Reklama

Democracia Corinthiana, czyli piłkarze obalają dyktaturę

redakcja

Autor:redakcja

07 lutego 2016, 09:24 • 6 min czytania 0 komentarzy

Panowie, przed wyjazdem poznałem dziewczynę, jestem w niej zakochany, chcę wracać do Brazylii – powiedział Walter Casagrande do swoich kolegów z zespołu Corinthians, w czasie tournée po Japonii. Wszyscy wiedzieli, co się zaraz stanie: będzie trzeba głosować – ma się nie ruszać, czy może jechać. Lider zespołu, Socrates, policzył kto podniósł rękę za, a kto przeciw i werdykt był bezlitosny – Casagrande zostaje. I został.

Democracia Corinthiana, czyli piłkarze obalają dyktaturę

Trudno uwierzyć, ale tak właśnie wyglądała codzienność Corinthians w latach 80. Pod osąd demokracji stawiano wszystko – godziny rozpoczęcia treningów, w jakiej restauracji drużyna zje obiad, transfery, projekty koszulek. Co więcej, nie była to demokracja pozorna, w której okej, głosujemy, ale jeśli ktoś ważniejszy będzie miał inny pogląd, to całe wybory można wyrzucić do śmieci. Jak powiedział Roman Wilhelmi w Alternatywach 4: obywatel Winnicki, którego wszyscy dobrze znamy, zobowiązał mnie do przekazania wiadomości, że z góry akceptuje wszystkie wyniki naszych demokratycznych wyborów. Oczywiście jeżeli będą zgodne z naszymi oczekiwaniami. Nie, w klubie zdanie każdego liczyło się tak samo, na ustalenie harmonogramu przedsezonowych zgrupowań jednakowy wpływ miała sprzątaczka, jak i najlepszy strzelec.

Podobne zwyczaje muszą budzić tym większy podziw, jeśli przypomnimy sobie jaką rzeczywistość spotykali zawodnicy w Brazylii. W 1964 doszło tam do zamachu stanu, obalono prezydenta João Goularta, a władzę w państwie przejęło wojsko. Miało to być rozwiązanie chwilowe, pozwalające na uporządkowanie spraw w kraju przeżartym korupcją, wysoką inflacją, generalnie – zastraszającą biedą. Nic z tego – skończyło się na dyktaturze, która trwała dość długo, bo jej kres to dopiero właśnie dekada lat 80.. Piłkarze Corinthians zapisali się w historii, jako ci, którzy dali impuls do działania, by obalić panującą tyranię.

democraciacorintiana1

*

Reklama

Wygrywamy lub przegrywamy, ale zawsze demokratycznie. Motto drużyny.

*

Liderem ruchu Democracia Corinthiana, był Socrates. Piłkarz absolutnie genialny – kapitan Canarinhos z Mundialu 1982, boiskowy artysta – słynął z nienagannej techniki, świetnego dryblingu i wtedy jeszcze nie tak oczywistych zagrań piętą. On lepiej grał w piłkę tyłem niż inni przodem – wspominał go Pele. To jeden z najlepszych, z którymi grałem. Jego inteligencja była unikalna – Zico. Wygrana nie jest najważniejszą rzeczą w futbolu, ten sport to sztuka, a w sztuce chodzi o to, by pokazywać kreatywność. Musisz cieszyć się tym co robisz, a nie myśleć – czy wygram? – to już sam Socrates o tym, jak rozumiał futbol. Nie można jednak powiedzieć, że był piłkarzem spełnionym – wspomniane Mistrzostwa Świata zakończyły się dla Brazylijczyków klęską, porażka z Włochami wyrzuciła ich poza turniej. Cztery lata później nie było lepiej, Socrates pozbawiony już opaski kapitana nie strzelił karnego Francuzom i reprezentacja musiała jechać do domu po ćwierćfinale. Ale kibice i tak ją kochali – mowa o ekipie z 82r.; grała piękny, ofensywny futbol. Dość powiedzieć, że w meczu z Italią, Brazylijczycy potrzebowali remisu by awansować, a prowadząc 2:2 dalej nacierali, chcąc sięgnąć po zwycięstwo. Zapłacili za to najwyższą cenę.

Ale tak pojmowali futbol, tak rozumiał go Socrates. Zresztą potrafił wygłosić wiele kontrowersyjnych opinii, na przykład pomysły Scolariego na drużynę z pierwszego Mundialu w XXI wieku nazwał kupą gówna. Uważał, że w piłkę powinno grać się dziewięciu na dziewięciu. W RPA kibicował Hiszpanii, bo reprezentacja Dungi nie obchodziła go w ogóle, ze względu na styl – choć tutaj akurat trudno się dziwić.

Nie bardzo interesowała go opinia innych o sobie. Palił – był nawet przekonany, że umrze na raka płuc, ale z tego świata zabrał go inny nałóg, alkohol. Pił dużo, miał mocną głowę, urodzinową imprezę, gdy świętował 56-lecie, skończył tylko dlatego, że zabrakło mu już kompanów do balowania. Zmarł rok później.

socrates-corinthians_i7f8i35tigwc173iufz6hyufn

Reklama

Dokonał jednak wielkiej rzeczy – był świetnym piłkarzem, a świat pamięta go nie tylko z tego powodu.

To wciąż rzadkie teraz u piłkarza, a co dopiero wtedy – intensywnie inwestował w swój rozwój, skończył medycynę, założył nawet klinikę. Ojciec zaraził go pasją do czytania książek – już jako dziecko piłkarz mógł wertować niezliczone stosy prac, które znajdował w rodzinnej bibliotece. Tata najbardziej lubił antycznych filozofów. Piłkarz z kolei szedł trochę w innym kierunku, interesowały go dzieła Machiavellego i Hobbesa. Lektura, fascynacja takimi postaciami jak Che Guevara i Fidel Castro sprawiły, że Socrates postanowił mocno zaangażować się w politykę.

Pamiętam, że od małego interesowały mnie kwestie polityki. Zaczęło się od tego, że ojciec zaczął palić w piecu książkami komunistycznymi. Nie wiedziałem, o co chodzi. W kraju władzę przejęła podobno lewica, a ja za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się, co to znaczy. Już wtedy byłem bardzo wrażliwy na nierówności społeczne – wspominał.

W Corinthians spotkał Wladimira, świetnego lewego obrońcę (uznanego potem za najlepszego w historii klubu), który podzielał lewicowe poglądy Socratesa. Razem namówili, ba, wymusili na prezesie, by w zespole doszło do rewolucji – nastać miała demokracja.

*

– Klub chciał mieć całkowitą kontrolę, ale my wierzyliśmy, że decyzje dotyczące nas powinny być konsultowane Nie byliśmy dziećmi. Zresztą, tu nie chodziło o małe sprawy, chcieliśmy budować coś większego – mówił Socrates.

I rzeczywiście, głosować między sobą kiedy zje się obiad to jedno, a pokazać szerszej publiczności swoje poparcie dla wartości demokratycznych, to drugie. Powtórzmy – w Brazylii rządziło wtedy wojsko, próby przeciwstawienia się władzy były po prostu karane. Ale co innego posadzić tamtejszego Kowalskiego, a co innego dobrać się do faceta szanowanego przez miliony.

Socrates i spółka chętnie z tego korzystali. Występowali w koszulkach z napisem demokracja na plecach, wokół którego wymalowano czerwone plamy – o skojarzenie z krwią nie trudno. Listopad 1982 roku przyniósł z kolei inny trykot, tym razem wyszyto hasło Głosujemy piętnastego! Wtedy miały odbyć się pierwsze wielopartyjne wybory od czasu narzucenia dyktatury przez wojsko – i rzeczywiście, apele piłkarzy pomogły. Opozycja zdobyła sporo głosów, inna sprawa, że junta miała to w poważaniu. Ale kropla drąży skałę.

Socrates stał się liderem ludzi, chcących obalić obecne władze. Popierało go wielu Brazylijczyków, brał udział w wiecach, często zabierał głos. W 1984 roku obiecał nawet, przed 1,5-milionowym tłumem, że jeśli w konstytucji zostaną zagwarantowane prawdziwie wolne wybory, to on nie wyjedzie grać dla Fiorentiny. Tak się jednak znów nie stało, ale było coraz bliżej. Notabene, we Florencji Brazylijczyk grał przeciętnie, strzelił ledwie sześć bramek, kiedy dla Corinthians zdobył ich 172. Zresztą zapytany, jakiego włoskiego piłkarza ceni najbardziej, powiedział, że nie zna żadnego, a do Włoch przyjechał by czytać Antonio Gramsciego w oryginale.

*

Socrates wyjechał, ale zostawił za sobą coś ważnego – tłumy ludzi, którzy chcieli, pragnęli zmian. I ta zmiana nadeszła, w 1985 dyktatura padła, a trzy lata później zmieniono konstytucję.

*

– Corinthians to najlepszy zespół w jakim grałem, ponieważ to było coś więcej niż tylko sport. Moje zwycięstwa na scenie politycznej, są dużo ważniejsze, niż te odniesione na boisku. Mecz kończy się po 90 minutach, a życie toczy się dalej.

Socrates był niewątpliwie kimś więcej niż tylko piłkarzem, tak chciał być zapamiętany. Po skończeniu kariery odrzucił pomysł, by zostać ambasadorem futbolu, tłumacząc, że nie chce być kojarzony z tą całą komercją, z tym śmietnikiem. Brazylijczycy są mu wdzięczni do dziś, za to co dla nich zrobił. Ale jeśli wolno nam, choć na chwilę zajrzeć w ten wybitny umysł – czy nie był choć trochę zazdrosny, mimo lekkiej pogardy jaką darzył futbol, gdy widział Brazylię świętująca zdobycie Pucharu Świata w 1994 roku? Nie dlatego, bo mu się nie udało, ale dlatego, że dokonał tego człowiek, którego nie gloryfikował Pele, ani Zico. Człowiek, który nie został umieszczony na liście 100 najlepszych piłkarzy świata, według FIFA. Jego młodszy brat, Rai.

Paweł Paczul

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...