Życie kibica piłkarskiego to często jedno wielkie udawanie. Udajesz, że nie kryjesz wcale żalu po serii kilku porażek. Udajesz, że wciąż wierzysz w serię osiemnastu zwycięstw potrzebną do mistrzostwa. Udajesz, że kolejny gol zdobyty po jakimś farfoclu nie jest wcale gorszy od magicznych sztuczek z Barcelony czy Madrytu. Udajesz, że ta Ekstraklasa wcale nie taka zła, że w sumie to przecież ten sam futbol, co wszędzie, że ci piłkarze kochają klub, że wyprują sobie flaki dla trzech punktów…
Wiesz, że to nie do końca szczerze, ale jednak, udajesz, bo przecież każdy z nas to kocha. Bo będąc zupełnie szczerym, pragmatycznym i do bólu uczciwym – futbol traci sens.
Dziś w Łodzi to udawanie wybijało się na pierwszy plan. W jak różny sposób można zapowiedzieć to samo wydarzenie? Relacja numer jeden, wypowiada się pan pesymista, albo po prostu: realista.
Dwudziestu dwóch anonimowych piłkarzy zagra przed kilkutysięczną publiką na obiekcie z jedną trybuną w ramach rozgrywek czwartej w kolejności krajowej ligi. Oba zespoły walczą w jej czubie, ale zaznaczmy od razu, że jedni niedawno przegrali z Oskarem Przysucha, drudzy zaś polegli w starciu z Pilicą Białobrzegi. Od poważnego futbolu dzieli ich przynajmniej kilka lat, które zajmie powrót na chociaż drugi szczebel rozgrywkowy. Zasadniczo równie dobrze można się wybrać do Aleksandrowa Łódzkiego, gdzie miejscowy Sokół w tej samej lidze zmierzy się z Energią Kozienice – zauważa pan smutny.
I zasadniczo to byłaby prawda. Ale przecież realista i pragmatyk w polskim futbolu może poszukać co najwyżej jakiegoś przewodnika po Barcelonie, który kupi mu bilety na lot do innego piłkarskiego świata. By kochać piłkę w Polsce, trzeba patrzeć przez różowe okulary już w momencie wyboru anteny, już w momencie kupna biletu. I w taki właśnie sposób dzisiejszy mecz w Łodzi stał się szlagierem, w którym wzięli udział byli mistrzowie Polski. Optymista ripostuje więc:
Niecałe dwadzieścia lat temu mistrz Polski ŁKS Łódź niemal przekazał koronę następcom z Polonii Warszawa. Prawie rok po roku, sezon po sezonie (między nich wcisnęła się mistrzowska Wisła), dzisiejsi trzecioligowcy rozdawali karty w Polsce. Teraz ich bezpośredni mecz przyciągnął niemal komplet publiczności na świeżo wybudowanym obiekcie na ŁKS-ie, zaś pochód gospodarzy przez miasto oraz oprawy kibiców obu klubów stworzyły klimat, jakiego nie powstydziliby się w Ekstraklasie.
I to też jest prawda. Idąc dzisiaj ulicą Piotrkowską, wśród secesyjnych kamienic, wcale nie dało się odczuć, że maszerują kibice z czwartej ligi, z klubu, który prawdopodobnie trzeci sezon z rzędu spędzi właśnie na tym poziomie, który po spektakularnym bankructwie nie może się w pełni reaktywować i podnieść. Nie może wrócić na swoje miejsce. Patrząc na okazałą, wysoką trybunę ze strony murawy nie dało się odczuć, że obie grupy kiboli funkcjonują w warunkach kompletnie różnych od tych, do których przyzwyczaiły ich lata i sezony rozegrane w najwyższej krajowej lidze. Patrząc na radość kibiców po golach nie dało się zobaczyć różnicy między meczami ŁKS-u i Polonii w Ekstraklasie i tymi z obecnego sezonu.
