Kariera Milika w Holandii to ciągłe udowadnianie. Holenderscy dziennikarze nie raz go skreślali, raz to już nawet na amen, pisząc, że znalazł się na cmentarzu napastników Ajaksu. Po tym jak ostatnio poszła fama, że został odstawiony na boczny tor, błyskawicznie wrócił do składu i zaczął strzelać jak z karabinu maszynowego. W międzyczasie wciąż pojawiały się pod jego adresem stałe zarzuty – między innymi ten, że strzela tylko słabiakom. No to po dzisiejszym meczu z PSV można je sobie wsadzić w dupę.
Dziś nie dość, że strzelił…
… to jeszcze zaliczył asystę.
Już nikt się nie przyczepi, że defensorzy, z którymi się mierzył, grali w hobby futbol. Nie padnie też jakże popularny argument, że w lidze holenderskiej pada bramka za bramką, więc strzelanie w niej to tak naprawdę żaden wyczyn i nawet wzięty tam z baru napastnik III-ligowej Foto-Higieny Gać dałby radę strzelić co najmniej z pięć razy. No lepszych w tej lidze już nie dało się ukłuć. Milik popisał się kozacką główką i – kto wie – być może załatwił dziś swojej drużynie mistrzostwo Holandii.
Bo zwycięstwo nad PSV może mieć kluczowe znaczenie dla układu tabeli. Od siedmiu kolejek Ajax oglądał plecy rywala z Eindhoven, ale dziś wydarł przysłowiowe sześć punktów i wskoczył na fotel lidera. Do końca sezonu w Holandii jeszcze sześć kolejek i jeśli Ajax nie wyłoży się gdzieś po drodze (w perspektywie choćby trudne mecze z Utrechtem czy Zwolle), Milik pojedzie na Euro z koroną za mistrzostwo Holandii.
A być może i z koroną króla strzelców? Kto wie, jeśli utrzyma to tempo… Dziś zaliczył piąty mecz z rzędu, w którym wpisał się na listę strzelców. Ba, biorąc pod uwagę całościowo te pięć meczów, Milik zdobył w nich siedem bramek. Do lidera klasyfikacji traci tylko cztery trafienia. Nie uprawiamy żadnego #PawłowskiStyle, to faktycznie może się zdarzyć.