Reklama

Czy najgroźniejszym rywalem reprezentacji może być… jet lag?

redakcja

Autor:redakcja

04 września 2016, 12:24 • 5 min czytania 0 komentarzy

Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale mecze w Kazachstanie czy innych krajach, do których drużyny muszą przebyć drogę przez kilka stref czasowych, to wyzwanie nie tylko sportowe czy logistyczne. Również sztaby medyczne mają przy nich najwięcej roboty, bo sprawienie, by przy tak napiętym kalendarzu zminimalizować efekty tzw. jet lagu to doprawdy duże wyzwanie. – Optymalnie, na przykład przed dużym turniejem, zespoły starają się przyjechać już 10-14 dni wcześniej, wychodząc z założenia, że w takim czasie uda się w pełni zaadaptować. Trzeba jednak pochwalić sztab reprezentacji, bo zaplanował ten cały wyjazd najlepiej, jak tylko mógł – mówi członek zespołu medycznego PZPN i lekarz koordynator w Lechu Poznań, dr hab.n.med. Krzysztof Pawlaczyk.

Czy najgroźniejszym rywalem reprezentacji może być… jet lag?

Jakie jest ryzyko, że reprezentanci Polski wyjdą na mecz w Astanie nie w pełni sił, brzydko mówiąc „zjetlagowani”?

Sztab reprezentacji postąpił bardzo dobrze, wybrał najlepiej jak mógł. Różnica czterech godzin sprawia, że jedyną metodą skuteczną jest życie, trenowanie w naszym,  polskim czasie. Najważniejszą rzeczą jest zachowanie dobowego rytmu biologicznego. Wszyscy nasi piłkarze grają w klubach w granicach stref czasowych plus-minus jednej godziny. Czyli można powiedzieć, że wszyscy żyją czasem środkowoeuropejskim. Wyjeżdżając tam, gdzie dana godzina jest o 4 godziny wcześniej – 18 u nas, to tam 22 – gdyby nasi chcieli się zaadaptować w pełni, to musiałoby to trwać minimum 4-7 dni. Optymalnie, na przykład przed dużym turniejem, zespoły starają się przyjechać już 10-14 dni wcześniej, wychodząc z założenia, że w takim czasie uda się w pełni zaadaptować.

Jest oczywiście możliwość pobierania suplementów diety, które w takim dostosowaniu się organizmu pomagają, czyli przede wszystkim sławnej melatoniny, o której każdy podróżujący prywatnie czy służbowo słyszał – jednej tabletki na godzinę, żeby zminimalizować uciążliwe skutki zmiany stref.

Nasi jadąc tam i utrzymując rytm dobowy naszej strefy czasowej, jako że spędzają tam 48 godzin przed meczem, powinni się czuć dobrze. Jest oczywiście dodatkowa ważny elment przy zmianie stref czasowych, której nie da się oszukać w żaden sposób, a którą trzeba wziąć pod uwagę, czyli rytm słońca, kąt padania promieni słonecznych i wywołane tym zmiany w układzie hormonalnym. Gdyby byli tam dłużej, wstawaliby cztery godziny później, gdy słońce byłoby już bardzo wysoko, kat padania promieni byłby inny i zaczęliby to mocno odczuwać. Oczywiście bardzo ważna jest odpowiedź na pytanie, czy poszli spać w czasie środkowoeuropejskim, zwyczajnie spuścili żaluzje i zasnęli. Zawsze jest bowiem coś takiego, jak pamięć organizmu, którego organy, układ hormonalny, nerwowy i wiele innych reagują na tryb zmian dzień/noc, długość dnia i nasłonecznienia. Na szczęście są tam na tyle krótko a różnica czasu tylko 4 godziny, że to nie pownno w istotny sposób zaburzać ich fizjologii.

Reklama

Można to rozwiązać jakoś inaczej? Są drużyny, które radzą sobie z tym w jakiś inny sposób?

