Reklama

Pierogi z Biedry w knajpie u Amaro. Mecz zakurzonych legend w Zabrzu

redakcja

Autor:redakcja

05 sierpnia 2016, 23:13 • 4 min czytania 0 komentarzy

Szesnaście mistrzostw Polski zdobytych przez obydwa zespoły, długa i zacięta historia rywalizacji, szczególnie tej w latach 70., gdy właśnie mielecka Stal po dwóch latach dominacji Górnika zgarnęła w 1973 tytuł mistrzowski… Retoryka wokół spotkania w zasadzie pisała się sama. Nikogo nie trzeba było specjalnie nakręcać, nikomu perswadować, że choć w I lidze, daleko od tamtej wielkości, oto dziś miał rozegrać się jeden z największych hitów na tym poziomie.

Pierogi z Biedry w knajpie u Amaro. Mecz zakurzonych legend w Zabrzu

Można było mieć wątpliwości, czy “młyn” będzie dzisiaj pełny? No można było, w końcu to tylko I liga, w końcu piątek wieczór, a czy to w Zabrzu, czy w Gliwicach, czy w Katowicach tego dnia naprawdę jest co robić. Można było, bo kibic nie jest głupi i nie da się łatwo omamić hasłami o nowej jakości, które weryfikacji nie przeszły już w Legnicy. Można było, skoro dzisiejszy Górnik wciąż ma twarz Dancha, Skrzypczaka, Szeweluchina, Przybylskiego, Kopacza – gości którzy maczali palce obu rąk i nóg przy zeszłorocznym spadku, którzy przegrywali u siebie derby z Ruchem i którzy mając wszystko w swoich nogach nie podołali w Niecieczy.

Kibice wątpliwości nie mieli. Przyszli i bez problemu pobili rekord z poprzedniej kolejki. Chociaż z samym wejściem akurat lekko nie mieli. Na dzień dobry padł system biletowy i trzeba było wchodzić pojedynczo, po okazaniu biletu i dowodu tożsamości. Czyli – zamiast chwili, pip, pip i kontroli osobistej, kolejka jak w PRL-u. Tylko większa.

***

Reklama

A tak na wyjazd do Zabrza namawiali „Chłopcy ze Stali”:

snap

Przybyli dość licznie i – ku zaskoczeniu wszystkich – sprawili, że to jednak nie do kibiców Górnika należało pierwsze pierwszoligowe piro w Zabrzu.

W ogóle w oprawie gospodarze byli raczej oszczędni, ograniczając się li tylko do trwającego przez całą drugą częśc gry flagowiska. Ale o ile pieniędzy z możliwych kar nie spalono wraz z odpaleniem rac, o tyle nie można mieć wątpliwości, że rano Cholinex będzie najbardziej pożądanym towarem w wielu zabrzańskich domach.

Reklama

Doping był zresztą jednym z pierwszych słów, jakie na konferencji po meczu wypowiedział trener Brosz. Podkreślał, że mało których kibiców słychać już praktycznie nieprzerwanie dwa-trzy kwadranse przed spotkaniem i że na tym poziomie to ogromny atut, jak i prawdziwy ewenement. Polemizować nie będziemy.

***

Niestety dla zabrzan – raz jeszcze tylko doping był Ekstraklasowy.

No, sami rozumiecie, że nie było się co spodziewać fajerwerków. Ale już jak najbardziej tej przynajmniej wymęczonej wygranej, gdy ma się rywala na łopatkach, zepchniętego do defensywy pod tytułem “jak musisz, to bij, ale nie za mocno”. W dodatku defensywy, która ze stalową miała dziś tylko tyle wspólnego, że z nazwy była – akurat temu nie da rady zaprzeczyć – defensywą Stali.

– Jeśli ktoś nie czuje się na siłach by grać w takim meczu, to niech zejdzie z boiska – miał w przerwie powiedzieć swoim zawodnikom Janusz Białek.. I gdyby brać pod uwagę tylko pierwszą połowę, to nie zdziwilibyśmy się, gdyby poza ratującym swoim kolegom tyłki raz za razem bramkarzem Liberą, z szatni nie wyszedł nikt inny. Bo Górnik, mimo że opieczętował pierwsze 45 minut tylko jednym golem, to jednak miażdżącej dominacji nie można mu było odmówić. Że zamieniała się ona w kompletny chaos, gdy tylko trzeba było zagrać bliżej bramki Stali niż mniej więcej 30 metrów – to już zupełnie inna historia.

Tymczasem Stal wyszła na drugą połowę tak nabuzowana, że gdyby pięć minut później prowadziła 2:1, to nikt nie mógłby psioczyć. Szczęśliwie dla Górnika skończyło się tylko na golu z wolnego Żubrowskiego. I na to już Górnicy odpowiedzi znaleźć nie potrafili. Raz jeszcze – dominacja i chaos. Dominacja i chaos.

I może za jakiś czas w Zabrzu będą się śmiali. Może będą mówili, że na początku chaos, to był już w mitologii. Ale na dziś – nikomu raczej nie jest do śmiechu.

Zrzut ekranu 2016-08-05 o 23.28.12źródło: 90minut.pl

***

Przed wejściem na mecz jeden z kibiców Górnika rzucił takim porównaniem: “Górnik grający w taki sposób na takim pięknym stadionie, przy tak fanatycznych kibicach to tak, jakby w restauracji u Amaro podać ruskie z Biedronki.” Oglądając zdjęcia tłumów spod bram Areny Zabrze, gdy okazało się, że system biletowy padł, wsłuchując się w ryknięcie tak regularnie – również i dziś – zawodzonej Torcidy, trudno się było z nim nie zgodzić. Gdyby wśród kibiców istniały wypożyczenia, ci z Zabrza powinni czym prędzej wracać na takich zasadach do Ekstraklasy.

Tylko może – tak jak sugerowaliśmy w relacji live – sami, bez piłkarzy? To uczciwy deal, prawda?

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...