportowy” opisał nieprofesjonalne zachowanie kilku zawodników przed meczami z Danią (3:2) i Armenią (2:1). Przypomnijmy, że grupa piłkarzy zorganizowała imprezę w pokoju wynajętym poza hotelowym skrzydłem zajmowanym przez biało-czerwonych. Jeden przesadził z alkoholem i wymiotował. Po spotkaniu z Danią bawiono się tak długo, że innego zawodnika trzeba było dobudzać na pomeczową analizę.
Przemysław Rudzki twierdzi, że Nawałka powinien podziękować za nagłośnienie sytuacji z ostatniego zgrupowania.
Czasem dziennikarz, który z partnera do dyskusji przeistacza się w nauczyciela, zyskuje w oczach zawodnika po dłuższym czasie, a sam dziennikarz zdejmuje różowe okulary i staje się bardziej wymagający, a także bardziej obiektywny. Nawałka też po czasie zrozumie, bo jest inteligentnym człowiekiem. I zamiast się dąsać, powinien podziękować autorom tekstu, za jego walor edukacyjny. Za to, że krzyknęli w porę: „Halo, panie Adamie, u pana się pali!”.
A chyba na razie nie usłyszeliśmy „dziękuję”, panie trenerze. Ale spokojnie, ma pan dużo czasu. Kiedy awansujemy do mistrzostw świata, będzie idealny moment.
Że Michał Pazdan z Realem mógłby grać co tydzień, a brak kibiców zdaniem Jerzego Dudka pomógł Legii, to już wiemy. Lecimy dalej – na kolejnych stronach między innymi wywiad z trenerem Pogoni Siedlce Dariuszem Banasikiem.
Latem przeprowadził pan rewolucję w Pogoni. Przyszło trzynastu zawodników, a odeszło jedenastu.
Zanim trafiłem do Siedlec, analizowałem kadrę zespołu i jego wyniki. Wiedziałem, że była to drużyna, która przez ostatnie dwa lata rzutem na taśmę utrzymywała się w I lidze. Uznałem, że trzeba przewietrzyć szatnię. Udało się sprowadzić zawodników lepszych piłkarsko. Taki Marcin Burkhardt czy piłkarze wypożyczeni z Legii Warszawa (Michał Bajdur, Rafał Makowski i Alban Sulejmani – przyp. red.) na pewno podnoszą poziom. Jeżeli chcieliśmy zrobić krok do przodu, transfery były kluczem i koniecznością.
Wspomnianego Burkhardta wszyscy pamiętają jako klasycznego rozgrywającego, a u pana jest to zawodnik z poważnymi zadaniami defensywnymi. Trudno było go do tego przekonać?
Przed podpisaniem kontraktu odbyliśmy długą rozmowę. Byłem pod wrażeniem tego, jak się zmienił w porównaniu z czasem, kiedy grał w Legii. Dorósł, dojrzał, zmężniał. Ma 33 lata, występował w reprezentacji Polski, zagranicą. Ma niesamowite doświadczenie. Teraz pokazuje charakter. Swoim zachowaniem i zaangażowaniem udowadnia wszystkim, że jest z drużyną.
Dalej mamy duży materiał o Michale Kopczyńskim, jedynym prawdziwym wychowanku Legii.
Odkąd trenerem został Jacek Magiera, Michał ma nieco łatwiej. Pojawiają się zarzuty, że szkoleniowiec faworyzuje wychowanka, ale z drugiej strony wiele osób zapomina, że Kopczyński miał bardzo dobry początek sezonu, jeszcze za Hasiego: grał w spotkaniach eliminacji Ligi Mistrzów, przyczynił się do awansu drużyny do elitarnych rozgrywek.
Magiera wcale nie zaprzecza, że z premedytacją wprowadza tego zawodnika na boisko. – Jeśli robię zmianę, to dlaczego mam nie wpuścić chłopaka z Warszawy, wychowanka Legii? Kto wie, kiedy następnym razem zagramy w Champions League. A tak dzieciaki z akademii mają dodatkową motywację – mówi trener mistrzów Polski. I ma rację, bo zapewne Kopczyński nigdy wielką gwiazdą nie będzie, ale przykładem dla innych już tak. Wskazuje drogę, którą należy podążać.