Są zespoły, które przylatują ledwie dzień przed meczem. Śpią w swoim czasie i wychodzą na mecz. Ale myślę, że przy tak długiej podróży, tylko jeden dzień odpoczynku i snu może również zaszkodzić.

Czy są jakieś dodatkowe kwestie, których w przypadku takich lotów nie wolno pominąć?

Przy takiej masie mięśniowej, jaką mają piłkarze, łatwiej o jakieś powikłania zakrzepowe. Standardem są pończochy „uciskowe”, które są prostym, bezpiecznym i nieinwazyjnym sposobem postępowania w przypadku długich lotów czy podróży samochodem, gdyż zmniejszają ryzyko powstania zakrzepicy oraz obrzęk i uczucie ciężkości nóg. Można też zastosować profilaktycznie  heparynę niskocząsteczkową lub też w niektórych przypadkach aspirynę. Oczywiście są to terapie dozwolone, chroniące zdrowie zawodników.

Podobno pomaga też picie dużej ilości wody.

To jest wręcz nieodzowne. Szczególnie przy takiej masie mięśniowej i braku ruchu, bo niewielka odległość foteli lotniczych, przerwa pomiędzy nimi powoduje, że nie masz za dużo miejsca na rozłożenie się, prostowanie nóg, podniesienie do góry. W samolocie masz cały czas działającą klimatyzację, która wzmaga parowanie z dróg oddechowych, a do tego dochodzą zmiany ciśnień. Jeśli dodatkowo zawodnik ma problemy z zatokami, to wzrasta ryzyko, że problemy po długim locie mogą się nasilić. Wielu piłkarzy z przewlekłym zapaleniem zatok, z towarzyszącą alergią, po długim locie może odczuwać zaostrzenie dolegliwości i czuć się gorzej. Na szczęście zawodnicy naszej kadry o tym wiedzą, są świadomi tego co muszą robić.

Reklama

Wracając do picia wody – fizjologicznie wodę usuwamy z organizmu poprzez wydalany mocz, drogi oddechowe, parowanie poprzez skórę i niewielka ilość w kale. W trakcie lotu samolotem, szczególnie długiego, występuje dużo większa utrata poprzez drogi oddechowe i skórę. Jeśli dojdzie do nieznacznego nawet odwodnienia, zmniejsza się objętość krwi krążącej, która robi się gęstsza, więc przy podczas lotu samolotem ryzyko zatorów i zakrzepów jest nieporównywalnie większe. Tego trzeba bardzo pilnować.

Który z tych dwóch lotów – tam, czy z powrotem – jest tym, który nasi piłkarze bardziej odczują?

Zdecydowanie ten powrotny. Podejrzewam, że nasza kadra do Kazachstanu leciała około ośmiu godzin, czyli był to ten lot krótszy, bo w jakiś sposób „goni cię ziemia” i z reguły wiatr popycha samolot. Z drugiej strony jak już będą wracali z Astany, to ten lot się nieco wydłuża (około 2 godzin nie wliczając międzylądowania) i jest jeszcze trudnie się zaadaptować. Jeśli się nie zdrzemniesz w samolocie lecąc tam, to możesz „stracić” jedną noc (w przypadku naszej kadry nie miało to miejsca), ale szybciej się zaadaptujesz to strefy czasowej na miejscu przylotu. A jeśli przylatujesz do nas, to masz  „godziny nadmiaru”, bo znów jesteś w środku dnia. Organizmu nie można oszukać, ale najważniejszym elementem będzie odpowiednio długi sen i odpoczynek.

dr hab.n.med. Krzysztof Pawlaczyk
specjalista chorób wewnętrznych, nefrologii, diabetologii
lekarz koordynator w klubie KKS Lech Poznań
członek zespołu medycznego PZPN
adiunkt w Katedrze i Klinice Nefrologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych
Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu

Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...