Gdybyśmy graczy PSG wrzucili dziś w trykoty Górnika Zabrze i posadzili przed telewizorem przeciętnego kibica, ten nie zauważyłby różnicy. Monaco za to zostałoby rozpoznane w każdym przebraniu. Glik z tyłu, który popełnił jeden jedyny większy błąd, także. Królem meczu został Sidibe, który wypracował dwa gole. Najpierw popisał się cudowną asystą, później nabił rywala, a ten strzelił do własnej bramki. W poprzednim sezonie PSG przegrało mecz dopiero po 28 tygodniach gry. W tym już po trzech. Być może nie zabrzmi to szczególnie zaskakująco, ale coś z tą drużyną po odejściu Zlatana jest nie tak.
Raggi spytał paryżan, czy mógłby przebiec się z piłką pod ich pole karne. Odpowiedź brzmiała “bardzo proszę”, więc jak planował tak zrobił. Później podanko do Sibibe na skrzydło, ten błyskawicznie wycofał do Moutinho, a Portugalczyk bardzo pewnie uderzył z pierwszej piłki. Może przypomniał sobie słowa Cristiano Ronaldo, który krzyczał do niego “dobrze ich trafisz!” przed karnymi na Euro z nami? Bo trafił bardzo dobrze, a Trapp był bez szans.
Z kolei bardzo ciekawa była sytuacja, po której Monaco podwyższyło na 2:0. Atak drużyny z księstwa, jakieś dośrodkowanie, jakiś strzał, a tu nagle wyskakuje David Luiz i krzyczy: a masz! Patrzymy, a zawodnik Monaco leży na murawie. Powiało Trałką, dawno nie widzieliśmy tak debilnego zachowania. Karny, Trapp w prawą, Fabinho w lewą. W jednym z meczów w poprzednim sezonie trener PSG chciał zdjąć Luiza, a on nie zamierzał się nigdzie ruszać. Jego numer na tablicy sędziego technicznego go nie wzruszył. Zaparł się i został na murawie. Spodziewaliśmy się dziś jego zmiany w przerwie, ale widocznie znów stwierdził, że nie ma o czym gadać i wyjdzie na boisko. Na miejscu kolegów z drużyny, w przerwie zamknęlibyśmy go w kiblu.
PSG grało nudno, nijako, niemalże w slow-motion. I do tego straszliwie niedokładnie. Jednak jedną świetną okazję stworzyło. Aurier wbiegł w pole karne, wrzucił w środek i Cavani strzelił gola. Po tym zdaniu mogłoby się wydawać, że PSG zdobyło tę bramkę z wielką łatwością. Nie byłoby tak, gdyby Urugwajczyka nie zgubił Glik, który pojawił się w miejscu, z którego Cavani zdobył gola, jakąś sekundę za późno. W ogóle Cavani jest dla Kamila zbyt szybki, bo gdy nasz stoper przechodził lata temu z Piasta do Palermo, Edinson uciekł stamtąd już dziesięć dni później. Do tego dobrze pamiętamy mecz z Urugwajem w Gdańsku, kiedy pod presją Cavaniego Glik strzelił samobója. Ale to był inny Glik. Nie był jeszcze profesorem defensywy. A dzisiejszy występ, gdyby nie Cavani, można byłoby nazwać profesorskim. Atakował rywali pewnie i odważnie, nie mamy zbytnio do czego się przyczepić. Choć trzeba też oddać, że obrońcy Monaco nie mieli najtrudniejszego zadania, bo napastnicy PSG byli dziś nadzwyczaj smętni.
Myśleliśmy, że PSG się obudzi, zaatakuje, być może kolejny raz Cavani strzeli dwa gole na stadionie Ludwika II, jak to było w ostatnim starciu tych zespołów. Dobra defensywa Monako do tego jednak nie dopuściła, a przebojowa akcja Sidibe pogrążyła ekipę Emery’ego. Imiennik wielkiego, przebojowego Djibrila Cisse nabił Auriera, a po chwili piłka wpadła do siatki. Natomiast cieszynka Sidibe była w stylu interwencji Victora Valdesa. Wygiął się do tyłu i upadł. Jakby chciał powiedzieć: ja dziś robotę skończyłem.
Warto też wspomnieć o Grześku Krychowiaku. Przekaz jest jasny: dochodzi do pełni formy po ciężkim i długim poprzednim sezonie. Natomiast patrząc na Adriena Rabiota (w niektórych kręgach nazywanego Dawidem Podsiadło) uważamy, że Grzesiek z zerwanym więzadłem grałby lepiej. “Krycha” znów nie dostanie upominku w postaci pendrive’a, które Emery rozdaje piłkarzom po meczach, a na nich dorzuca analizę gry w minionym spotkaniu. Ale w niedługim czasie powinno się to zmienić.
A po trzech kolejkach Ligue 1 na czele tabeli Guingamp. Przed oczami momentalnie stanęło nam zdjęcie Marka Jóźwiaka bez tryba.