– Przed meczem usłyszeliśmy od trenera: „Lech ma dziś zobaczyć Legię, jakiej jeszcze nie widział i się nie spodziewa”. Wypełniliśmy polecenie. Trener poprawił przygotowanie fizycznie. Większość polskich klubów nie jest w stanie grać przez 90 minut na naszym poziomie. To było widać w Poznaniu – mówi po meczu z Lechem Nemanja Nikolić.
FAKT
Kadra gotowa na mistrzostwa.
Pod względem organizacyjnym jesteśmy gotowi do wielkiego wyzwania, jakim jest turniej we Francji. Niespełna trzy miesiące przed pierwszym spotkaniem wszystko jest dopięte na ostatni guzik – zapewnia dyrektor reprezentacji Tomasz Iwan (45 l.). (…) – W przerwie między obozami piłkarze będą mieli czas dla siebie. Przyda im się niewielki resecik – uśmiechał się selekcjoner, który zdradził, że na zgrupowanie do Arłamowa zabierze 27 piłkarzy. – Tak jak zwykle wezmę czterech bramkarzy oraz 23 zawodników z pola. 30 maja ogłoszę skład na finały EURO 2016. Liczę, że piłkarze spowodują u mnie pozytywny ból głowy, a wybór będzie właściwy. Oby tylko wszyscy byli zdrowi – martwi się Nawałka.
Z mniejszych rzeczy:
– Górnik Zabrze już nie potrafi wygrywać
– Zepsuty jubileusz Fornalika
– Bez Linettego na Serbów i Finów
Kiler wrócił i rozstrzelał Lecha.
Jeśli kibice Lecha myśleli, że Nemanja Nikolić (29 l.) zapomniał, jak się strzela gole, to w sobotę czekała ich niemiła niespodzianka. Snajper Legii zdobył swoją 24. i 25. bramkę w tym sezonie i zapewnił wygraną liderowi ekstraklasy w ligowym szlagierze. (…) Reprezentant Węgier wbił przy okazji szpilkę trenerowi Lecha Janowi Urbanowi (54 l.), który przed jesiennym meczem z Legią zarzucał zawodnikowi, że ten strzela gole tylko słabym drużynom. – Mówiąc takie słowa, szkoleniowiec poznańskiego klubu obraził 14 z 15 zespołów ekstraklasy, bo dotąd w lidze nie pokonałem tylko bramkarza Pogoni. Urban był kiedyś ofensywnym zawodnikiem, ale jego drużyna nie zachwyca w ataku. Może przyjechać do Warszawy i zobaczyć, jak strzelam gole na zajęciach. A potem przekazać naukę piłkarzom Lecha – stwierdził Nikolić.
Generalnie, jak co tydzień cztery piłkarskie strony dotyczą tylko samego weekendu. Na pierwszych trzech czytamy tylko o Ekstraklasie, tutaj – że na podium bez zmian.
Wielkie emocje, cudowne gole i bohaterowie, którzy do tej pory odgrywali drugoplanowe lub epizodyczne role. Stawką mecz w Szczecinie była trzecia lokata. (…) Wdowiak zadebiutował w ekstraklasie w tym samym czasie co Bartosz Kapustka (20 l.), ale jego kariera nie potoczyła się tak modelowo. – „Kapi” przetarł szlak, którym będę starał się podążać. Jemu bardzo szybko udało się osiągnąć sukces, a ja muszę jeszcze ciężko pracować – zapowiedział wychowanek Cracovii.
Jest jeszcze tekst o Robercie Lewandowskim, który nie chce rozmawiać o koronie króla strzelców. – Spytajcie mnie na dwie kolejki przed końcem sezonu – rzuca jedynie.
GAZETA WYBORCZA
Jak co poniedziałek, dział sportowy otwieramy felietonem Wojciecha Kuczoka. Syta szychta w kopalni.
