Reklama

Wolański: chcę wrócić do kraju, byleby jakiś klub dał mi szansę

redakcja

Autor:redakcja

08 października 2016, 10:22 • 6 min czytania 0 komentarzy

Gramy dziś z Danią i nie będziemy ukrywać, że w związku z tym przypomniał nam się Patryk Wolański, który od dłuższego czasu kontynuuje tam swoją karierę. Pamiętamy go jako całkiem zdolnego bramkarza z Widzewa, który jednak po jednej rundzie wyjechał za granicę i niestety przepadł – najpierw nie grał w Midtjylland, teraz nie gra w Horsens. Porozmawialiśmy więc z nim o jego doświadczeniach z Danii, o tym czy żałuję tej wyprowadzki i czy planuje powrót do Polski.

Wolański: chcę wrócić do kraju, byleby jakiś klub dał mi szansę

Zaraz mecz Polski z Danią, a ty w tej Danii w sumie zaginąłeś.

Rzeczywiście, można tak powiedzieć. Miałem trudny okres jak tu przyjechałem, zostałem wypożyczony do pierwszej ligi, wróciła kontuzja z Polski, chwila przerwy i znów wypożyczenie na zaplecze. Zagrałem tam 16-17 spotkań i poddałem się operacji kolana, sześć miesięcy przerwy, powrót do Midtjylland, walczyłem o wskoczenie do składu, ale ściągnęli dobrego bramkarza za duże pieniądze i trudno mi było wejść do jedenastki. On grał, ja siedziałem na ławce i byłem cierpliwy, jednak nie dostałem szansy. Odszedłem do słabszej drużyny już po tym jak wystartowała liga, 6. kolejka, zespół grał niesamowicie, bo skazywali go na spadek, a jesteśmy na ósmym miejscu i dzieli nas do czołówki bardzo mało punktów, to najlepszy start w historii klubu. Nie jestem sfrustrowany, robię swoje, słabo, że na pozycji bramkarza trzeba czekać na czyjeś nieszczęście lub potknięcie drużyny. Cieszę się jednak, bo jestem w dobrym miejscu, jest fajny zespół, ludzie i trener. Zaskoczyło mnie, jak podchodzą tu, a jak w Midtjylland – tam była zbieranina, wiele gwiazd, które tylko przychodziły i robiły swoje, nie było drużyny, wspólnego spędzania czasu i dobrej atmosfery. Tu ona jest, to poprawia mi nastrój, ale też mam troszkę dość tego, że jestem w Danii, daleko od rodziny, daję z siebie wszystko, a jednak czas mi ucieka i nie gram.

Nie zagrałeś żadnego meczu w tamtej ekstraklasie, prawda?

W Superlidze nawet nie zadebiutowałem, przez 2,5 roku.

Reklama

Czułeś się słabszy od swojego rywala w Midtjylland?

Nie, oczywiście, że nie. Cały czas przechodziłem trudne rozmowy z trenerem, dlaczego nie dostanę szansy i dlaczego nie mogą mi zaufać. Trener mówił: „Patryk, miałeś kontuzję, potrzebujesz wejść w trening, jesteś bardzo blisko”, po czym moja drużyna przegrywała trzy mecze z rzędu, a w meczu derbowym z Viborgiem, bramkarz broni karnego przy wyniku 1:1. Poczuł się lepiej, zaczął grać lepiej, szansa mi uciekła i frustracja górowała, podjąłem kroki, żeby coś zmienić. Nie chciałem stać w miejscu, tam czas uciekałby mi dużo szybciej i mógłbym się nie doczekać swojej szansy przez dwa lata.

Żałujesz tego wyjazdu?

Nie wiem. Szczerze mówiąc, czasami myślę, że gdybym może został w Polsce, to pograłbym w Ekstraklasie i to by się inaczej potoczyło. Miałem jednak problem z kolanem, a wiemy jak w Polsce ludzie znikają po kontuzjach. Na pewno brakuje mi jednak kraju, bo przeżyłem tutaj coś fajnego, ale chciałem wyjechać i zobaczyć jak piłka wygląda gdzie indziej. Zobaczyłem, więc chciałbym wrócić, nabrać świeżości, być w gronie Polaków, bo to jest inaczej, jak tu rozmawiam z każdym po angielsku. Próbowałem się nauczyć duńskiego, ale po 2-3 tygodniach chodzenia do szkoły, powiedziałem trenerowi, że jednak wolę wrócić na angielski i uczyć się perfekcyjnie tego języka, bo jak zacznę oba, to będzie mi się mieszało w głowie. Duński to mega trudny język do nauki, bo trzeba mieć akcent, ja się śmieję, że wszyscy Duńczycy mają ziemniaka w gardle. Kompletnie inaczej niż my, Słowianie, a oni mówią, że mój język jest jak chiński. Gdy Szwed tu przyjedzie, to od razu łapie, podobnie gdybym ja wyjechał do Czech czy na Słowację. Brakuje kogoś, by porozmawiać po polsku. Jedynie jest Kamil Wilczek, ale daleko, w Kopenhadze i trudno spotkać kogoś, kto żyje piłką nożną, porozmawia, wymieni poglądami.

