Reklama

Comeback króla. Henry wraca do Arsenalu na dwa miesiące

redakcja

Autor:redakcja

06 stycznia 2016, 10:25 • 2 min czytania 0 komentarzy

Wyobraź sobie, że wracasz do twojego ukochanego klubu, a przed jego stadionem stoi… twój pomnik. Dość krępująca sprawa, co? Taki sentymentalny powrót przeżył Thierry Henry. Król Arsenalu. Wrócił na dwa miesiące, ale nie po to, żeby odciąć parę kuponów – “Kanonierzy” tracili dwie strzelby i rzeczywiście go potrzebowali. Cztery lata temu Arsenal potwierdził to, o czym prasa mówiła od jakiegoś czasu – tak, rzeczywiście wyciągamy asa z rękawa.

Comeback króla. Henry wraca do Arsenalu na dwa miesiące

To było rozwiązanie idealne dla wszystkich. Dla Arsenalu, bo Wenger miał czym załatać dziurę powstałą w wyniku wyjazdu Marouane Chamakha i Gervinho na Puchar Narodów Afryki, dla New York Red Bulls, bo wypożyczenie ułatwiło robotę klubowej księgowej (Arsenal pokrył sto procent pensji), no i wreszcie dla samego Henry’ego – co tu kryć, taki powrót to kapitalna sprawa.

A przecież ryzykował wiele. Po dwóch latach w MLS na tle kozaków z najszybszej ligi świata mógł wyglądać jak amator. Klub podkreślał, że nikt od niego cudów nie oczekuje, a on sam puszczał oko, że może sporo zdziałać nawet… nie wchodząc na boisko. Sama jego obecność w Arsenalu miała poprawić morale drużyny. Wenger mógł mówić do niektórych młokosów: „To jest pan Thierry Henry, proszę wyczyścić mu buty a potem ładnie się postarać, żeby panu Thierry’emu chciało się oglądać waszą grę”.

 

Henry: – Kiedy popatrzysz na Ryana Giggsa dzisiaj, to nie jest ten sam Ryan Giggs, który brał piłkę na skrzydle, mijał kilku rywali, jak chciał, a potem dośrodkowywał. Ale Ryan Giggs ma coś innego – widzi grę, jest zawsze dostępny, nigdy nie tracisz magicznego dotknięcia. Oto właśnie, co zamierzam dać Arsenalowi.

Reklama

Jak powiedział, tak zrobił. Wielki comeback. Mecz pucharowy z Leeds – bramka po dziesięciu minutach obecności na boisku i to taka… no cały on. Niby nic się nie dzieje, niby akcja jak każda inna, moment gapiostwa obrony, a Thierry już stał oko w oko z bramkarzem. Wykończenie? Dokręcane po długim rogu – tak, jak robił to nie raz, nie dwa, nie sto. Kibicom od razu mogły przypomnieć się czasy Highbury. Kwintesencja stylu Francuza. Później dwa gole dołożone w Premier League – zadanie wykonane, można wracać.

Legenda.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...