Na kolejnych stronach – jeszcze jedna sylwetka. Tym razem Jarosława Jacha, lidera defensywy Zagłębia.
Plan był zupełnie inny. Matura, studia na politechnice, stancja we Wrocławiu wynajęta z kolegami. Potem praca, gra w niższych ligach w ramach rekreacji. Wszystko zmieniło się w kilkanaście dni. Wystarczył jeden telefon. – Trener bramkarzy młodego Zagłębia jacek Kubasiewicz, którego znałem z Lechii Dzierżoniów, zapraszał na obóz lubinian do Jarocina. Ktoś się rozchorował, ktoś odniósł kontuzję, była szansa się sprawdzić. Oddzwoniłem po pięciu minutach. Powiedziałem: „Jadę” – wspomina Jarosław Jach, dziś podstawowy stoper Miedziowych.
(…)
Zawziętością wykazał się przy okazji pierwszego powołania do reprezentacji Polski do lat 20. Tuż przed wyjazdem na zgrupowanie, Zagłębie grało w Suwałkach z Wigrami, Jach zszedł z boiska z kontuzją przed przerwą. Miał zbity mięsień. Nie chciał stracić szansy, w klubie skłamał, że czuje się lepiej, w kadrze – nie przyznał się do urazu. Problem był poważny – każdy ruch sprawiał mu ból, trudno było mu stanąć na stłuczonej nodze. – Cały czas trenowałem. Poruszałem się nienaturalnie, ale trenerzy mnie nie znali, więc chyba uznali, że po prostu tak dziwnie biegam – uśmiecha się Jach.
Iza Koprowiak w “Chwili z…” porozmawiała natomiast z Kamilem Bilińskim.
W juniorach Śląska był pan królem strzelców, najlepszym piłkarzem Młodej Ekstraklasy. Wielka nadzieja zupełnie nie zaistniała w seniorach.
Wydawało mi się, że należy mi się poważna szansa. Sądziłem, że powinienem niektóre rzeczy dostać łatwiej, skoro już tyle zrobiłem. Wydawało mi się, że jestem na tyle dobry, że powinienem grać. Wszyscy mi tak mówili, powtarzali, że Bila jest super, głaskali po głowie.
Łatwo w to uwierzyć w tak młodym wieku.
Uwierzyłem i odpłynąłem. Sądziłem, że obronię się umiejętnościami, statystykami. Odpuściłem na treningu raz, drugi… Nie było wokół mnie nikogo, kto złapałby mnie za ryj i powiedział: „Bila, jesteś o krok od tego, by być liderem. Ale musisz się za siebie wziąć.” Zabrakło „plaskacza”. Sądziłem, że wielu rzeczy robić nie muszę.
W ramce – pięć pytań przed 15. kolejką ekstraklasy:
1. Czy Legia zdąży wrócić na ziemię
2. Kto zostanie mistrzem półmetka?
3. Który beniaminek szybciej się podniesie?
4. Czy trener Rumak będzie spał spokojnie?
5. Kto zostanie w strefie spadkowej?
Antoni Bugajski w “Lidze pod ciśnieniem” pisze o Krzysztofie Klickim jako o najlepszym lekarstwie na problemy Korony.
Dla Korony wciąż istnieje dostępne lekarstwo na wygrzebanie się z tarapatów. Lekarzem, który potrafi wypisać właściwą receptę jest Krzysztof Klicki. Kielecki milioner na początku wieku zaczął budować potęgę klubu, który awansowała do ekstraklasy. Dzięki jego entuzjazmowi miasto wybudowało nowy stadion, w Kielcach zapanowała moda na piłkę. Klicki oddał klub miastu za symboliczną złotówkę, bo zraził się do sportu, kiedy wyszło na jaw, że drużyna w trzeciej lidze kupiła sobie awans od nieuczciwych sędziów. Usunął się wtedy w cień, ale swoją Koronkę nadal, jak każdy porządny kibic, kocha miłością wybaczającą i dozgonną. Dalej chodzi na mecze, sporo zapłacił za prawa do komercyjnej nazwy stadionu. Jego powrót w roli właściciela byłby najważniejszym wydarzeniem w historii klubu. I najbardziej pożądanym.