“Kopalnia” to wbrew pozorom nie jest rocznik górniczych związków zawodowych, tylko od paru lat najpoważniejsze na polskim rynku wydawnictwo poświęcone piłce nożnej. Jeśli ktoś w ogóle czyta moje felietony, należy do grupy, której tego tłumaczyć nie trzeba. Jeśli jednak komukolwiek zdarzyło się przeoczyć dwa poprzednie numery pisma, niech przynajmniej zaopatrzy się w najnowszy, w którym kilkunastu autorów dowodzi już nie tyle prawdziwości podtytułu (“Sztuka futbolu”), ile w gruncie rzeczy mało ryzykownej tezy redaktora naczelnego – “futbol to polityka”. Mało ryzykownej, bo dzisiaj, zwłaszcza w Polsce, wszystko jest polityką. Dajesz na chore dzieci Owsiakowi – jesteś lewackim pomiotem, jeździsz rowerem po mieście – reprezentujesz hipsterską postkomunę, golisz pałę na łyso i szamasz schaboszczaki – jesteś konserwatywnym patriotą, nic już nie jest obojętne, jakże więc miałaby się przed upolitycznieniem uchować piłka? Nawet miejsce na stadionie, które zajmujesz, określa cię politycznie: młyn za bramką zajmuje wszakże “dorodna polska młodzież, która przeciwstawiła się lewicy” (to bodaj najstarsze określenie “namaszczające” kiboli przez polityka, wyprzedzające o blisko dekadę błogosławieństwo jasnogórskie, które wywindowało szalikowców do rangi bohaterów narodowych z szansami na pośmiertną kanonizację; “dorodną młodzieżą” nazwał kiboli oczywiście sam Jarosław Mały, nasz obecny geniusz północnych Karpat i wszystkiego po Bałtyk.
Leicester jako ściema.
Usłyszałem niedawno pytanie – od kibica niedzielnego, ogląda tylko reprezentację Polski i Ligę Mistrzów – czy drużyna Claudio Ranieriego, jeśli zostanie mistrzem Anglii, będzie najbiedniejszą, jaka kiedykolwiek zdobyła tak prestiżowe trofeum w futbolu. Zdębiałem. Wiadomo, że głowy meblują nam rzeczywistością zmanipulowaną, ale nie przypuszczałem, że na nędzarza zdoła pozować 24. najbogatszy klub świata, który w rankingu rocznych przychodów wyprzedza zdecydowaną większość klubów niemieckich, hiszpańskich czy włoskich, a we Francji ustępowałby finansowo jedynie należącemu do katarskiego rządu Paris Saint-Germain. Który właśnie pogrubił pensję Jamiego Vardy’ego do 100 tys. funtów tygodniowo, czyli postanowił płacić mu więcej, niż swoim gwiazdom płaci Juventus Turyn, ubiegłoroczny finalista Ligi Mistrzów. I który niebawem utyje do gabarytów nieosiągalnych dla niemal wszystkich – poza PSG, Barceloną, Realem Madryt i Bayernem Monachium – konkurentów z kontynentu, ponieważ angielską Premier League zacznie karmić kontrakt telewizyjny wart 5,1 mld euro, absolutnie rekordowy w dziejach piłki nożnej. Ilekroć jednak piłkarze Leicester wybiegają na boisko, istotnie wysłuchujemy legendy o żebrakach, którzy rzucili wyzwanie milionerom, ktoś niezorientowany mógłby pomyśleć, że piłkarze sensacyjnego lidera ligi angielskiej, choć na to nie wyglądają, nie dojadają, cierpią na suchoty i w ogóle jedynie społeczną znieczulicą można tłumaczyć to, że wciąż nie otrzymali pomocy humanitarnej. Bajka sprzedaje się świetnie, powodzenia życzy im już chyba cała ludzkość, patrzeć na Leicester wypada wyłącznie ze ściśniętym gardłem.
Sportowa wersja czołgu – kolejka Ekstraklasy okiem Przemysława Zycha.
