Reklama

Kebab szybko się przejadł. Grosskreutz nie zagrał ani minuty a już spakował manatki

redakcja

Autor:redakcja

03 stycznia 2016, 21:22 • 2 min czytania 0 komentarzy

Poszedł do Turcji po to, żeby… nie zagrać ani minuty. 48 sekund opóźnienia sprawiło, że minione pół roku Kevin Grosskreutz może wymazać z pamięci. Było tak – działacze Galatasaray i Borussii dopięli transfer za pięć dwunasta, ale spóźnili się z wysłaniem stosownych dokumentów do FIFA o niecałą minutę. Federacja pozostała nieubłagana – nie przekonał ich nawet argument, że w systemie zrobił się zator, obie strony próbowały wysłać dokumenty przez dobre pięć minut, ale był lag, no i nie dało się. A to oznaczało dla Grosskeutza gorzki wyrok: przez jesień to ty zbyt wiele sobie nie pograsz.

Kebab szybko się przejadł. Grosskreutz nie zagrał ani minuty a już spakował manatki

Moment, w którym jesteś zmuszony opuścić klub, w którym spędziłeś szmat czasu, zbudowałeś sobie w nim pozycje, zyskałeś szacunek kibiców, nie jest takim hop-siup – jasna sprawa. Grosskreutz szybko skonfliktował się z Thomasem Tuchelem aż w końcu stanął twarzą w twarz z dylematem: albo szukasz sobie nowego klubu, albo godzisz się z rolą rezerwowego. Wybrał pierwszą opcję.

Czasu na zastanowienie się było mało, ale chyba wiedział, na co się pisze, decydując się na transfer do Galaty, co – umówmy się – dla piłkarza Borussii pierwszą opcją wyboru raczej nie jest. Niby Liga Mistrzów, niby kilku poważnych grajków w zespole, niby duże pieniądze, ale to… wciąż Turcja. Dla poważnego piłkarza w kwiecie wieku – raczej peryferia futbolu.

Czyli podsumujmy. Ten kuriozalny transfer, od początku do końca, wyglądał tak:

– Grosskreutz decyduje się odejść do Turcji, która dla mistrza świata kierunkiem oczywistym wcale nie jest,
– spędza w Turcji cztery miesiące i nie rozgrywa ani minuty w oficjalnym meczu,
– w międzyczasie wraca na chwilę do Niemiec, gdzie… kopie na ulicy kobietę w brzuch (ta miała wdać się w szarpaninę z jego matką),
– orientuje się, że Stambuł nie jest jego miejscem na ziemi,
– opowiada w niemieckiej prasie o tęsknocie za ojczyzną i rodziną,
– po czterech miesiącach daje nogę z Turcji i wraca do kraju.

Reklama

W Galacie zachwyceni pewnie nie są, ale z drugiej strony – w myśl zasady, że z niewolnika nie ma pracownika – szczególnie narzekać nie muszą. Skoro mają trzymać gościa, który zmienia zdanie co kilka miesięcy, lepiej się go pozbyć. Tym bardziej, że z całego interesu wyszli na zero – VfB Stuttgart pokrył wszystkie koszty, jakie Turcy ponieśli przy transferze Grosskreutza.

Przesiedział pół roku na trybunach, żeby w momencie, w którym już mógł zadebiutować, zwinąć manatki. To co, nie wiedział, że Turcja nie jest najlepszym miejscem na globie dla niemieckiego piłkarza? Najwyraźniej kebab Grosskreutzowi szybko się przejadł.

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Komentarze

0 komentarzy

Loading...