Reklama

Dublet Olisadebe i ostatnie zwycięstwo biało-czerwonych nad Ukrainą

redakcja

Autor:redakcja

21 czerwca 2016, 10:00 • 2 min czytania 0 komentarzy

Nikt nie dawał wtedy reprezentacji Jerzego Engela większych szans. Los przydzielił im w grupie Ukrainę i Norwegię, a więc zespoły może nie ze ścisłego topu, ale posiadające w swoich szeregach – szczególnie w napadzie – graczy o renomie nieporównywalnej do tych, którymi dysponował Władysław Jerzy. Tore Andre Flo, Ole Gunnar Solskjaer, Andrij Szewczenko, Serhij Rebrow… 

Dublet Olisadebe i ostatnie zwycięstwo biało-czerwonych nad Ukrainą

My? My mieliśmy farbowanego lisa Olisadebe. Pierwszy znak, że reprezentacja Polski przestaje być w stu procentach polska. Bo nie oszukujmy się – Nigeryjczyk nie poczuł nagle nieposkromionej miłości do swojej nowej ojczyzny, nie uświadomił sobie, że w jego żyłach płynie biało-czerwona krew, ani że jego serce bije w rytm „Mazurka Dąbrowskiego”. Za to polskie obywatelstwo i występy w europejskiej reprezentacji mogły przed nim otworzyć wiele nowych drzwi.

Trzeba mu jednak oddać to, że początek miał piorunujący. Trafił w debiucie z Rumunią w Bukareszcie, ale jego najlepszy mecz i najważniejsze dwa gole padły w meczu, który nieprzypadkowo przypominamy akurat dziś. To właśnie za jego sprawą ostatni raz drużyna z białym orzełkiem na piersi ograła Ukrainę. W dodatku w Kijowie.

Kadra PZPN jechała zebrać łomot, a koniec końców sama go Ukraińcom sprawiła. Pierwszy mecz eliminacji mistrzostw świata, a oni od razu wywożą z niezwykle trudnego terenu komplet punktów. Gole na 1:0 i 2:1 zdobywa właśnie „Emsi”.

Ten drugi to prawdziwy bilard w polu karnym, w którym najszybciej odnalazł się będący wtedy w życiowej formie Olisadebe. Na koniec jego dwa trafienia poprawił jeszcze trzecim Kałużny i to „Szewa” z kolegami musieli zejść z boiska z nosami spuszczonymi na kwintę.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...