Wielu świetnych piłkarzy przewinęło się przez Śląsk Wrocław, których możemy dodatkowo utożsamiać z klubem – Tadeusz Pawłowski, Sebastian Mila, tych zna akurat każdy. Założymy się za to, że spora część czytelników nie kojarzy Zygmunta Garłowskiego i warto to niedopatrzenie nadrobić, w dniu jego 67. urodzin.
Mamy do czynienia z prawdziwym ewenementem, jeśli życie „Zygi“ przełożyć na dzisiejsze czasy. Dlaczego? Garłowski w swojej krótkiej karierze zaliczył tylko dwa kluby, Górnik Wałbrzych oraz wspomniany Śląsk Wrocław. Miał ogromny i niepodważalny wkład w jeden z najlepszych okresów wrocławian. Na przykład bramka ze Stalą Mielec w finale Pucharu Polski w 1976 roku. „Ślązacy“ prowadzili w meczu 1-0, a Garłowski przypieczętował wygraną. – Dopingowało nas 10 tysięcy kibiców z Wrocławia. Po meczu nasz kapitan “Zyga” Garłowski wziął Puchar i podszedł z nim do sektora fanów. Mówię podszedł, bo puchar był tak strasznie ciężki, że ledwo go trzymał – opowiadał Tadeusz Pawłowski.
Oprócz tamtego Pucharu Polski, Garłowski wygrał z klubem z Wrocławia jeszcze mistrzostwo rok później. Do tego dołożył występy w europejskich pucharach, gdzie jednak zawsze brakowało jego Śląskowi trochę do przeciwnika, bo o porażkach z Liverpoolem, Napoli i Borussią Moenchengladbach decydowała jedna-dwie bramki.
Jedyne czego mógł żałować popularny “Zyga” to faktu, że się urodził w czasach piekielnie mocnej kadry Polski prowadzonej przez Kazimierza Górskiego, a że grał w środku pomocy, to miał jeszcze gorzej. Musiał rywalizować o miejsce w składzie z takimi zawodnikami jak Deyna, Bula, Ćmiklewicz czy Kasperczak. Jednak koniec końców, wielu pozazdrościłby takiej kariery Garłowskiemu – w Śląsku zagrał 194 mecze i zdobył 34 bramki.
Zmarł 28 grudnia 2007 roku w Sydney.