Twierdza Gdynia – brzmi to naprawdę dumnie, ale ma przede wszystkim swoje uzasadnienie. Trzy mecze, trzy wygrane, wszystkie bez straty gola – żeby tu cokolwiek osiągnąć, trzeba się koszmarnie napocić. Dziś pod bramy Arki przyjechał rywal, który w tym sezonie już parę razy udowodnił, że stać go na sforsowanie najbardziej solidnych murów. I co? Może być gdynianom wdzięczny, bo pozwolili mu zabrać punkt do domu.
Świetnie ogląda się Arkę – jeśli taką jakość miałby wnosić każdy beniaminek, zapraszalibyśmy co rok dziesięciu. Pressing zawsze i wszędzie, walka o każdą piłkę, a przy tym spora jakość piłkarska, bo samym zaangażowaniem nawet w Ekstraklasie daleko nie zajedziesz. Żółto-niebiescy mają dobrych zawodników, dziś na przykład błysnął Bożok. Jeny, co to był za strzał – wolej tak idealny, że nie jesteśmy sobie nawet wyobrazić piękniejszego. Niedługo do Warszawy przyjedzie Real, a grał w nim kiedyś taki pan z piątką, który takiego uderzenia by się nie powstydził. Cudo.
Ale nie tylko Słowak nam imponował, w każdej formacji Arka miała kogoś wartego uwagi.
– Warcholak może wyrosnąć na naprawdę dobrego lewego obrońcę, świetnie podłącza się do ofensywy,
– Da Silva czyli fenomen, że gość tej klasy tyle lat ukrywał się gdzieś na zapleczu,
– harujący Zjawiński, którego torpeda z dystansu zatrzymała się na słupku.
I tak dalej, i tak dalej, bo jeszcze można wspomnieć lidera Łukasiewicza i błyskotliwego Szwocha. Jest kim grać. A że dziś nie udało się wygrać? Trudno, ta drużyna ma styl i kolejne zwycięstwa po prostu przyjdą.
Co do Zagłębia, to tyle razy słyszeliśmy, że bez strzałów nie ma bramek, wbijano nam to do głowy od dzieciństwa, a oni dzisiaj w pierwszej połowie wyłożyli po prostu na to prawidło lachę. Miedziowi prowadzili, mimo że w statystyce uderzeń celnych – ba! – uderzeń w ogóle mieli zapisane okrągłe jajo, bo Jałochy nie zatrudnili ani razu. Zrobił to natomiast Marcjanik, którego nabiła piłka strącona przez Janoszkę po wrzutce Starzyńskiego. Ot, futbol. I bądź tu człowieku mądry.
Jasne, Zagłębie w pierwszych 45 minutach prezentowało wyższą kulturę gry. Miło było pooglądać, jak potrafią szanować piłkę (88 % celnych podań po 30 minutach), przenoszą swoje akcje z jednej strony na drugą, a bezradna Arka biega za piłką. Tylko że brakowało konkretów, aż pomógł nieco Marcjanik. Tylko czy można liczyć na taką gościnność Arki przez cały mecz? Gospodarze i tak dali Zagłębiu sporo luzu, więc w drugiej połowie to wręcz musiało się skończyć. I rzeczywiście – skończyło.
Lubinianie mogą być zadowoleni, że w gdyńskiej twierdzy okazano im litość.
Fot. FotoPyk