Emerytura w futbolu to chyba najbardziej przykry temat. Dla samych zainteresowanych. Światła reflektorów gasną, nagłówki gazet blakną i przychodzi zjechać do zajezdni. Nikt nie dzwoni, nikt nie pyta, nikt nie chce wspólnej fotki. Jeżeli nie jesteś byłą wielką gwiazdą – masz problem. Bo przeciętny zawodnik po zakończeniu kariery to co najwyżej rosnąca waga a nie rosnące oszczędności… Są jednak tacy, którzy umieli odnaleźć swoje miejsce po zakończeniu kariery i nie była to budka z piwem.
Pobudka na – zdawałoby się – wiecznych wakacjach musi boleć. Wszechogarniająca pustka – jak twierdzą niektórzy. Paul Merson bał się tego dnia jak ognia. On jednak przynajmniej mógł zerwać się z łóżka z pewną satysfakcją, rozejrzeć się i patrząc na medale rozwieszone na ścianie, przypomnieć sobie, że był piłkarzem z absolutnego topu. Jest wielu, którzy co najwyżej mogliby udekorować swoje mieszkania trofeami z Decathlonu.
Średnie talenty mają zwykle przerąbane na własne życzenie – nawet zarabiając 70 tysięcy złotych miesięcznie (choć tu już mówimy o górnym procencie ekstraklasy) trzeba mieć pomysł jak tej kasy nie roztrwonić. W polskiej piłce znalazł się niejeden sprytny przedsiębiorca i to niekoniecznie tkwiący w futbolu i przechodzący z automatu w trenerkę/menedżerkę.
Jeżeli dorastałeś w kulcie ekstraklasy lat 90-tych i początku nowego milenium, na myśl Ruch Chorzów do głowy automatycznie przychodzi ci Mariusz Śrutwa (ponad 250 spotkań w lidze). Może i zniknął z futbolu, ale skuteczność z muraw przeniósł na inne pola. Już kilka lat temu miał kilka procent akcji “Niebieskich”, ale jednocześnie ruszył z innym biznesem – remontem kominów, kontynuując rodzinne tradycje. W 2010 roku przekonywał, że jeszcze nie byłoby go stać na kupno większości akcji ukochanego klubu. Gdyby chciał, dziś nie dałoby się tego wykluczyć. Inwestuje m.in. w biznesy budowlane, medyczne, a nawet portale internetowe. Na dokładkę – jest także właścicielem cegielni.
Na szczęście przykładów obrotnych ludzi, z którymi Śrutwa znał się z murawy jest więcej. Marek Jóźwiak nie potrafił rozstać się na dobre z piłką, angażując w różne projekty – z Lechią Gdańsk na czele. Jedni kojarzą go teraz z menedżerką, jeszcze inni z nieruchomościami. To zresztą biznes, który w zasadzie nie przynosi strat. Mógłby potwierdzić to Cezary Kucharski, który zbudował na tym prawdziwe imperium. Jeszcze w 2011 roku agent Roberta Lewandowskiego w oświadczenie majątkowe wpisał aż 18 mieszkań wartych ponad 9 milionów złotych… Tym samym tropem idą najwięksi – naturalnie łącznie z wymienionym Lewandowskim czy koszykarzem Marcinem Gortatem, którzy mocno inwestują w ten teoretycznie bardzo bezpieczny dla pieniędzy rynek.
Grzegorz Krychowiak dopiero zmienił barwy klubowe i przeniósł się do Paris Saint-Germain. Głośno było ostatnio o tym, ile co minutę będzie zarabiał Krycha podczas najbliższych pięciu lat w Paryżu. A kiedy ląduje się u samego… szejka za piecem, trzeba dbać o racjonalne zarządzanie gotówką. Nasz reprezentant tuż przed podpisaniem kontraktu sam wyszedł z inicjatywą skorzystania z rad ekspertów i postanowił nauczyć się inwestowania. Podjął się tego dom maklerski X-Trade Brokers, a trzeba przyznać, że inkasując 4,5 miliona euro brutto rocznie nad Sekwaną, wypada skonsultować to ze specjalistami.