Zespół Stanisława Czerczesowa nie bawi się w subtelności. W hicie z Lechem boczni obrońcy Legii nie próbowali rozgrywać piłki od swojej bramki, zwykle po prostu ciskali ją do przodu za plecy lechitów. Po tym następowało przesunięcie całego zespołu z Warszawy na połowę Lecha, a napieranym piłkarzom gospodarzy po przejęciu piłki brakowało przestrzeni do jej rozegrania. Legia próbowała odzyskiwać futbolówki od zaskoczonego, zdezorganizowanego przeciwnika. I szybkim atakiem, za pomocą jednego-dwóch podań, zdobyć bramkę. Esteci mogą narzekać, bo ta Legia często gubi piłkę (średnia celnych podań z Lechem to ledwie 67 proc. i spada, wiosną wynosi 72 proc., jesienią – 80 proc.). Można kpić, że sposób ataku weekendowego starcia był kontynuacją nauk trenera Andrzeja Strejlaua, który kiedyś poradził piłkarzom: “Jak nie wiesz, co zrobić z piłką, to oddaj ją przeciwnikowi, niech on się martwi”, ale pomysł Czerczesowa na Legię jest spójny. Nie po raz pierwszy zespół z Warszawy sam nie buduje akcji. Bo to rywale tworzą sytuacje dla niej, gubiąc się zepchnięci pod swoje pole karne, spychani do niego w różny sposób. “Legia – sportowa wersja czołgu. Wygrane wszystkie pojedynki w kontakcie z przeciwnikiem” – pisał na Twitterze wczoraj w trakcie meczu trener Pogoni Czesław Michniewicz.
Jeszcze raz o Ekstraklasie, tym razem Radosław Nawrot zastanawia się, czemu Legia znów bije Lecha.
Zmienił się jednak układ sił między nimi. I to radykalnie, w ciągu zaledwie kilku miesięcy. W 2015 roku Lech też był zespołem o budżecie mniejszym od Legii, tak jak teraz. Mniejszym niemal o połowę, w Legii przekracza on 100 mln zł. Z taką przewagą nad resztą stawki jest ona faworytem każdego sezonu. W poprzednim jednak także była, tymczasem rozegrała z Lechem pięć spotkań i cztery przegrała – pokonała go jedynie w finale Pucharu Polski. Na pozostałych polach to Lech był górą i zdobył mistrzostwo, co tylko ugruntowało w Poznaniu przekonanie, że sposób budowy klubu, jaki proponują właściciele, jest odpowiedni. To sposób określany jako zrównoważony, oszczędny, mierzący siły na zamiary i oparty na ograniczonych możliwościach finansowych klubu. Prezes Lecha Karol Klimczak w niedawnej rozmowie z “Gazetą Wyborczą Poznań” mówił: – Przy naszych przychodach rzędu 65 mln zł stać nas na złoty strzał. Na jakiś głośny transfer moglibyśmy sobie pozwolić. Myśli pan, że my nie mamy takich pokus jak kibice – kupić jeszcze tego i tego piłkarza? Mamy, bo sami jesteśmy kibicami. Tylko że to my musimy potem zapłacić ludziom w klubie, czynsz za stadion, rachunek za prąd. Dlatego nie rzucimy wszystkiego, co mamy, w transfery. Nie stać nas na to w długim terminie. Legia takich rozterek nie miała. W zeszłorocznym meczu, który przegrała z Lechem u siebie 1:2, co walnie przyczyniło się do zdobycia przez poznaniaków tytułu mistrzowskiego, w składzie nie było jeszcze takich graczy, jak: Nemanja Nikolić, Aleksandar Prijović, Michał Pazdan, Igor Lewczuk, Artur Jędrzejczyk, Michaił Aleksandrow, Adam Hlousek czy wreszcie Kasper Hämäläinen, który przyszedł na Łazienkowską właśnie z Lecha.
SUPER EXPRESS
Lewy pobił rekord dla babci.
Robert Lewandowski (28 l.) znów ratuje Bayern Monachium. W środę strzelił bardzo ważnego gola w 1/8 finału LM z Juventusem (4:2), a w sobotnim meczu ligowym z FC Koeln (1:0) zapewnił Bawarczykom trzy punkty. Piękną bramkę zadedykował zmarłej niedawno babci. Matka mamy Roberta, Iwony, odeszła w wieku 91 lat. Dwa tygodnie temu Lewandowski pożegnał ją, publikując na Instagramie zdjęcie, na którym babcia trzyma kilkuletniego Robercika na rękach. “Żegnaj, babciu, spoczywaj w pokoju. Dziękuję ci za wszystko” – napisał Lewandowski. Po pięknym strzale zza pola karnego w spotkaniu z Kolonią uniósł wskazujące palce do góry i spojrzał w niebo, na chwilę odrywając się od meczowego zgiełku.
