Czwarta liga, czyli piąty szczebel. Profesjonalizmu znajdziecie tu niewiele, jeden z trenerów w grupie łódzkiej powiedział niedawno, że profesjonalny jest tylko Widzew – klub, który fundamenty postawił w niecały rok. Ale i w łódzkim zespole występują przecież zawodnicy, którzy kopanie łączą z normalną pracą, nie są zawodowcami pełną gębą. I nic w tym nadzwyczajnego, naturalna kolej rzeczy, jak na ten poziom piłkarski.
Nadzwyczajne jest co innego. Każdy z tych zawodników czwartoligowego Widzewa miał okazję poczuć się w weekend tak, jak może nie poczuć się ponad połowa zawodowych piłkarzy w Polsce. Oto wystarczyło wywalczyć awans – głównie dzięki świetnej grze wiosną (17-2-0 i w bramkach 59:4) – by stanąć na szczycie. Konkretniej: na górze odkrytego autokaru.
Autokar wypełnił się zarządem, trenerem i zawodnikami. Wokół nich – mnóstwo kibiców, ok. sześciu tysięcy. Były zwycięskie przemowy, były śpiewy, lał się szampan, odpalano kolejne race, a jedną z nich odpalił nawet trener Marcin Płuska. Tak, sobotnia noc w Łodzi miała barwy widzewskie.
Przeglądamy zdjęcia z przemarszu przez pół miasta, oglądamy fotorelację z fety na Placu Wolności i jesteśmy pod dużym wrażeniem. Ktoś mógłby pomyśleć: oni świętowali mistrzostwo Polski. Nie, oni świętowali tylko awans do trzeciej ligi. To tylko pokazuje, jak Łódź – wcześniej impreza ŁKS-u, teraz Widzewa – głodna jest poważnej piłki.