El-Hadji Diouf to facet, który w pamięci kibiców Liverpoolu wyrył się na dobre. Legenda. Człowiek-instytucja. Senegalski bombardier, który aż trzykrotnie w 55 rozegranych spotkaniach Premier League dziurawił bramkarzy rywali i aż dziw, że na The Kop wciąż jeszcze nie rozbrzmiewają o nim piosenki. Może to kwestia nieszczególnie rymującego się nazwiska, może znalezienia melodii, ale jedno jest pewne – zasłużył jak mało kto. W niedawnym wywiadzie dla „France Football” pozwolił sobie skorzystać z autorytetu, jakim cieszy się w mieście Beatlesów i uderzył w byłego klubowego kolegę, Stevena Gerrarda.
Dziennikarz „FF”, pytając Dioufa o jego dobrego ziomka Mario Balotellego i przyczyny niepowodzenia w Liverpoolu, usłyszał taką odpowiedź:
– Mówiłem Mario, by nie przechodził do Liverpoolu. To nie był klub stworzony dla niego, nie mogło mu się ułożyć ze Stevenem Gerrardem, który nigdy nie miał takiego talentu jak Balotelli. Przez to mówił później o nim złe rzeczy. Gerrard jest zazdrosnym człowiekiem, który nie lubi ludzi z charakterem. A Mario to dobra osoba, której powinno się wysłuchać. To nie jest facet, który sprawia problemy w szatni.
Od razu przypomina nam się taki oto fragment biografii byłego klubowego kolegi Balo, Sergio Aguero (za mirror.co.uk):
„Robił porąbane rzeczy, gdy miał na to ochotę, bo myślał, że mu wolno.
Wychodziliśmy na boisko treningowe, a Mario dla zabawy odkopywał piłki w różnych kierunkach. Albo gdy siedzieliśmy w stołówce, czasami brał ser i rzucał nim w ludzi.”
Ach, gdyby tylko Gerrard potrafił schować na moment do kieszeni swoje wybujałe ego. Gdyby między lecącymi w jego stronę serowymi kulkami chociaż spróbował dać szansę Balo, mogliby razem zawładnąć piłkarskim światem. Ramię w ramię kroczyć po Złotą Piłkę dla Super Mario. W końcu nieprzypadkowo Włoch nosi taki właśnie przydomek…
Uff, jak to dobrze, że Luis Suarez był uległą cipą bez charakteru. W innym wypadku nigdy nie rozwinąłby skrzydeł przy zazdrosnym, pozbawionym talentu Gerrardzie, a jego kariera mogłaby się wykoleić podobnie jak Balotellego.