Gość, który na boisko mógłby wychodzić w garniturze. Esteta. Magik. A przy tym facet o ogromnej klasie. Obecnie zajął się prowadzeniem Realu Madryt, ale trenerem wciąż jest nieco anonimowym i pamiętamy go raczej z rulety i innych boiskowych fajerwerków.
9 lipca to dla Zidane’a data szczególna z dwóch powodów.
9 lipca 2006: to właśnie wtedy potraktował z bańki Marco Materazziego.
9 lipca 2001: pięć lat wcześniej podpisał kontrakt z Realem Madryt.
Jeśli już kończyć karierę, to z pierdolnięciem – być może z takiego założenia wyszedł „Zizou” podczas finału mistrzostw świata z Włochami. Niektórzy uważają, że głównie taką rolę dostał Materazzi na finał – za wszelką cenę sprowokować Francuza. Znając zaczepny charakter Włocha, raczej nie miał z tym problemów. 110. minuta. Zidane za pierwszym razem okazał cierpliwość. Za drugim – podobnie. Za którymś z kolei nie wytrzymał. Bum.
Zidane: – Kiedy ktoś atakuje twoją matkę, twoją siostrę i powtarza to kilka razy, odwracasz się, ale kiedy on to zrobił po raz trzeci, to wtedy stało się, co się stało. Ale nie żałuję tego, bo gdybym żałował, to można by powiedzieć, że on miał rację i że akceptuję to, co on mi powiedział.
Bańka Zidane stała się na tyle symboliczna, że aż doczekała się we Francji… pomnika.
Koniec kariery przypadł dokładnie pięć lat później po podpisaniu kontraktu z Realem Madryt. 76 milionów euro. Wtedy – najgrubszy transfer w dziejach. Nigdy wcześniej na nikogo nie wyłożono aż takiej kasy. Sporą część tej sumy „Zizou” spłacił już w pierwszym sezonie. Pamiętacie bramkę z finału Ligi Mistrzów 2002? Na pewno pamiętacie, ale takich trafień nigdy za wiele.