Reklama

Urawa Red Diamonds – diamentowi staruszkowie [FourFourTwo]

Wojciech Piela

16 października 2025, 19:33 • 11 min czytania 12 komentarzy

Wraz ze zbliżającym się końcem ostatniego w historii letniego sezonu J.League, magazyn FourFourTwo udał się na Daleki Wschód, by zobaczyć w akcji najbardziej wspieraną drużynę Japonii — po występie na Klubowych Mistrzostwach Świata, którego nigdy nie zapomną.

Urawa Red Diamonds – diamentowi staruszkowie [FourFourTwo]

Popołudniowe słońce praży nad stadionem Saitama, podczas gdy kolejne dziecko ustawia się na szczycie zjeżdżalni wodnej, po czym z radością zjeżdża wprost do basenu. Wokół Reds Wonderland unosi się atmosfera ekscytacji — FourFourTwo pojawiło się tu przed wieczornym meczem J.League pomiędzy Urawa Red Diamonds a Avispa Fukuoka.

Reklama

Urawa Red Diamonds – diamentowi staruszkowie

To przyjazne rodzinom miejsce pełne atrakcji dla najmłodszych kibiców. Niektóre dzieci pływają po większym basenie w dmuchanych łódkach. W innych częściach terenu rozstawiono namioty z jedzeniem i napojami, zapewniono także cień. Na miejscu gra również zespół muzyczny na żywo.

Maskotka Urawy, Diarra, kręci się po okolicy — to jedna z czterech puszystych, zielonych wilczych postaci reprezentujących klub. Pozostałe to jej bliźniak Schale oraz rodzice: Redia i Frendia. Bliźniaki zostały przedstawione kibicom w 2006 roku, dwa lata po tym, jak Redia i Frendia „wzięli ślub” — ceremonia odbyła się naprawdę, w trakcie przerwy meczu ligowego.

Kibice obu drużyn mieszają się ze sobą bez żadnych problemów, niektórzy urządzają pikniki na trawie. To niezwykle przyjemny sposób na spędzenie czasu przed meczem, który już wkrótce stanie się znacznie głośniejszy.

Wielcy w Japonii

Redakcja FourFourTwo pokonała 15-godzinną trasę na drugi koniec świata, by na własne oczy zobaczyć, co ma do zaoferowania japońska J.League. Ekscytacja przeważa nad obawami o jet lag, gdy lądujemy – Japonia jest osiem godzin przed Wielką Brytanią. Jak się okazuje, i tak nie ma szans na sen – nasze zmysły od razu zostają pobudzone przez masę nowych obrazów, dźwięków i zapachów jednego z najbardziej ruchliwych miast świata.

Choć samo Tokio liczy 14 milionów mieszkańców i zajmuje 12. miejsce na liście największych miast globu, to cały region metropolitalny – obejmujący m.in. Saitamę na północnym zachodzie i Jokohamę na południu – zamieszkuje aż 38 milionów ludzi. Pod tym względem to największy obszar miejski na świecie.

Jokohama była gospodarzem finału Mistrzostw Świata w 2002 roku, a stadion w Saitamie (o pojemności 63 000 miejsc) gościł cztery spotkania, w tym remis Anglii ze Szwecją w fazie grupowej oraz półfinał Brazylii z Turcją. Urawa Red Diamonds przeniosła się na ten stadion po jego otwarciu w 2001 roku – w tym samym czasie z połączenia mniejszych miast (Urawa, Omiya i Yono) powstała Saitama.

Urawa Red Diamonds to klub z długą i bogatą historią. Początkowo znany był jako Mitsubishi Motors FC – założony przez koncern motoryzacyjny w 1950 roku. Czterokrotnie wygrywał Japońską Ligę Piłkarską (Japan Soccer League), zanim w 1993 roku powstała jej następczyni – J.League. W tamtym okresie wiele japońskich klubów przeszło rebranding.

Wielki herb rozwijany przez kibiców Urawy

Wielki herb rozwijany podczas meczów przez kibiców Urawy

– Wiele drużyn, które dziś znamy, właśnie wtedy zaczynało się kształtować – mówi Dan Orlowitz, ekspert od japońskiego futbolu, który przeprowadził się do Japonii z USA. Yomiuri FC ostatecznie stało się Verdy Kawasaki, Nissan Motors przekształciło się w Yokohama F. Marinos, a Mitsubishi Motors zmieniło nazwę na Urawa Red Diamonds.

