Od pewnego czasu coraz uważniej przyglądamy się niemieckim trybunom i nie jest to wcale widok, który napawa nas szczególnym optymizmem. Już w ubiegłym roku i ubiegłym sezonie coraz częściej poza wyczynami piłkarskimi docierały do nas wiadomości o tym, co działo się na murawie bez udziału zawodników. Przykłady? Rzut racą w ławkę rezerwowych Hannoveru przez fanów Wolfsburga, wjazd kibiców Eintrachtu Frankfurt na murawę w derbach z Darmstadt czy chuliganów Koeln w meczu z Borussią Moenchengladbach.
Fotki i filmiki przestały już nas nawet dziwić.
Grudzień 2015
Luty 2015
Luty 2015
Tu jeszcze listopad 2014
Innymi słowy: był czas przywyknąć. Ujęliśmy tylko wierzchołek, bo przecież o wrzucaniu rac na murawę czy jakichś pomniejszych bitwach (derby Nadrenii…) nie ma sensu wspominać, dzieją się każdego miesiąca.
Mimo wszystko powrót rozgrywek w Niemczech trochę nas zadziwił. Tylko w ubiegły weekend, od 19 do 21 sierpnia, mieliśmy do czynienia z odpalaniem pirotechniki m.in. na meczu rezerw Borussii, pucharowym starciu VfB Stuttgart czy Kaiserslautern, ale przede wszystkim:
– wystrzeleniem pirotechniki w rywali (!) w meczu Sankt Pauli
– wrzuceniem uciętego łba byka przez kibiców Dynama Drezno w meczu z Red Bullem
– sporą zadymą z wbiegnięciem na murawę i walką z policją na spotkaniu Magdeburga z Eintrachtem Frankfurt
W cztery dni na trybunach w Niemczech działo się więcej niż w Polsce przez ostatnie kilka, jeśli nie kilkanaście miesięcy. A dodajmy, że za miedzą futbol dopiero budzi się po wakacjach, podczas gdy u nas ruszył pełną parą już ładnych kilka tygodni temu. Szczególne wrażenie robi ta zadyma w Magdeburgu, która po wjazdach chuliganów w kominiarkach z Kolonii i Frankfurtu jest trzecim dużym tego typu wyskokiem na dość skromnej przestrzeni czasowej.
Dziwna to era, gdy w kwestii stadionowego bezpieczeństwa wcale nie wyglądamy gorzej niż bogatszy i silniejszy piłkarsko sąsiad. Teraz czas dorównać w pozostałych sektorach.