Reklama

Dżokerów dwóch z pomocą sabotażysty załatwiło Valencię

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 marca 2016, 23:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

To nie była huczna egzekucja wyjęta z kryminałów Harlana Cobena, ani nawet z sobotniego scenariusza na Santiago Bernabeu. To była robota cicha, ale fachowa, jak sprzątnięcie Litwinienki. Grupa specjalistów wyszła na plac w jednym celu: uśpić czujność przeciwnika, a potem go po prostu kropnąć. Atletico do 72. minuty remisowało z Valencią 1:1. Wtedy sprawy w swoje ręce wzięli dwaj dublerzy, czyli Fernando Torres i Yannick Carrasco. Pierwszy na wślizgu, a drugi z pomocą sabotażysty sprawił, że siatka zatrzepotała. Los Colchoneros wygrywają 3:1 i nie pozwalają, by przewaga Barcelony nad nimi urosła do więcej niż ośmiu punktów.

Dżokerów dwóch z pomocą sabotażysty załatwiło Valencię

Nie będziemy ukrywać – przed meczem spodziewaliśmy się, że będzie to próba przebicia pancerza ochronnego spluwą na kulki zakupioną na odpuście. Mniej więcej tak się ma potencjał ofensywny szajki Gary’ego Nevilla to tego, czym Atletico Madryt dysponuje w defensywie. Ale w pierwszej połowie odczuliśmy lekkie zaskoczenie z powodu nieporadności w centrum obrony, gdzie brakowało kontuzjowanego Diego Godina. Urugwajczyka zastąpił ledwie 20-letni Lucas Hernandez, dla którego był to dopiero trzeci występ w tym sezonie La Liga. Obrońcy Atleti sprawiali wrażenie lekko zagubionych (choć akurat do Juanfrana i Filipe Luisa nie można mieć zarzutów) i zostawiali wolne miejsce, co wykorzystywali Alcacer do spółki z Czeryszewem. To właśnie ten duet przywrócił nadzieję Valencii.

Do przerwy w najważniejszej statystyce było 1:1, a bilans celnych strzałów wynosił 2:2. Nie ma się jednak co dziwić, ponieważ najwięcej działo się akurat pomiędzy szesnastkami obu ekip. Zresztą przez pierwsze 10 minut drugiej połówki scenariusz był podobny. W tej grze na wyniszczenie wyróżnić należałoby na pewno Saula, który nominalnie ustawiony był na lewym skrzydle, a widok robiącego go wślizg lub notującego odbiór gdzieś w okolicach własnego pola karnego to była normalka. Ostatecznie chłopak nie zapisał się do protokołu ani golem, ani nawet asystą, ale – co tu dużo mówić – swoją robotę zrobił. Jak zwykle zresztą.

Co ciekawe, Atletico nawet przy stanie 1:1 nie szarżowało jakoś szczególnie, jakby było pewne po co przyjechało na Mestalla. Na ostatnie pół godziny Diego Simeone wpuścił do gry Torresa, który chwilę później na wślizgu dojechał do piłki zgranej przez Gimeneza i uciszył w ten sposób trybuny. Mimo wszystko, trochę jednak zaskakujące, że to El Nino trafił do siatki, bo widok akurat jego strzelającego gola ma miejsce mniej więcej tak często, jak bezbłędny mecz Mariusza Pawełka. W ostatecznej klęsce dopomógł Diego Alves, co było zaskoczeniem nie mniejszym niż gol Torresa, bo wcześniej Brazylijczyk uratował swoją ekipę po piekielnym strzale Vietto. Nie mamy pojęcia, czy założył się z kumplami, że obroni strzał kolanami czy o co tam chodziło, ale wyglądało to na sabotaż w najczystszej postaci.

Na końcu wyszła dość zabawna sytuacja podważająca fachowość Neville’a. Przy stanie 1:2 postanowił poszczuć rywala Alvaro Negredo, ale… nagle czerwona kartka obrońcy i Valencia musi grać w dziesiątkę. Napastnik już był gotowy do wejścia, tymczasem Neville był zdecydowany jak 16-latek na pierwszej randce i najpierw kazał mu usiąść, by po jakichś dwóch minutach wpuścić go na plac. Nie pomogło.

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...