Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

31 sierpnia 2016, 18:21 • 4 min czytania 0 komentarzy

Legia Warszawa po obronie mistrzostwa w sezonie 2013/14 zanim jeszcze wstawiła trofea do gablot zaczęła chórem opowiadać w mediach o dominacji, odjechaniu oraz ogólnej hegemonii, jaka już wkrótce będzie miała miejsce w lidze. Wpisywali się w to wszyscy – od działaczy czy kibiców, aż po piłkarzy ofukujących pismaków, którzy śmieli krytykować mistrza galaktyki i okolic. Rok później w podobnej sytuacji znalazł się Lech i na wstępie ustami Piotra Rutkowskiego zapowiedział, że w tym momencie pytaniem jest tylko jak mocno “Kolejorz” odjechał rywalowi ze stolicy.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Choć jednocześnie ten sam Rutkowski właśnie w okresie zbrojeń przed bojem o Ligę Mistrzów wzdychał – zdecydowanie trudniej jest zarządzać sukcesem.

Ktoś zgryźliwie powie – sukcesy to miał Górnik Zabrze, w XXI wieku mamy jednookiego króla górującego nad ślepcami. Nie ma jednak przypadku w tym, że w dowolnym miejscu w Polsce po pytaniu o błędy przeszłości zawsze pada odpowiedź związana z jakimś sukcesem.

W Lubinie nie przeżywają czasów “Lubin Shore” i imprez w Pradze, przeżywają zaniechania po mistrzostwie w 2007 roku.

We Wrocławiu nie przeżywają braku reklam na koszulkach, przeżywają fatalne spieniężenie sukcesu i atmosfery niespodziewanego mistrzostwa sprzed czterech lat.

Reklama

W Lechu zapytani o największe błędy wskażą rozpasanie po wygraniu ligi w 2010 roku.

W Wiśle… Cóż, w Wiśle zarządzanie sukcesem nie istniało, bo Bogusław Cupiał nigdy sukcesu w swoim własnym odczuciu nie osiągnął. A w związku z tym nie przykładał się do takich bzdur jak budowanie struktur, które miałyby zapewnić klubowi nie tylko mistrzostwo, ale utrzymanie się na tym poziomie bez rokrocznych wielomilionowych inwestycji.

Zarządzanie sukcesem. Ten prosty myk, żeby ludzie masowo przychodzący na stadion obejrzeć mistrzostwo, zostali też po dwóch pierwszych porażkach w nowym sezonie. Żeby pieniądze z premii za zwycięstwo i od sponsorów, którzy będą chcieli reklamować się na koszulkach najlepszej drużyny ubiegłego sezonu nie trafiły do piłkarzy, ale zostały wylane jako fundament klubu – czy to w postaci rozwijania infrastruktury, czy w ogóle wiecznie niedofinansowanych struktur takich jak dyrektorzy sportowi, skauci czy szeroko pojęci medycy.

Sukces w polskiej lidze kojarzy mi się z wyprzedażą. Nawet Piast Gliwice, w teorii taki skromny, dobrze wyliczony Piast, od razu po największym sukcesie w historii przebudował się w wyjątkowo niekorzystny sposób.

Dlatego też i dziś, w ostatni dzień okienka transferowego, i ogółem w kilku ostatnich tygodniach z nadzieją patrzę w stronę Lubina i Warszawy.

Zagłębie po zdobyciu brązowych medali w lidze wymieniło Krzysztofa Piątka na Adama Buksę, utrzymało Filipa Starzyńskiego, wzmocniło się Martinem Nesporem oddając praktycznie jedynie Macieja Dąbrowskiego, na co zbyt wielkiego wpływu nie miało. Także Legia nie rzuciła się do dalszego pomnażania swoich zysków poprzez sprzedaż najmocniejszych ogniw – czego namacalnym dowodem odrzucone oferty za Michała Pazdana, oferty, których prawdopodobnie Legia już więcej nie otrzyma, bo i Michał młodszy już nie będzie.

Reklama

W obu tych miejscach przy tym bardzo głośno mówią (i robią!) o potrzebie budowania od podstaw. W Zagłębiu coraz szybciej rośnie bursa dla najstarszych juniorów, a jak znam ich rozmach – wkrótce dojdzie do tego wymarzony przez dyrektora Krzysztofa Paluszka monitoring boisk, dzięki którym analitycy będą mogli na żywo badać każdy trening. W Legii przełomem może być nie tylko Grodzisk Mazowiecki, ale i filozofia z tego okienka transferowego. Kulenović. Nagy. Nawet ten wyszydzany także przeze mnie Sulley Sadam. Jeśli ci goście rozwiną się tutaj i pofruną dalej, do silniejszych lig, Legia zacznie wyrabiać sobie markę trampoliny, przez którą talenty – jak choćby Krystian Bielik – mogą trafić do najsilniejszych klubów.

To jest zarządzanie sukcesem, które przynajmniej na ten moment wydaje mi się rozsądne. Oczywiście podobnie wydawało mi się, że rozsądny jest Lech Poznań po zdobyciu mistrzostwa w 2015 roku, po czym pozbyto się tam jakichś 243 pracowników klubu.

Ale dziś wierzę, albo po prostu chcę wierzyć, że i w Lubinie, i w Warszawie mają nie tylko pomysł, ale i chłodne głowy, by od swoich pomysłów nie odchodzić. Tak jak nie powinien od niego odchodzić w stronę “odjeżdżania rywalom” poznański Lech.

Najnowsze

Ekstraklasa

Najwięcej meczów bez żadnego gola? Zech w europejskiej czołówce

AbsurDB
5
Najwięcej meczów bez żadnego gola? Zech w europejskiej czołówce

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...