Reklama

Wrocław. Najsmutniejsze miejsce na piłkarskiej mapie Polski

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

02 października 2016, 17:12 • 3 min czytania 0 komentarzy

Patryk Fryc, zawodnik Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, jest drugim najlepszym strzelcem Śląska Wrocław w ostatnich miesiącach (dokładnie pięciu). Tak, wiemy, że brzmi to absurdalnie, zostaje w zasadzie tylko odwołanie się do frazesu: to jest Ekstraklasa, tego nie zrozumiesz. Nie najlepiej ta statystyka świadczy o prawym defensorze, który okazję, by strzelić dla wrocławian ma dwa razy roku, ale umówmy się – jakieś dziesięć razy gorsze rzeczy mówi ona o ofensywie Śląska. Drużyna Mariusza Rumaka przerżnęła kolejny mecz na własnym stadionie, prezentując się przy tym podobnie jak w ostatnich tygodniach. Czyli “żenująco” łamane na “mizernie”. 

Wrocław. Najsmutniejsze miejsce na piłkarskiej mapie Polski

No niestety, jeszcze raz musimy przypomnieć bilans hańby. Mecze Śląska na własnym obiekcie w tym sezonie:

0-0 z Lechem Poznań
0-0 z Lechią Gdańsk
0-0 z Wisłą Płock
1-2 z Ruchem Chorzów
0-4 z Jagiellonią Białystok
1-2 z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza

Remisy na początku jeszcze nie wyglądały tak źle, ale im dalej w las, tym jest coraz gorzej. Może nie ma to bezpośredniego odzwierciedlenia w wynikach, ale marazm w drużynie ewidentnie postępuje. Z taką grą Śląsk nie poprawi frekwencji na stadionie, nawet jeśli bilety będzie rozdawał za darmo w pubach jako podkładki pod piwo.

“Portret mężczyzny głęboko zasmuconego” – gdyby ktoś w trakcie tych 90 minut chciał wykorzystać Mariusza Rumaka jako modela, właśnie taki tytuł musiałaby nosić ta praca. Postawmy sprawę jasno – bezradny jest szkoleniowiec Śląska. Miesza w swoim składzie (dziś np. na murawie nie pojawił się żaden piłkarz z zaciągu lat minute, który miał obiecujący początek), ale ta herbata od tego nie staje się słodsza. Dziś wpadł np. na taki, dość szalony pomysł – drugą żółtą kartkę na początku drugiej połowy obejrzał defensywny pomocnik Goncalves, a chwilę później z boiska ściągnięta została druga szóstka, Stjepanović. Na placu gry pojawił się za to napastnik, ale Mariusz Idzik wcale nie hasał z przodu, lecz miał wypełniać zadania właśnie Macedończyka. Może i nie wyglądało to najgorzej, ale takimi roszadami meczów się nie wygrywa.

Reklama

A wszystko zaczęło się nieźle dla Śląska za sprawą wspomnianego Fryca. Jeszcze lepiej byłoby, gdyby Morioka zamienił swoją dobrą akcję na drugą bramkę, lecz trafił w Pilarza. A później była już tylko powtórka z dobrzej znanej kibicom Śląska “rozrywki”.

Można Bruk-Betowi Termalice zarzucić kilka rzeczy, ale na pewno nie to, że nie potrafi korzystać z prezentów. Pierwszy dostała od Mariusza Pawelca, któremu odbiło w polu karnym i w niegroźnej sytuacji postanowił sprowadzić do parteru Kędziorę. Sam poszkodowany zamienił karnego na gola. Na drugi prezent zrzutkę zrobiło kilku zawodników Śląska, kompletnie odpuszczając krycie Kupczaka, a na końcu swoje trzy grosze dorzucił – a jakże – Pawełek, który przegrał z piłkarzem z Niecieczy pojedynek w powietrzu. Piłka wylądowała pod nogami Osyry, który zdobył zwycięskiego gola.

Goście nie forsowali specjalnie tempa, ale mieli kolejne sytuacje, by podwyższyć wynik. Najlepszą zmarnował Gutkovskis. Poza tym Termalica po prostu grała swoje, a to w warunkach pozbawionej stylu większości Ekstraklasy, duży komplement. Konsekwencja, zaangażowanie, koncentracja. Taki jest nowy lider Ekstraklasy.

 LW6u7hZ

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...