Bohater ostatnich tygodni w Pogoni? Zdecydowanie Adam Frączczak, który jednak był bliski rzucenia zawodowego uprawiania piłki.
Kontrakt z Pogonią podpisał w ostatniej chwili. Żona Karina była w ciąży, pensja trzecioligowca niewielka, więc planował łączenie pracy z grą w piłkę. Zanim na dobre rozpoczął poszukiwania roboty, zaproszono go na testy do Portowców. Jego i kilkudziesięciu innych piłkarzy. Spali po sześciu w pokoju obok sztucznego boiska przy ulicy Witkiewicza, na którym rozegrali sparing.
– Byłem spokojny. Gdybym nie podpisał kontraktu, nic by się nie stało. Osiedliłbym się w Kołobrzegu, w trakcie dnia pracował, popołudniami rekreacyjnie kopał piłkę – tłumaczy. Kolejny raz wziąłby przykład ze starszego o pięć lat brata – Tomasza. To pod jego wpływem jako dziecko, trafił na trening Żaków 94 Kołobrzeg. Z jego powodu był bramkarzem, po nim odziedziczył pseudonim „Szwaczka”, jak nazywany jest w rodzinnym mieście (pochodzenia ksywy nie pamięta). Tomasz kariery w sporcie nie zrobił, przez lata łączył działalność zawodową z grą na poziomie amatorskim, ostatnio w rezerwach Kotwicy.
Lukas Haraslin, wobec nieobecności Flavio Paixao i Sławomira Peszki, a także niepewnego występu Grzegorza Kuświka, ma wejść do gry.
W gdański młody piłkarz dorobił się przydomku „słowacki eliminator”. W tym sezonie po faulu na nim z boiska wylecieli już Jakub Tosik z Zagłębia Lubin oraz Uros Korun z Piasta Gliwice.
– Nie mam żadnego patentu na eliminowanie przeciwników. To wychodzi naturalnie. Przed zmianą trener Nowak powtarza mi: „Lukas, nie bój się grać jeden na jednego. Pamiętaj, że obrońcy mają już żółte kartki”. Z Piastem pociągnąłem kilka razy na skrzydle i zostałem sfaulowany. Rywal wyleciał z boiska – mówi Słowak. Z Pogonią Haraslin będzie potrzebny Lechii w innej roli – jako egzekutor. Absencja Flavio, Peszki i prawdopodobnie Grzegorza Kuświka (decyzja, czy zagra, jeszcze nie zapadła) sprawia, że na młodym napastniku będzie spoczywać większa odpowiedzialność niż dotychczas.
W ramkach:
– Jose Kante z powołaniem do reprezentacji Gwinei
– Marcin Warcholak ochrzczony gdyńskim Roberto Carlosem
– Martin Konczkowski zaczyna być doceniany
– Radosław Majewski ma problemy, by błyszczeć w Lechu
Dalej grafiki opisujące niesamowite liczby Vassiljeva w Jagiellonii, a także większy materiał o obrońcy Górnika Łęczna Aleksanderze Komorze.
Sport od dawna jest dodatkowym lokatorem w domu Komorów. Sobotnie śniadania muszą być ciekawe: Aleksander szykuje się do wyjazdu na mecz Górnika, 12-letnia siostra gra w koszykówkę, w związku z czym ma swoje obowiązki, matka jest instruktorką fitness, a ojciec opracowuje pomysły dla graczy Motoru. Czy przy stole może być inny temat niż sport? Wątpliwe. Albo, czy mieszkając pod jednym dachem z byłym piłkarzem, a teraz trenerem, ktoś może uciec od wysłuchania wskazówek, na które niekoniecznie ma ochotę? Ojciec przekonuje, że tak: – Niczego nie narzucam. Kiedy Alek po powrocie z meczu nie chce rozmawiać, pomijamy temat. Jeżeli napomknie o tym dwa dni później, nie ma problemu, żeby do tego wrócić. Zdarza nam się rozmawiać przed meczemi, merytorycznie, na zasadzie partnerskiej.
Komor-piłkarz dostaje od trenera Górnika skrzydłowych rywali do analizy, a wtedy bardziej doświadczony domownik mu pomaga: „Zobacz, ten schodzi do linii, a ten ucieka do środka. Na to uważaj” – podpowiada ojciec.