A miałeś jakieś oferty z Polski, przed transferem do Midtjylland?

Uciekałem z Widzewa po ciężkich walkach z panem Cackiem, podpisałem kontrakt z Midtjyllandem chwilę przed zamknięciem okienka. W Polsce kluby nie bardzo chciały za mnie płacić, pan Cacek chciał dużo jak na zawodnika, który dopiero debiutował, krzyczał nie wiadomo jakie kwoty. Ja miałem rok jeszcze kontrakt, Zagłębie chciało się dogadać, że podpiszemy już, a przyjdziesz za pół roku, nie chciałem jednak sześć miesięcy siedzieć na trybunach. Wiesz jak jest w Polsce, jak podpiszesz gdzieś indziej, to klub nie da pograć. Są wojny, takie realia, inaczej niż na zachodzie. Natomiast tak konkretnej oferty to nie miałem, żeby było coś na stole, podpisuję i jestem. Też trochę naciskałem na wyjazd, bo to jest jedyna możliwość, żeby klub za mnie zapłacił, więc skupiłem się na tym kierunku.

Reklama

Kontrakt niedługo ci się kończy?

Tak, wygasa z końcem grudnia tego roku.

Wracasz?

Chciałbym wrócić, minęło 2,5 roku kiedy mało grałem, trzeba zrobić dwa kroki wstecz i pójść nawet do pierwszej ligi, byleby jakiś klub dał mi szansę podjąć walkę.

To może Widzew? Trochę żartuję, ale nieźle grają – pewnie śledzisz.

Szczerze mówiąc, podjęte były rozmowy w sierpniu, spotkałem się z prezesem Widzewa i się dogadaliśmy, ale trener Płuska powiedział, że on nie gwarantuje, że będę bronił, bo chciał mieć w bramce młodzieżowca. Ja stwierdziłem: „prezesie, uściśnijmy sobie dłoń, mam nadzieję, że wrócimy do tematu za jakiś czas, nie pójdę do Widzewa, do trzeciej ligi siedzieć na ławce.” Jednak też rozumiem trenera, bo było późno, tydzień przed ligą i miał już jakieś plany, ja też miałem napiętą sytuację, chciałem wrócić do Łodzi, ale przemyślałem, że to nie może się skończyć dobrze, gdybym przyszedł do Widzewa i siedział w trzeciej lidze. Nie chciałbym być pośmiewiskiem trybun – przyjeżdża zza granicy i grzeje ławę.

Jeszcze zapytam o dzisiejszy mecz – jak w Danii do niego podchodzą?

Raczej nie ma wielkiej euforii, zagadałem z chłopakami, ale z racji tego, że nie ma tu reprezentantów, to oni nawet nie wiedzieli, że jesteśmy razem w grupie. Ale na pewno ta drużyna wzmocniła się młodzieżą, jest duża energia i niedosyt, bo nie dostali się na Euro i będą teraz walczyć. Myślę jednak, że Polacy już nie zrobią takiego klopsa jak z Kazachstanem, dało im to do myślenia, że nie każdy odda trzy punkty, tylko trzeba będzie je wybiegać i oddać całe serce jak na Euro. Wtedy nie ma o co się martwić.

A jak duże jest zainteresowanie w Danii futbolem?

W Danii nie ma wielkiego szału na piłkę nożną, ja gram w sporym mieście pod względem liczby ludności jak na ten kraj, a na mecze przychodzi po dwa tysiące ludzi, jedynie jak przyjedzie Kopenhaga, to jest z sześć tysięcy. Tylko Kopenhaga i Broendby mają większe zainteresowanie, tam się ludzie potrafią zebrać. Tutaj nie ma euforii za piłką, chyba nią nie żyją, ale usiądą w sobotę przed telewizorem, bo nie będzie co innego robić, przy piwie obejrzą mecz i tyle. Tu każdy żyje swoim życiem, przesiaduje w domu z rodziną, tak wnioskuję po 2,5 roku spędzonych w Danii.

Rozmawiał Paweł Paczul

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...