Nowa nazwa klubu nawiązuje do trzech czerwonych diamentów z logo Mitsubishi. Urawa była jednym z dziesięciu klubów założycielskich J.League – dziś liga liczy już 60 drużyn podzielonych na trzy poziomy. W jej szeregach grali znani zawodnicy z zagranicy, m.in. Basile Boli czy późniejszy dyrektor sportowy Manchesteru City – Txiki Begiristain.

Przez ostatnie 32 lata klub tylko raz opuścił najwyższą klasę rozgrywkową. W 2006 roku zdobył pierwszy tytuł mistrza Japonii, a rok później triumfował w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, pokonując w finale irański Sepahan – był to ich debiut w tych rozgrywkach. Zwycięstwo dało im też pierwszy w historii udział w Klubowych Mistrzostwach Świata, gdzie w półfinale minimalnie przegrali z Milanem Carlo Ancelottiego po golu Clarence’a Seedorfa, ostatecznie zajmując trzecie miejsce.

Od tamtej pory klub nie zdobył już krajowego tytułu, ale trzykrotnie dochodził do finału Azjatyckiej Ligi Mistrzów, mierząc się z saudyjskim Al Hilal – przegrał w 2019 roku, ale triumfował w edycjach 2017 i 2022, przy wsparciu tłumów w Saitamie.

Ostatni sukces, mimo zaledwie dziewiątego miejsca w lidze w sezonie 2022, zapewnił im udział aż w dwóch edycjach Klubowych Mistrzostw Świata: w tradycyjnym turnieju z siedmioma zespołami w 2023 roku, gdzie pokonali meksykański Club León, a potem przegrali z Manchesterem City w półfinale; oraz w nowym, 32-zespołowym turnieju, który tego lata odbył się w USA – jako jedyny przedstawiciel Japonii.

Mecze grupowe rozegrali na zachodnim wybrzeżu USA, w Seattle i Los Angeles, co nieco skróciło czas podróży – do „zaledwie” 10 godzin. Urawę wspierało tam aż 5 tysięcy kibiców. Fani zyskali uznanie za swoją żywiołowość – filmy z ich dopingiem, rytmicznymi przyśpiewkami i skokami rozchodziły się viralowo w sieci. Po meczach zostawali też na stadionie, by posprzątać śmieci.

Polski trener Maciej Skorża wrócił do klubu na drugą kadencję akurat na ten turniej – wcześniej prowadził Urawę w zwycięskiej kampanii Ligi Mistrzów. Mimo to, zmagania w USA nie były łatwe – drużyna przegrała z River Plate, Interem i Monterrey. Choć prowadzili nawet z Włochami, przegrali dopiero po golu straconym w 92. minucie.

Maciej Skorża dowodzący piłkarzami Urawy

Maciej Skorża ma już na swoim koncie 109 meczów w roli trenera Urawy

Dzięki sukcesom na arenie międzynarodowej, Urawa Red Diamonds cieszy się największym wsparciem w całej J.League – w ostatnim sezonie średnia frekwencja przekroczyła 37 tysięcy widzów. – Wszystkie kluby w J.League mają świetne wsparcie, ale Urawa to zupełnie inny poziom – mówi Orlowitz. – Ich kibice są wyjątkowi. Uważają się za ultrasów – w japońskim sensie, oczywiście, bo ten europejski ma więcej politycznego podłoża, czego u nas się raczej nie widzi.

– Ale jesteś oddanym kibicem, aktywnie wspierasz drużynę – w domu, na wyjeździe, w środku tygodnia – to bez znaczenia. Potrafią robić ogromne oprawy nie tylko u siebie, ale i na wyjazdach, także za granicą, jak widzieliśmy podczas Klubowych Mistrzostw Świata.

– Gdy stoisz za bramką na meczu Urawy, wszystko kręci się wokół wsparcia dla drużyny. Atmosfera jest niesamowita. Zamkniesz oczy i masz wrażenie, że jesteś w Niemczech albo Holandii. Jest ogłuszająco. Nikt nie robi sobie selfie ani nie nagrywa filmików.

