Groteskowa stylówka Aubameyanga, debiut 28-letniego trenera i długo wyczekiwane zwycięstwo Wolfsburga – mimo, że w Bundeslidze obyło się dziś bez niespodzianek, to fani piłki w niemieckim wydaniu nie mogli się nudzić. Swoje mecze zgodnie wygrali faworyci, w dole tabeli w starciu o sześć punktów Werder zremisował z Hoffenheim. Natomiast wysoką formę udowodnili Łukasz Piszczek oraz Przemysław Tytoń.
źródło: livesports.pl
440 dni na swojego kolejnego gola dla Wolfsburga czekał Robin Knoche. 23-latek korzysta pełnymi garściami ze słabej dyspozycji Dante i zastępując go jako partnera Naldo w centrum defensywy spisuje się co najmniej dobrze. VfL tchnęło dziś nieco optymizmu w serca kibiców przed starciem w Lidze Mistrzów z Gent dość pewnie ogrywając Ingolstadt. Wynik otworzył Julian Draxler, zaś drugą bramkę zdobył wspomniany Knoche. Na pochwałę w szeregach gospodarzy zasłużył przede wszystkim skrzydłowy Daniel Caligiuri, który regularnie udowadnia, że wcale nie trzeba było wydawać grubej kasy na Andre Schürrle, by boki pomocy funkcjonowały jak potrzeba. Niemiec popisał się bowiem kilkoma świetnym akcjami, a asysta przy pierwszej bramce to klasa światowa. Drybling i precyzyjna wrzutka zewnętrzną częścią stopy – ręce same składały się do oklasków.
W Dortmundzie nikt nie wyobrażał sobie innego scenariusza niż zwycięstwo gospodarzy. Goście od pierwszych minut ustawili się w zwartym dwuszeregu na wysokości własnego pola karnego i robili wszystko, by piłka nie przedostała się w pole karne. Nawet jeśli jakikolwiek szturm BVB udało się zatrzymać to problem powstawał jednak wtedy gdy przyszło wyprowadzić kontratak. W pierwszej jedenastce H96 zameldował się co prawda Artur Sobiech, ale nie było to zasługą wysokiej formy podczas treningów, a kontuzji konkurentów – Hugo Almeidy i Adama Szalaia. Polak był niestety zupełnie odcięty od jakichkolwiek piłek, a o ofensywnej postawie podopiecznych Schaafa niech świadczy heatmapa grającego w pojedynkę na szpicy Sobiecha…
Jeśli słynną taktykę Cracovii określano sarkastycznie jako Pilarz-5-2, to dzisiejsze ustawienie Hannoveru było jeszcze trudniejsze do zdefiniowania. Zieler-na chaos-jak się uda? Mniej więcej coś takiego. Kilka razy próbował szarpnąć na skrzydle Uffe Bech, ale Duńczyk miał minimalne szanse w starciach indywidualnych z całą defensywą Borussii. Cuda w bramce wyprawiał wspomniany Zieler, który nieźle nagimnastykował się by nie musieć już w pierwszej połowie wyjmować piłki z siatki. Nic do powiedzenia nie miał jednak po zmianie stron, gdy Mchitarjan z dziecinną łatwością przełożył rywala i precyzyjnie uderzył przy słupku. Ormianin został więc autorem 53. gola BVB w tym sezonie i jednocześnie… pierwszego spoza szesnastki. Dotychczas dortmundczycy za każdym razem do siatki trafiali do siatki z pola karnego. Sobiech ostatecznie na boisku spędził 90 minut, ale ani on, ani żaden z jego kolegów nie miał choćby pół-okazji by doprowadzić do wyrównania. Hannover wykonał więc kolejny krok w kierunku drugiej ligi, a nam pozostaje tylko współczuć Thomasowi Schaafowi. Jeśli powiedzieć, że tak krawiec kraje, jak mu materii staje, to Niemcowi zlecono wyszycie szykownej sukni, a do ręki nie dostał nawet ćwierci kłębka nici… Hannover nie zdobył już gola od dokładnie 350 minut.
Jeszcze a propos Borussii. Kolejny bardzo dobry mecz zanotował Łukasz Piszczek, który bezbłędnie prezentował się w defensywie. Ochoczo podłączał się też do ataków, a jego dośrodkowania sprawiały defensywie gości sporo problemów. Z powodu drobnego urazu nawet na ławce nie znalazł się Pierre-Emerick Aubameyang. Gabończykowi nie przeszkodziło to jednak w tym by stać się obiektem częstych ujęć realizatora. Dani Alves, Jacek Bąk i Grzegorz Krychowiak będą dumni!
Jednym z najciekawszych spotkań sobotniego popołudnia było to, do którego doszło w Bremie. 16. Werder podejmował 17. Hoffenheim, a ewentualna porażka mogła dla tych drugich być wręczeniem biletu do drugiej ligi. Na ławce trenerskiej Wieśniaków zasiadł debiutant Julian Nagelsmann i 28-latek (!) może to uznać za całkiem niezły debiut. TSG wywiozło z północy Niemiec jeden punkt, a być może udałoby się ugrać nawet więcej, gdyby nie czerwona kartka Kramaricia, który skazał swoich kolegów na ponad 10-minutową grę w osłabieniu. Ten sam zawodnik już na początku meczu dał prowadzenie swojej drużynie, a do wyrównania doprowadził Vestergaard.
Przez długi czas na niespodziankę zapowiadało się w Darmstadt, gdzie miejscowi podejmowali Bayer Leverkusen. Gospodarze objęli prowadzenie za sprawą, no kogóż by innego, oczywiście Sandro Wagnera. Wykpiwany za naszą zachodnią granicą od wielu lat Niemiec gra sezon życia i dziś znów udowodnił, że w taktyce na chaos odnajduje się znakomicie. Wagner znów do siatki trafił głową, co było dziewiątym trafieniem SVD zdobytym właśnie tą częścią ciała w tym sezonie. W drugiej połowie Aptekarze odwrócili jednak losy meczu, chociaż większe znaczenie miały tu waleczność i determinacja, aniżeli suma umiejętności. Swoje naharował się między innymi Stefan Kiessling, który notorycznie zmuszany był przez obrońców Darmstadt to krótkotrwałych pojedynków rodem z judo. Ostatecznie do siatki trafili Toprak i Brandt i tym samym B04 wskoczyło aż na trzecią pozycję w tabeli. Po meczu na ciekawy szczegół uwagę zwrócił kontuzjowany dzisiaj Javier Hernandez…
Swój triumfalny marsz kontynuuje VfB Stuttgart. Jürgen Kramny jest żywym przykładem na to, jak wspaniale potrafi zadziałać osławiony efekt nowej miotły. Die Schwaben zanotowali czwarte zwycięstwo w tej rundzie z rzędu i tym samym z miejsca, któremu bliżej było do drugiej ligi, przenieśli się w pierwszą część stawki. Tym razem VfB ograło nie byle kogo, bo niezwykle dobrze zorganizowaną taktycznie berlińską Herthę. Tuż po przerwie na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Serey Die, który potwierdził swoją wysoką dyspozycję z ostatnich tygodni. Iworyjczyk jest prawdziwym liderem środka pola swojej drużyny i aż żal, że ma już 31 lat. Bezbłędny w odbiorze, świetnie ustawiający kolegów, a do tego kreatywny w rozegraniu. Czasem, choć niezwykle sporadycznie, zdarza się zagrać mu spektakularnie nieprecyzyjną piłkę i uruchomić kontratak rywali, ale w porównaniu z tytaniczną pracę, którą wykonuje dla drużyny jest to mało istotny detal. Na 2:0 podwyższył pod koniec meczu Filip Kostić, który odbudował się po słabszej jesieni i znów raz po raz napędzał ataki Stuttgartu. Zawodnicy Kramny’ego nie mają jednak dużo czasu na świętowanie, bowiem już za tydzień kolejny ciężki test – wyjazd do Gelsenkirchen.