Wideo nagrano Samsungiem Galaxy S7 Edge
Ułuda, że jest normalnie. Że nic się nie zmieniło. Że lepsza jedna nowoczesna, wypasiona trybuna, niż cztery stare. Że walka o awans do II ligi nie jest znowu aż tak drastycznie różna od walki o mistrzostwo Polski. Tak, to wszystko ułuda, ale jaka… przyjemna?
Jeśli na moment zapomnimy, że jesteśmy w III lidze, trudno nie chłonąć tej całej atmosfery, trudno nie kupować tej całej historii, jaką zręcznie rozpisały działy marketingu w Łodzi i Warszawie. Kibice na swojej sektorówce namalowali: “na stadionie i ulicy klimat tworzą fanatycy”. Gdy boisko i jego drugą stronę zasnuł dym z ich świec, gdy nie było widać tego “wału przeciwpowodziowego”, który znajduje się za końcową linią – znów w Łodzi gościła Ekstraklasa. Ba, były nawet śpiewy o mistrzostwie, gdy w przerwie na murawie pojawiły się siatkarki ŁKS-u, świeżo po wygraniu I ligi i uzyskaniu sportowego awansu do krajowej elity w tym sporcie. Nie zabrakło dźwigów z kamerami Telewizji Polskiej, nie zabrakło postaci rozpoznawalnych w polskiej piłce – mecz komentował Artur Kościuk, na trybunach znalazł się chociażby Jerzy Engel, o łódzkich legendach regularnie odwiedzających stadion nie wspominając.
Fot. 1908
Zresztą, emocje to już nie była żadna ułuda – w końcu grał lider i drużyna ze ścisłej czołówki, a sytuacja w III lidze w tym sezonie jest taka, że Polonia grała o utrzymanie pozycji faworyta wyścigu po awans, ŁKS zaś o przedłużenie nadziei na II ligę, ale i o… utrzymanie w III. Zerknijcie sami na tabelę na 90minut.pl.
Polonia zdobyła bramkę jako pierwsza – i ŁKS zaczął z niepokojem spoglądać za plecy, czy nie zbliża się Świt wraz z IV ligą. ŁKS wyrównał – i korki od szampanów strzeliły w pobliskim Aleksandrowie Łódzkim, który jednocześnie zwiększał przewagę nad łodzianami i redukował stratę do lidera. Podobnie zresztą z rezerwami Legii i Lechią Tomaszów Mazowiecki. ŁKS strzelił na 2:1? Znów – najbardziej ucieszyli się chyba przy Łazienkowskiej. Rezerwy Legii muszą “tylko” wygrać wszystkie pozostałe mecze – w tym ten z Polonią w ostatniej kolejce – by świętować awans do barażu o II ligę. ŁKS? Tak, odepchnął widmo spadku, ale przecież do lidera traci tylko cztery punkty, a w ostatnich trzech meczach jedzie na mecze z dwoma outsiderami i bezpośrednim konkurentem o miejsce w szczęśliwej siódemce – ze Świtem. Nadal może nie tylko patrzeć ze strachem w dół, ale i z zamglonym spojrzeniem w górę, w kierunku Polonii, Legii i Sokoła.
Jesteśmy dziś w Łodzi, gdzie na poziomie 3 ligi zmierzą się byli mistrzowie Polski – ŁKS i Polonia. #zostanlegenda pic.twitter.com/fOBFOpxeAF
— Weszło! (@WeszloCom) May 22, 2016
Nawet opisując to można zgubić proporcje i zatracić się w tych emocjach. Dopiero po chwili da się złapać dystans – rany, przecież to czwarty poziom rozgrywkowy. Przecież to zespoły Ursusa Warszawa, Pelikana Łowicz… Kogo to w ogóle obchodzi, kogo to w ogóle grzeje? A jednak, wystarczyło, by zapełnić stadion, stworzyć świetne widowisko na trybunach, dać mnóstwo emocji kibicom i z Łodzi, i z Warszawy.
A przecież to właśnie o emocje chodzi. Wszystko może być ułudą, stadion, liga, piłkarze. Emocje są autentyczne. Śpiewy są autentyczne. Miłość do tych kilku literek, choćby i tymczasowo widniejących w tabeli kartoflanej ligi – jest jak najbardziej autentyczna.