Jego starszy kolega z reprezentacji, choć już nie z boiska – Tomasz Iwan – też miał pomysł na siebie. Lata gry w Holandii pozwoliły mu przesiąknąć innym podejściem do zarobków w kraju, gdzie piłkarze mogli śmiało odkładać kilka tysięcy euro zwolnione z podatków. Z myślą o emeryturze właśnie. Zanim Iwan objął stanowisko dyrektora reprezentacji, działał już z własną agencją eventową, miał udziały w kafeterii i wciąż jest właścicielem pensjonatu w Ustce.
Iwan miał naturalnie pewien atut – przede wszystkim potrafił grać w piłkę na solidnym europejskim poziomie i doskoczył do kasy niewyobrażalnej dla przeciętnego Polaka. Niektórzy – jak choćby Grzegorz Piechna – szamotali się w odległej Rosji, żeby zarobić na spokojne życie. Ex-król strzelców i zarazem król jednego sezonu ekstraklasy szybko zniknął z radaru, po cichu wracając z Moskwy po dramatycznym pobycie w Torpedo. Miał jednak jaja, by zakasać rękawy i pracować w składzie węgla. Był to poniekąd powrót do korzeni, bo początki gry w piłkę łączył z rozwożeniem wędlin. Kierownicę na co dzień trzyma też Aleksander Kłak. Były polski bramkarz to jeden z najbardziej charakterystycznych przykładów nietypowej ścieżki życiowej. Kłak osiadł w Belgii i stał się kierowcą autobusu.
Radosław Kałużny to bardziej skomplikowany przypadek, bo do pracy na Wyspach pchnęła go poniekąd desperacja i ogromna niepewność o zapewnienie normalnego bytu rodzinie. Ostatecznie – jak sam twierdzi – obecna praca na budowie nie hańbi go w żaden sposób. Ani nie generuje automatycznie myśli o straconych podczas kariery pieniędzy (niesamowite straty ponosił ze względu na rozwody) – „Tata” jest po prostu szczęśliwy, że ma zdrowie i wreszcie zbudował kochającą rodzinę.
Piętnowane medialnie patologie pojedynczych jednostek wpłynęły bardzo mocno na odbiór piłkarzy. Stereotypowy ma maksymalnie sześć klas podstawówki za sobą, jest niedojrzały emocjonalnie i wierzą w reklamy podpisane: “Ona zarobiła 20 tysięcy złotych w miesiąc bez wychodzenia z domu… Kliknij…”. Przypomina się jeden z najmocniejszych przykładów – Romario oszukany przez „biznesmena” z Polski, przylatujący później na rozprawy sądowe w Lublinie. Pewien technik z Biłgoraja oszukał w zasadzie pół Starego Kontynentu. Wciskał kit, że jest genialnym finansistą i wystarczy powierzyć mu swoje oszczędności. Romario łyknął jak młody pelikan, przekazał mu 5 milionów dolarów i odwrotu nie było…
Na szczęście czasy idą do przodu, doradcy są łatwi do zweryfikowania w sieci, a piłkarze jakby wyczuleni na każde czyhające niebezpieczeństwo. Krychowiak czy Lewandowski to idealne przykłady sportowców skrojonych pod XXI wiek – piłkarskie marki współpracujące z gigantycznymi klientami i profesjonalnie prowadzące się na boisku i poza nim. A fakt, że do tego dostali od bozi talent, który szlifowali ciężką pracą, trochę im w budowie swojej marki pomógł. Tym, którym poskąpiono umiejętności polecamy nie tylko tą osławioną ciężką pracę, którą od zawsze wbijają im do głowy wszyscy doradcy, ale też korzystanie z tej głowy. Jeśli nie swojej, to… doradców.
Fot. FotoPyK