Siedem spotkań. Cztery zwycięstwa, trzy remisy, zero porażek. Jedenaście goli strzelonych i sześć straconych. Utrzymanie? W zasadzie zapewnione. Jeśli Mariusz Rumak w momencie podejmowania pracy we Wrocławiu nie trzymał głowy w chmurach, zapewne mniej więcej tak wyobrażał sobie wymarzony powrót na ławkę trenerską. Jeszcze niedawno rodzicom, którzy chcą zachęcić swoje pociechy do piłki, odradzaliśmy pokazywanie im meczów drużyny z Wrocławia, bo w ten sposób można było tylko zabić w zarodku miłość do tej pięknej dyscypliny. Ale wszystko jest płynne, dziś – po wygranym meczu z Podbeskidziem – możemy z czystym sumieniem zaapelować do tej samej grupy: śmiało, grają w tym Śląsku piłkarze, których warto podglądać.
Na przykład Bence Mervo. To już trzeci dowód na to, że Śląsk zimą trafił z transferami. No a licząc powrót Roberta Picha to nawet czwarty, a wiemy przecież jak ostatnio bywało. Pierwszym był Lasza Dwali, który od początku prezentuje naprawdę przyzwoity, równy poziom. Drugim oczywiście Ryota Morioka – on akurat potrzebował zmiany szkoleniowca, by wystrzelić, ale gdy to się już stało – gwiazda ligi. I to właśnie Japończyk to spółki z Mervo załatwił Górali. Nie ma wątpliwości, kto jest szefem w tym duecie – to środkowy pomocnik po raz kolejny pokazał, że nieprzypadkowo rodacy mają lekkiego fioła na jego punkcie. Ale wpływ 21-letniego Węgra na drużynę też rośnie w zastraszającym tempie.
Dziś otworzył wynik spotkania. Tym samym pod względem liczby goli zrównał się z Kamilem Bilińskim. Dysproporcja w liczbie występów jest oczywiście spora – Mervo potrzebował sześciu, a Polak… dwudziestu siedmiu. Poza tym – już chyba możemy przekazać Węgrowi tytuł “mistrza szkaradnej bramki”, bo Michał Przybyła grywa tylko ogony. Napastnik Śląska strzela same farfocle, ale ma to swój urok. Dziś powtórzył wyczyn z meczu z Cracovią, czyli dobił strzał Morioki. Co ciekawe poprzedził go długi wyrzut z autu. Naprawdę niesamowita jest ta seria Ślaska – już w trzecim meczu z rzędu bramka wynika z tego stałego fragmentu gry.
Za to drugie trafienie Śląska to cacko – tym razem Mervo nie miał okazji dostawić nogi, bo Zubas nie odbił strzału Morioki zza pola karnego. Klasa.
Z kolei Podbeskidzie ma problem. Naprawdę nie chcemy podsycać nerwowej atmosfery, bo ta drużyna pokazała wiosną, że zasługuje na pozostanie w lidze, ale dziś widzimy strach w tych samych oczach, w których jeszcze przed chwilą dało się dostrzec błysk. Ale nie można się dziwić. Termalica u siebie, Górnik Zabrze na wyjeździe i teraz Śląsk na własnym stadionie. 0 punktów. Górnik Łęczna jest już 2 oczka za plecami, ten z Zabrza jutro może się zrównać punktami…
Piłkarsko Podbeskidzie wyglądało dziś przeciętnie, popełniający ostatnio proste błędy Abramowicz nawet nie został dobrze sprawdzony. Ale i tak wydaje się, że teraz Podoliński musi przede wszystkim pokazać, że jest dobry psychologiem, a w dalszej kolejności taktykiem.
Fot: 400mm.pl