– Jeśli jesteś zatrudniony w korporacji w Tokio, to pracujesz od 9 do 17, całymi dniami przerzucasz papierki, wracasz do domu, bierzesz prysznic, idziesz spać – tak przez pięć dni w tygodniu. Ale potem nadchodzi sobota – zakładasz koszulkę, idziesz na stadion, pijesz kilka piw i dajesz upust emocjom. Futbol to miejsce, gdzie możesz być sobą, gdzie możesz się wyładować. Nie ma znaczenia, co wydarzyło się w pracy – na meczu wszystko zostawiasz za sobą.

Letni chłopcy

Kiedy FourFourTwo rozmawia z kibicami przed stadionem w Saitamie, spotykamy przedstawicieli różnych pokoleń, wszystkich połączonych wspólną pasją do Urawa Red Diamonds.

– W tym wieku rzadko doświadcza się tak intensywnych emocji jak głęboka frustracja czy czysta radość – mówi jeden ze starszych fanów. – Dlatego możliwość odczuwania ich nawet teraz jest czymś cudownym. Choć wciąż czuję smutek po porażkach, chcę pielęgnować te emocje, dalej wspierać klub i nigdy nie pozwolić, by ta pasja zgasła.

– Kibicowanie Urawie to całe moje życie – tłumaczy inny fan, który przyszedł na mecz z małym synem. – Gdy wygrywamy, to uczucie przenosi się na kolejny mecz. Gdy przegrywamy, frustracja zostaje na długo. W każdym przypadku – każdego dnia czekam na następne spotkanie.

Jego syn myśli podobnie. – Tata od zawsze kibicował Urawie i gdy byłem mały, zabierał mnie na mecze – mówi chłopiec. – Teraz ja też ich kocham. Samo uczestnictwo w Klubowych Mistrzostwach Świata to było coś niesamowitego.

– Myślę, że nadal mamy sporo do udowodnienia – mówi jedna z fanek, z którą rozmawiamy. – Ale Reds zawsze ciężko pracują i to mnie inspiruje, żeby robić to samo.

To może być pewna miara siły J.League, że Urawa zakończyła ubiegły sezon dopiero na 13. miejscu, tracąc 24 punkty do mistrza kraju – Vissel Kobe, byłego klubu takich gwiazd jak Andres Iniesta, David Villa, Juan Mata czy Lukas Podolski. W tym roku zespół wrócił do górnej połowy tabeli, choć musiał przełożyć kilka meczów z powodu udziału w Klubowych Mistrzostwach Świata – sam udział w turnieju przyniósł klubowi około 7 milionów funtów nagrody.

J.League od ponad 30 lat prowadzona jest w systemie kalendarzowym, z zakończeniem sezonu w grudniu, ale to ostatni rok funkcjonowania w tym formacie. Po sezonie 2025 liga dostosuje się do czołowych lig europejskich i przejdzie na system jesień-wiosna. W pierwszej połowie 2026 roku rozegrany zostanie specjalny turniej przejściowy, a sezon 2026/27 wystartuje już po mistrzostwach świata.

Azjatycka Liga Mistrzów wprowadziła podobne zmiany od 2023 roku – japońskie lato bywa upalne, a dyskusje o zmianie systemu trwają od dwóch dekad. Wielu uważa, że zimowy sezon pozwoli zawodnikom osiągać lepszą formę. Może to również wpłynąć na wzrost wartości zawodników, a tym samym umożliwić klubom większe inwestycje w infrastrukturę – z korzyścią dla przyszłych pokoleń.

Od 2006 roku Urawa nie wywalczyła tytułu mistrza Japonii, walka w lidze idzie na całego

W ubiegłym sezonie tylko Urawa Red Diamonds przekroczyła 50 milionów funtów przychodu rocznego. Sanfrecce Hiroshima i Vissel Kobe osiągnęły poziom około 40 milionów. Dostosowanie sezonu i okienka transferowego do standardów europejskich może także ułatwić przepływ zawodników i trenerów między Japonią a Europą, eliminując problem transferów w trakcie sezonu.

