Bramka, która odmieniła oblicze mistrzostw. Która zapoczątkowała proces wywalania z mundialu na zbity pysk mistrzów świata i Europy. Która sprawiła, że Louis van Gaal zbliżył się wreszcie do pracy w Premier League i to nie byle gdzie, bo na Old Trafford. Bramka, która… wcale paść nie musiała.
– Trener chciał, żebym udowodnił, że jestem gotowy do gry w meczu towarzyskim z Walią. Byłem pełen obaw, przez trzy miesiące ani razu nie zagrałem więcej niż 70 minut. Po pół godziny kontuzja się odnowiła. Moja lewa pachwina była w fatalnym stanie – wyznał rok później na łamach mirror.co.uk van Persie. – Chciałem zagrać 90 minut dla van Gaala, ale nie dałem rady. To było tydzień przed mundialem. Żeby jednak nie obniżać morale i nie wywoływać medialnej nagonki, ustaliliśmy, że nic nikomu nie powiemy. O urazie wiedziałem tylko ja i on. Stawka była zbyt duża.
Jak to się skończyło – wszyscy pamiętamy. Van Gaal trafił w dziesiątkę pozwalając piłkarzom spędzić ostatnie godziny przed meczem z Hiszpanią z żonami, dziewczynami i dziećmi, bo tak natchnionej, tak zdyscyplinowanej Holandii nie widzieliśmy dawno. – Jeszcze parę godzin przed spotkaniem bawiłem się z synkiem w basenie, inne rodziny również relaksowały się na swój sposób.
A później? Demolka. 5:1. Jej początek? Ta niesamowita bramka van Persiego, jedno z najpiękniejszych trafień mistrzostw świata i jedno z tych, które już zdążyło obrosnąć legendą.