Każdy, kto interesuje się sportem, wie, że jest w tym kraju reprezentacja, która nienawidzi nudnych meczów. Nieważne, ilu kibiców dostanie zawału, mniejsza z tym jak spotkanie się zakończy, ale musi się dziać! Trochę takie „na przypale albo wcale” w wersji sportowej. Mowa o piłkarzach ręcznych, ale opis ten coraz częściej pasuje również do kadry Adama Nawałki. Gol, dwa, trzy – nie ma takiej przewagi, przy której bezpiecznie można by zacząć świętowanie. Na szczęście tego dzisiejszego odwoływać nie trzeba.
Ale to musi być zarzut. Od kilku meczów w gruncie rzeczy powtarza się ten sam scenariusz. Wyjście na prowadzenie, ostatnio nawet podwyższenie wyniku (dziś dwukrotne!), a i tak ta kadra nie potrafi zamknąć spotkania, z wyrachowaniem wyczekiwać ostatniego gwizdka. To nie przystoi poważnym drużynom. Rzecz ewidentnie do poprawki.
Możliwe, że był to najlepszy mecz w kadrze Kamila Grosickiego. A już na pewno skrzydłowy Rennes zagrał najlepszą połówkę w narodowych barwach. Napisać, że wyglądał tak, jakby przed meczem wciągnął słynne wiaderko witamin, to niedopowiedzenie. Bo wyglądał tak, jakby suplementy dostarczali mu bracia Zielińscy! Jak mawia klasyk – jebło go turbo. O ile zazwyczaj na jeden jego błysk przypadały dwa zagrania w maliny i jedna strata, o tyle dzisiaj praktycznie za każdym razem, gdy ruszał, to śmierdziało golem.
Pierwsza groźna akcja Polaków – Grosicki gubi rywala na lewej stronie i idealnie dośrodkowuje na głowę Milika.
Pierwsza bramka – Grosicki gubi rywala i idealnie dośrodkowuje do Lewandowskiego.
Nieuznany gol Kuby (słusznie) – to Grosicki szarpnął prawą stroną.
Sytuacja, po której sędzia podyktował rzut karny po faulu na Miliku – tak, znów dogrywał Grosicki.
To tylko konkrety, do tego trzeba doliczyć jeszcze kilka ciekawych zagrań. I na szczęście nie był to jedyny piłkarz kadry Nawałki, który dzisiejszy wieczór zaliczy do tych bardzo udanych.
Bohaterem jest też Robert Lewandowski, który strzelił swoją 37., 38. i 39. bramkę dla drużyny narodowej. Król eliminacji. No bo tak: strzelił z Gruzją (trzy razy), strzelił z Niemcami, strzelił z Gibraltarem (dwie), strzelił ze Szkocją (dwie), strzelił z Irlandią, strzelił z Kazachstanem. Czyli mówimy o siódmym meczu z rzędu w eliminacjach, w którym wpisał się na listę strzelców! O tym, że wykończył centrę Grosickiego i zamienił na bramkę rzut karny już wspominaliśmy, ale najbardziej zaimponował przy ostatnim golu. Szybkość, siła, precyzja – jeden z najlepszych napastników na świecie. A jeśli mówimy o bohaterach, to nie wypada nie wspomnieć, że w końcu dobry mecz w kadrze zagrał Piotr Zieliński. No i że w tyłach najlepszy był Thiago Cionek.
No dobra, ale wynik 3-2 jasno sugeruje, że byli też antybohaterowie. To miano dziś przytulił zazwyczaj pewny Kamil Glik. Od początku grał nieuważnie, a przy stanie 3-0 rzucił Duńczykom koło ratunkowe, zamiast głazu, który pociągnąłby ich na dno. Można się śmiać, że znów przemówił instynkt snajpera. Strzelił jedną z ładniejszych bramek samobójczych z tych, które ostatnio widzieliśmy. No i rywal znów uwierzył.
Jak wspominaliśmy – nerwówka. Kompletnie niepotrzebna. Duńczycy wbili jeszcze jedną bramkę, konkretnie zrobił Poulsen. Trudno nie mieć czarnych myśli w takiej sytuacji, gdy do końca meczu pozostaje ponad 20 minut. Nie szarżowaliśmy już z przodu, ale na szczęście w tyłach byliśmy uważni.
Koniec końców, fajny wieczór. Nutka niepewności, która pojawiła się po Kazachstanie, może nie została przepędzona, ale nie mamy wątpliwości: warto czekać na kolejne mecze tej drużyny.
Fot. FotoPyK