Łukasz Teodorczyk przegrał rywalizację z Arturem Sobiechem oraz Mariuszem Stępińskim i nie zmieścił się w szerokim składzie reprezentacji na mistrzostwa Europy. Cóż, życie. Nie widzimy specjalnie powodów, by w jakikolwiek sposób czepiać się tej decyzji selekcjonera – istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że żaden z tych piłkarzy we Francji nawet nie zaistnieje – ale jednak musimy odnotować, że “Teo” na brak nominacji zareagował najlepiej, jak tylko się dało.
Po pierwsze: po trzech meczach odpoczynku od futbolu wrócił do składu. Po drugie: w dzisiejszym spotkaniu z Metalistem Charków rozbił bank. Dynamo przypieczętowało tytuł mistrzowski zwycięstwem 4-1, a on ustrzelił hat-tricka.
“Gdyby tak tydzień wcześniej” – zapewne pomyśleli sobie jego zwolennicy (czyli znajomi, rodzina i garstka kibiców). Ale czy Teodorczyk rzeczywiście ma prawo pluć sobie w brodę? Tak, ale naszym zdaniem nie dlatego, że najlepszy mecz w sezonie rozegrał tak późno. Bardziej z powodu bardzo średniej wiosny. No bo dzięki temu wyczynowi były napastnik Lecha… tylko podwoił swój dorobek strzelecki z tego sezonu.
A przypomnijmy, że ta wiosna miała przecież należeć do niego. Artem Kravets po bardzo przeciętnej jesieni spakował walizki i wyjechał podbijać Bundesligę w barwach VfB Stuttgart (bezskutecznie), więc jedynym poważnym rywalem Teodorczyka w walce o pierwszy skład był 29-letni Brazylijczyk, Junior Moraes. Piłkarz od Polaka pewnie lepszy, ale też bez przesady – żaden kozak, który strzelałby gola za golem (skończył sezon z 9 trafieniami). Po zimowych przygotowaniach to Teodorczyk był wyżej w hierarchii trenera Rebrowa, wyszedł w pierwszym składzie na mecz Ligi Mistrzów z Manchesterem City, ale okazało się, że do najlepszych brakuje mu sporo. Później dostawał kolejne szanse, ale je też zaprzepaścił.
Do dziś jego bilans w 2016 roku wyglądał następująco: 10 meczów (połowa od pierwszej minuty), 1 gol.
Lipa. Fajnie, że na koniec udało się tę przeciętność trochę zatuszować, może wpłynie ona na pozycję piłkarza w drużynie w przyszłym sezonie, ale Euro przed telewizorem Teodorczyk spędzi tak naprawdę na własne życzenie.