Jedna z dziwniejszych karier ostatnich lat właśnie dobiega końca. Były reprezentant Polski, Roger Guerreiro, dziś po raz kolejny pożegnał się z Europą – konkretniej z cypryjskim Arisem Limassol – i wrócił na brazylijską prowincję. Nie czarujmy się – szanse na to, że Brazylijczyk dostanie kolejną w miarę poważną okazję, by pokazać się na Starym Kontynencie są zbliżone do tych, które ma Tadeusz Pawłowski na wygranie z Wisłą wszystkich wiosennych spotkań. Czyli coś w bezpośrednim sąsiedztwie zera.
Oczywiście w samym fakcie, że niespełna 34-letni piłkarz wraca do ojczyzny, by kopać piłkę w barwach Villa Nova w lidze stanowej, nie ma nic szczególnie dziwnego, ale jeśli popatrzymy szerzej na jego perypetie coś tu ewidentnie nie gra. Od momentu odejścia z AEK Ateny (po sezonie 12/13) gość, który…
a) wciąż był niestary,
b) miał całkiem przyzwoite CV,
c) zawsze bazował głównie na nienagannej technice, a nie dynamice,
… nie może znaleźć sobie miejsca nawet na peryferiach poważnej piłki. Biorąc pod uwagę powyższe, przyzwoity kontrakt w jakimś miejscu, w którym najczęściej świeci słońce, a wymagania są niezbyt wygórowane, powinna mu wtedy załatwić nawet sekretarka sprawnego agenta, bez potrzeby angażowania szefa. Teoretycznie powrót do Polski, gdzie wciąż cieszy się sympatią, też pewnie nie byłby najtrudniejszym dealem do dogadania.
A Roger zamiast odcinać kupony z klasą, tuła się od klubu do klubu jak jakiś anonim. W Brazylii już ustrzelił osobliwego hat-tricka, zaliczając kolejno: Guaratinguetá Futebol, Comercial Futebol Clube i Rio Branco. Delikatnie rzecz ujmując, furory nigdzie nie zrobił. Z kolei z Cypru pogoniono go po jednej rundzie, w której dostał ledwie pięć szans na pokazanie się. Tak więc podkulił ogon i znów postanowił podbijać prowincję w ojczyźnie.
Jednocześnie martwi nas to, że zdaje się, iż chłopina nie zauważył momentu, w którym z piłkarza stał się już tylko turystą, którego od czasu do czasu ktoś rozpozna na ulicy. Pewnie gdyby jutro zadzwonił do niego dziennikarz Super Expressu – dzieje się to mniej więcej raz na pół roku – to znów powiedziałby, że jest gotów wrócić do Legii i grać na takim poziomie jak przed wyjazdem lub w Grecji. Tak zapewniał pół roku temu, rok temu, 18 miesięcy temu i tak dalej. Dobrze, że przynajmniej o powrocie do kadry z czasem przestał bajdurzyć. To oznacza, że jeszcze całkowicie nie stracił kontaktu z rzeczywistością.