Z La Baule: Połowa kadry na rynku transferowym – Euro podbije ceny?

redakcja

Autor:redakcja

09 czerwca 2016, 13:04 • 4 min czytania

– Arek, co z twoją przyszłością? – Bartek, załatwisz transfer jeszcze przed turniejem? – Lewy, jak podchodzisz do tego Realu? – Kamil, jest coś na rzeczy z Leicester? – Piotrek, Liverpool już załatwiony? Pierwsze dni przygotowań do Euro wyglądały niemal tak samo. Transfery, transfery, transfery. Plotki, spekulacje, przedruki. Analizy, kto gdzie pasuje najbardziej, a kto nie powinien zmieniać klimatu. I tylko selekcjonerzy mają przy tym wszystkim zgryz. Jak odciąć piłkarzy od całego zgiełku? 

Z La Baule: Połowa kadry na rynku transferowym – Euro podbije ceny?
Reklama

Nie chcemy zawodnikom blokować przyszłości, ale najważniejszym tematem teraz jest Anglia. Jeżeli przyjechałeś tu z nami, musisz koncentrować się na naszej pracy. Czy agenci będą przyjeżdżać do hotelu? Nie ma sensu o tym dyskutować. Mogą rozmawiać z piłkarzami twarzą w twarz, przez Skype’a lub Facebooka. Skąd do cholery mamy to wiedzieć? – Roy Hodgson martwił się głównie Jamie’m Vardym, o którego przepycha się właśnie połowa Premier League. Zamieszanie związane z ewentualnym transferem do Arsenalu trwa już od paru ładnych tygodni i jeżeli strzelba Leicester nie odpali na mistrzostwach, powód będzie znany. Okienko. Telefony. Negocjacje. Kontrakty. I jak przy tym wszystkim skupić się na piłce, odprawach czy taktyce? Hodgson chyba sam zauważył, że sprawa jest przegrana, bo całego zgiełku skontrolować nie sposób.

Ale z tym rozgardiaszem muszą sobie radzić niemal wszyscy selekcjonerzy. Najwygodniej mają ci, którzy już zdążyli przyklepać transfery. O Renato Sanchesa mieli walczyć niemal wszyscy europejscy potentaci, ale kumpel Dawidowicza błyskawicznie załatwił transfer do Bayernu. Bruno Alves też zdawał się być rozkojarzony, gdy niemal urwał głowę Harry’emu Kane’owi, ale już chwilę później został kolegą klubowym Salamona. Eder jeszcze w maju zagwarantował sobie cztery lata w Lille, żeby wrócić do Francji z czystą głową. To jednak wyjątki potwierdzające regułę. O ile Sanches może pozostać największym strzałem tego okna – choć w tym przypadku bardziej płacono za potencjał niż aktualną wartość – o tyle większość dealów zostanie załatwiona albo w trakcie turnieju, albo tuż po nim. Na fali gorączki.

Reklama

Co – poza kwestiami marketingowymi – jest pozbawione logiki.

LA BAULE-ESCOUBLAC 07.06.2016 TRENING REPREENTACJI POLSKA NA EURO 2016 WE FRANCJI --- POLAND FOOTBALL NATIONAL TEAM TRAINING EURO2016 ARKADIUSZ MILIK ROBERT LEWANDOWSKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Arsene Wenger określił to zjawisko najtrafniej: najgorszy moment na kupowanie piłkarzy z perspektywy klubu to okres tuż po wielkim turnieju. Wówczas wartości są najbardziej zakrzywione. Działa efekt dobrego wrażenia. Bo skoro ktoś udźwignął mundial lub Euro, to i powinien dać sobie radę z silną ligą. Najbardziej dobitny przykład – James Rodriguez. Wielki zawodnik, mimo słabszego sezonu – klasa światowa, ale czy wart 80 milionów euro? Oczywiście, że nie. Rzeczywista ocena wartości sportowej nie miała tu większego znaczenia. Gdyby tak było, Real powalczyłby o niego długo przed mistrzostwami, za znacznie niższą cenę. Wystarczyło pięć fantastycznych meczów, by ktoś nagle zwariował. I wybuchła bomba, potwierdzając tezę Wengera.

Przed jakimś tygodniem „Marca” opublikowała jedenastkę piłkarzy, którzy mogą we Francji potwierdzić swoją gigantyczną wartość. De Gea, Alaba, Kante, Pogba, Morata, Lewandowski, a na ławce m. in. Krychowiak. Każdy z nich – choć już jest wart minimum 30-40 milionów – ma szansę stać się nowym Jamesem i pójść za sto baniek. Tym bardziej biorąc pod uwagę, jakie wariactwo panuje w Anglii, gdzie Manchester United wydał właśnie 35 milionów (plus pięć w zmiennych) na Erica Bailly. Rok wcześniej Villarreal wyłowił go z Espanyolu za niecałe sześć milionów, ale Anglicy operują dziś w takich realiach, że ani takie transfery, ani choćby ściągnięcie Monchiego, najgenialniejszego poławiacza pereł, zwyczajnie nie są im potrzebne. Oni nie odpicowują mercedesów, tylko od razu wsiadają do Lamborghini. A że biorą je nawet bez jazdy próbnej czy zaglądania pod maskę, to już inna sprawa.

Jędrzejczyk, Jodłowiec, Milik, Linetty, Lewandowski, Krychowiak, Stępiński, Glik, Błaszczykowski, Zieliński, Kapustka, Starzyński – tych kadrowiczów Nawałki w ostatnich tygodniach rozpatrywano w kontekście zmiany pracodawcy. Połowę reprezentacji. Przy tym nieobecnych – Rybusa (Lyon, Besiktas), Dawidowicza (portugalskie kluby) oraz Tytonia (Deportivo), a i Salamon wprost mówi, że nie ma stuprocentowego przekonania, że pozostanie w Cagliari, bo polityka budowania drużyny po awansie może się zmienić (o czym świadczy sprowadzenie wspomnianego wariata Alvesa). Pół drużyny narodowej nie wie albo nie ma stuprocentowego przekonania, gdzie będzie grało w najbliższym sezonie. Milik zapowiadał już w Arłamowie, że przed Euro nic się nie wydarzy i w pełni koncentruje się na zgrupowaniu – trzeba mu oddać, że dotrzymał słowa – ale czy całkowite odcięcie się jest w ogóle możliwe?

Na dziś – trzy dni przed pierwszym meczem – Nawałka ma jednak ten spokój, że po hotelu nie kręcą się agenci i nawet jeśli coś jest załatwiane przy bezpośrednim udziale piłkarza, to naprawdę po cichu. Miał być transfer za transferem, a jeszcze nie przyklepano żadnego. I dobrze. Może na przekór filozofii Wengera uda się pobić kilka rekordów?

TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK

***

Za użyczenie samochodu na czas Euro 2016 dziękujemy firmie Pol-Mot.

Zrzut ekranu 2016-06-09 o 14.04.45

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
0
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama