Reklama

Rado sugeruje między wierszami, że nie wyjechał dla kasy. Więc pytamy: a po co?

redakcja

Autor:redakcja

29 stycznia 2016, 15:00 • 3 min czytania 0 komentarzy

Miroslav Radović udzielił dziś „Super Expressowi” wywiadu, w którym puszcza oko do włodarzy Legii. Opowiada, że jest legionistą i że za nic w świecie nie poszedłby do Lecha, przy czym dwukrotnie nie omieszkuje przypomnieć, że wciąż ma ten sam numer telefonu. Wniosek jest dość prosty: czeka, aż odezwie się do niego ktoś z Warszawy. I w sumie trudno mu się dziwić. Przyszedłby na stare śmieci, nie musiałby się wszystkiego uczyć od nowa, spokojnie dociułałby do emerytury. Gdzie byłoby mu lepiej jak nie tu?

Rado sugeruje między wierszami, że nie wyjechał dla kasy. Więc pytamy: a po co?

Ale nie to we wspomnianym wywiadzie urzekło nas najbardziej.

– Czy wrócisz do Legii?

– Nie rozmawiałem ani z prezesem Leśnodorskim, ani dyrektorem Żewłakowem. Mój numer się nie zmienił. Tyle mogę powiedzieć w tym temacie. Nikomu nie muszę udowadniać, że jestem legionistą. Mimo że czytałem o sobie różne opinie, że poszedłem do Chin dla kasy. To ten sam Rado, który 9 lat grał w Legii. To ten sam Rado, który przez dwa lata miał w kontrakcie sumę odstępnego pół miliona euro. Namawiano mnie, abym to wykorzystał, ale nie zrobiłem tego. Zawsze mówiłem, że kiedyś wrócę do Legii. Jako kibic czy zawodnik. Jestem legionistą. Tak się czuję.

Rado – oczywiście nie wprost, ale takie wrażenie odnosimy po lekturze tych słów – sugeruje, że nie zamienił klubu, z którym chciał związać się do końca kariery (a także i po niej) dzień po arcyistotnym meczu z Ajaksem na Hebei China Fortune dla pieniędzy. Oczywiście, możemy założyć, że Radović od dziecka pasjonuje się chińskim futbolem i cały pokój miał powyklejany skośnookimi piłkarzami, nie możemy też wykluczyć, że małżonka Rado wprost uwielbia azjatycką kuchnię i właśnie to przesądziło sprawę albo że – hmm – Serb chciał posłać swoją trójkę synów do najlepszej szkoły kung-fu na świecie, no ale…

Rado, co ci szkodzi powiedzieć prawdę? Przecież nikt się na nią nie obrazi. Ba, wręcz przeciwnie. Paweł Kaspa powiedział ostatnio na naszych łamach, że pojechał do Azerbejdżanu dla kasy, bo tam płacą 2-3 razy lepiej. I co, stało się coś? Nie, wręcz wszyscy mówili: o, ten to się ustawił. Tym bardziej, że ty dostałeś przebitkę sześciokrotną, byłeś już wtedy raczej bliżej niż dalej końca kariery, no i miałeś trójkę dzieci, którym trzeba zapewnić jakąś przyszłość. Każdy przecież by to zrozumiał, a i pewnie pozazdrościł.

Reklama

Chyba warto zadać to pytanie: skoro Radović nie wyjechał dla kasy, to co go przekonało? Co jeśli nie pieniądze było silniejsze niż miłość do klubu, którą deklarował na każdym kroku? Na miejscu kibiców Legii wolelibyśmy chyba żyć ze świadomością, że Rado zwinął się z ich klubu w kluczowym momencie sezonu wyłącznie po to, żeby się ustawić do końca życia.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...