Po meczu Lecha z Legią głos zabiera Nemanja Nikolić, ale do rozmowy z nim zajrzymy w Przeglądzie Sportowym. Nie można człowieka karać całe życie – mówi z kolei Orest Lenczyk. To w kontekście Wdowczyka.
Kilka lat temu właściciel Wisły Bogusław Cupiał deklarował, że nie zatrudni nikogo z korupcyjną przeszłością. Co pan sądzi o sprowadzeniu na Reymonta Dariusza Wdowczyka?
– Prawo przewiduje, że nie można karać kogoś całe życie. Wdowczyk odcierpiał karę. Jest solidnym trenerem, który wykonał bardzo dobrą robotę w Pogoni. Życzę mu, żeby wszyscy kibice Wisły byli z niego zadowoleni.
Wisła, Śląsk i Górnik bronią się przed spadkiem. To drużyny z tradycjami, z nowymi i pięknymi stadionami…
– Biedny jest ten Górnik, bo doczekał się pięknego stadionu, wypełnionego po brzegi kibicami, a nie ma drużyny. Przypomina mi się, gdy 25 lat temu prezes Marian Dziurowicz zatrudniał mnie w GKS Katowice. Powiedziałem mu, że ma stadion – ten na Bukowej był ładny na tamte czasy – a nie ma drużyny. Podobnie jest teraz w Górniku. O problemach Śląska jeszcze trudniej mi mówić, bo pracowałem tam całkiem niedawno.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Legia ucieka!
Pokazaliśmy, kto jest najlepszy. Raz jeszcze Nemanja Nikolić, widać że jeszcze odreagowuje po tych zaczepkach.
Trzy gole w środę w półfinale Pucharu Polski z Zawiszą, dwa w sobotę w prestiżowym, wyjazdowym meczu z Lechem w ekstraklasie – w sumie 25 trafień w 28 meczach ligowych. Pana niesamowity sezon trwa.
– I jestem bardzo szczęśliwy. W ośmiu tegorocznych spotkaniach zdobyłem już siedem bramek, ale po tym jak nie trafiłem w pięciu poprzednich występach o punkty, usłyszałem, że wpadłem w kryzys. To przesada, przecież miałem cztery asysty. Wy, dziennikarze, miewacie skłonności do popadania ze skrajności w skrajność. Przydałyby się bardziej wyważone opinie. Nie wiem, czego ode mnie oczekujecie. Żaden piłkarz na świecie nie zdobywa bramki w każdym spotkaniu. Co do liczb, to są naprawdę imponujące. Wygrana cieszy, bo Lech to nasz największy rywal w Polsce i chcieliśmy się zrewanżować za jesienną porażkę w Warszawie. Zagraliśmy świetne spotkanie: pod względem taktycznym, defensywnym i ofensywnym. Pokazaliśmy, że jesteśmy najlepszą polską drużyną, ale do końca sezonu jeszcze dziewięć meczów. Zwycięstwo w Poznaniu mistrzostwa nam nie dało, ale chcemy grać tak, jak przy Bułgarskiej. Wszystko pięknie się układa. Cieszę się każdą chwilą w Polsce, mam wsparcie kibiców, kolegów z zespołu.
(…)
W październiku, kiedy Stanisław Czerczesow został trenerem Legii, mieliście dziesięć punktów straty do lidera, Piasta. Dziś przewaga nad gliwiczanami wynosi trzy punkty.
– Trener zmienił mentalność, gramy agresywniej, chcemy dominować, niezależnie od rywala. W sobotę obejrzeliśmy Legię ofensywną, ale również taką, która nie traci gola. Tak mamy grać zawsze. Za chwilę punkty zostaną podzielone i z przewagi nad Piastem niemal nic nie zostanie. Przed meczem usłyszeliśmy od trenera: „Lech ma dziś zobaczyć Legię, jakiej jeszcze nie widział i się nie spodziewa”. Wypełniliśmy polecenie. Trener poprawił przygotowanie fizycznie. Większość polskich klubów nie jest w stanie grać przez 90 minut na naszym poziomie. To było widać w Poznaniu.
Tyle już się naczytaliśmy o lidze – a nie chcemy wchodzić w szczegóły każdej ligowej relacji – że przerzucamy kolejne strony w poszukiwaniu czegoś interesującego. Wokół meczu Podbeskidzia z Górnikiem Zabrze jest rozmówka z Mateuszem Szczepaniakiem. Kibice nie mieli czego oglądać – nie ukrywa.
Remisem zamknęliście sobie szanse na pierwszą ósemkę?
– Niestety tak, to bardzo boli. Po podziale punktów pozostanie nam walka o utrzymanie. W dwóch meczach, które pozostały nam w fazie zasadniczej, trzeba będzie zdobyć jak najwięcej punktów, żeby wyrobić sobie najlepszą pozycję wyjściową. Tyle mogę obiecać. Spotkanie z Górnikiem nie było porywające. Ekipa z Zabrza przyzwyczaiła nas ostatnio, że mecze z jej udziałem tak wyglądają. My też jednak nie stanęliśmy na wysokości zadania, bo nie strzeliliśmy gola. Można to podsumować w jeden sposób: kibice nie mieli czego oglądać.
Legia zaszczepiła się przeciw Lechowi – podsumowuje kolejkę Antoni Bugajski.
Mistrz Polski w tym roku nie obroni tytułu. Lech Poznań po porażce z Legią już nie dogoni lidera. Drużynie ze stolicy Wielkopolski nie pomoże już żadne dzielenie punktów oraz powrót do zdrowia i życiowej formy nawet wszystkich piłkarzy. Jest już „pozamiatane”. Legii w tabeli poznaniacy już nie wyprzedzą. Mówił to na pomeczowej konferencji prasowej Jan Urban, choć nie tak wyraźnie i jednoznacznie, no ale jemu wybitnie nie wypadało nazywać rzeczy po imieniu. Trzeba próbować ratować, co się da i pomagać sobie kalkulatorem. Jeśli Lech do końca sezonu wszystko wygra, a Legia zacznie regularnie przegrywać, to Kolejorz zdąży ją wyprzedzić ze znaczną przewagą. Tylko że taki scenariusz w realnym świecie jest niemożliwy.
Na koniec felieton Jerzego Dudka: Tylko atmosfera jak w Premier League.
W sobotę miałem trochę wolnego czasu, więc zrobiłem sobie dzień z polską ekstraklasą. Najpierw obejrzałem mecze Podbeskidzia z Górnikiem Zabrze i Śląska z Ruchem zakończone bezbramkowymi remisami. Ich wynik dość dobrze oddawał to, co się działo, a raczej nie działo, na boisku. Na koniec został mecz Lecha z Legią. Aktualny mistrz kontra zespół, który po to mistrzostwo zdaje się teraz zmierzać. Myślałem, że będzie taką wisienką na torcie. Niestety, bardzo się zawiodłem. Co prawda gole padły, ale jeśli chodzi o poziom, nie widziałem dużej różnicy w porównaniu do dwóch wcześniejszych spotkań. Piłkarzy Podbeskidzia i Górnika może trochę tłumaczyć fatalny stan murawy, który dodatkowo zaakcentował ten podwórkowy poziom, ale w Poznaniu przecież z boiskiem nie było problemu. Atmosfera? Fantastyczna. Przypominała mi spotkania największych europejskich firm: mecze Realu z Barceloną, czy Liverpoolu na Anfield przeciwko wielkim ligowym rywalom. W Poznaniu jakości niestety brakowało i to rzucało się w oczy. Pod tym względem do Europy jeszcze nam bardzo daleko. Szczególnie uważnie obserwowałem Legię, bo przecież ten zespół stulecie klubu chce uświetnić tytułem mistrza Polski i ma wielkie ambicje, by po latach znów awansować do Ligi Mistrzów. Ściąga piłkarzy, zatrudnił dość uznanego zagranicznego trenera. Po tym, co widziałem w Poznaniu, muszę z bólem stwierdzić, że tak prezentującej się Legii awansować do tych wymarzonych rozgrywek będzie bardzo, bardzo trudno. Przed nią jeszcze dużo pracy.