Reklama

Horror z happy endem. Murawski wprowadza Lecha do fazy grupowej

redakcja

Autor:redakcja

13 czerwca 2016, 07:35 • 2 min czytania 0 komentarzy

Nie sposób tego spotkania nie wymieniać w jednym szeregu ze spotkaniami Wisły z Schalke czy Parmą czy Groclinu z Herthą Berlin i Manchesterem City. Lech Poznań – Austria Wiedeń. Dreszczowiec w dwóch częściach, przedłużony dodatkowo o dogrywkę, ale choć raz – dreszczowiec z polskim happy endem.

Horror z happy endem. Murawski wprowadza Lecha do fazy grupowej

Dramaturgia tamtego eliminacyjnego dwumeczu sięgnęła wartości, jakich nie było od wielu lat. Wcześniej chyba dopiero wtedy, gdy Wisła mierzyła się z Panathinaikosem, jednak o ile zakończenie tamtego pamiętnego starcia w Atenach wolelibyśmy z pamięci wymazać, o tyle to moglibyśmy oglądać do znudzenia.

Ale po kolei. Po 2:1 w Wiedniu na Bułgarską przyjeżdża Austria Wiedeń. Z Milenko Acimoviciem, Jackiem Bąkiem czy młodziutkim Rubinem Okotie. Ale i Lech miał wtedy konkretną pakę. Stilić, Peszko, Arboleda, Wojtkowiak, Murawski, Lewandowski… Lechowi wystarcza 1:0, które ma już po kilku minutach i gola Hernana Rengifo.

I wtedy ten horror naprawdę się rozkręca.

W drugiej połowie Austria dostaje karnego z kapelusza, którego wykorzystuje Acimović i „Kolejorz” jest za burtą. A jednak podnosi się i raz jeszcze wraca na pokład, gdy pięć minut przed końcem z czuba na bramkę rywali uderza Peszko. Dogrywka.

Reklama

Tam? Znowu – kilka minut i Lech na prowadzeniu. Austrii przedstawia się przyszła gwiazda poznańskiej drużyny (i nie tylko), Robert Lewandowski. Minuta i… znowu gol Austrii. 3:2, dzięki bramkom zdobytym na wyjeździe, to goście grają dalej.

Na to jednak nie chciał się zgodzić Lech. 120. minuta. Wrzuca Peszko, piłkę zgrać próbuje Lewandowski, następnie Arboleda, a ta wreszcie spada pod nogi Murawskiego. Szaleństwo na Bułgarskiej! Dwie remontady w jednym meczu? Żaden problem!

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...