Od rana pewnie wielu z was kręci się na krześle i nerwowo obgryza paluchy, a więc to dobry moment, by przypomnieć jedną z prób dostania się polskiego klubu do Ligi Mistrzów, która – przynajmniej do rozpoczęcia meczu – wydawała się bułką z masłem. Dokładnie pięć lat temu na stadion przy Reymonta w Krakowie przyjechał APOEL Nikozja. Cypryjczycy wracali do siebie z niczym.
Pamiętacie nastroje, jakie wtedy panowały? Ogórki, przybysze z Cypru, którzy nie mają zbyt wielkiego pojęcia o piłce, historyczna szansa, plażowicze. Tymczasem okazało się, że APOEL jednak
a) potrafi grać w piłkę
b) prawdopodobnie potrafi grać w piłkę lepiej niż Wisła (ale o tym przekonaliśmy się w rewanżu).
“Biała Gwiazda” wygrała to spotkanie 1:0, ale po meczu nie dało się nie mieć wrażenia, że się prześlizgnęła. APOEL okazał się drużyną, której daleko od miana chłopców do bicia. To jak momentami się poruszali, jak byli wybiegani – poziom wówczas nieosiągalny dla polskich klubów. Kiedy Kamil Kosowski stwierdził przed meczem, że APOEL walczyłby w Polsce o tytuł mistrza, to… został przez wielu wyśmiany. Po meczu nikt jednak nie odważyłby się szydzić z chwalenia byłych pracodawców “Kosy”. Jednak nie chodziło o podlizanie się czy podreperowanie ego.
Jedyną bramkę w tym meczu zdobył Patryk Małecki. Trybuny domagały się podczas tego spotkania powołania go do reprezentacji i wcale nie były to nonsensowne wołania – Patryk faktycznie był wówczas na topie i notoryczne pomijanie go przez Smudę było śmieszne. Bramki, którą wsadził, nie powstydziłby się chyba nikt.
Po APOEL-u liczba optymistów znacząco zmalała, ale umówmy się – to i tak był bardzo dobry wynik i to wciąż była szansa, którą trzeba było wykorzystać. W rewanżu można było sobie pozwolić nawet na porażkę 2:1. Wisła długo sobie na nią pozwalała, ale napisanie, że byliśmy “trzy minuty od raju” byłoby po tym meczu mocno niesprawiedliwe. Cypryjczycy zagrali z nami w ciuciu-babkę, takiej deklasacji polskiego klubu jak tam nie pamiętamy od dawna. A miało pójść tak gładko…
Być może to dobra przestroga dla piłkarzy Legii. Rywali – mimo że APOEL to kilka półek wyżej – jednak nie warto lekceważyć.