Od 2020 roku ponad 250 japońskich piłkarzy przeniosło się do Europy – więcej niż z jakiegokolwiek innego kraju Azji. Wśród nich są Kaoru Mitoma, Ao Tanaka, Daichi Kamada i były zawodnik Urawy – Wataru Endo, którzy trafili m.in. do klubów angielskich. Kolejni mogą pójść w ich ślady – nastoletni pomocnicy Yotaro Nakajima (Sanfrecce Hiroshima) i Ryunosuke Sato (Fagiano Okayama) już teraz są wysoko oceniani.

Istnieją również nadzieje, że coraz więcej europejskich zawodników i trenerów będzie wybierać Japonię, ponieważ J.League dąży do zmniejszenia dystansu do najlepszych lig świata. Szczególnie poszukiwani są młodzi szkoleniowcy z jasną filozofią gry – tacy jak Ange Postecoglou, który przeszedł z Australii do Yokohama F. Marinos, zdobył z nimi mistrzostwo Japonii w 2019 roku, a potem odnosił sukcesy w Europie z Celtikiem i Tottenhamem.

Powstała nawet nowa organizacja – J.League Europe, z Yusuke Akiyamą jako prezesem. Akiyama był wcześniej czołowym agentem piłkarskim w Japonii i teraz ma wykorzystać swoje kontakty, by budować relacje z europejskimi klubami oraz zachęcać trenerów do pracy na Dalekim Wschodzie.

Trenerzy, którzy zdecydują się na taki ruch, mogą liczyć na coraz większą publiczność w Japonii. W ubiegłym roku frekwencja w J.League była najwyższa w historii – 7,7 miliona osób odwiedziło mecze najwyższej ligi, co daje średnio ponad 20 tysięcy kibiców na spotkanie. W całej lidze – w trzech dywizjach – mecze obejrzało ok. 12 milionów widzów.

Dziś goście – Avispa Fukuoka – przywieźli ze sobą około tysiąca kibiców, mimo że podróż z ich rodzinnego miasta na wyspie Kiusiu (na południowym zachodzie Japonii) trwa 12 godzin i obejmuje trasę liczącą 1100 mil w obie strony, pokonywaną superszybkimi pociągami Shinkansen.

„Avispa” to po hiszpańsku „osa” – klub przyjął tę nazwę w 1996 roku po awansie do J.League, wcześniej funkcjonując jako Fukuoka Blux. Jednym z ich najbardziej znanych piłkarzy był Hugo Maradona, młodszy brat Diego. Od tamtej pory Avispa balansowała między pierwszą a drugą ligą, ale w 2023 roku pokonała Urawę i zdobyła Puchar Ligi – swoje pierwsze trofeum w historii. Sezon zakończyli na 12. miejscu – o jedno wyżej niż dzisiejsi gospodarze. W tym roku trzymają się nieco poniżej środka tabeli.

Brak goli? Nie szkodzi

FourFourTwo od dawna wiedziało o pasji japońskich kibiców piłkarskich, ale atmosfera na stadionie przerosła nawet nasze oczekiwania. Kibice Avispy robią, co mogą, by ich doping był słyszalny w sektorze gości – trzymają szaliki i wielkie flagi, a z przodu prowadzą ich bębniarz oraz ludzie z megafonami.

Jednak liczebnie nie mają szans z kibicami Urawy – na trybunach pojawiło się 33 850 osób na rozpoczęcie meczu o 19:00, a wsparcie gospodarzy jest równie entuzjastyczne. Machając flagami, skacząc, klaszcząc i skandując jednym głosem, pokazują, że doping, który widzieliśmy podczas Klubowych Mistrzostw Świata, to dla nich norma, a nie jednorazowy zryw na wyjątkową okazję.

Kibice Urawy Reds

Kibice Urawy podczas meczów ukochanego klubu tworzą niezwykłą atmosferę

Hałas, jaki tworzą, robi ogromne wrażenie, ale jeszcze bardziej zdumiewająca jest jego ciągłość – przez pełne 90 minut nie ustają nawet na chwilę. Transparenty wokół stadionu głoszą hasła takie jak: „Duma Urawy” i „Bez odwagi nie ma chwały” – wysiłku zdecydowanie nie brakuje, gdy Urawa próbuje wywalczyć zwycięstwo, które pomogłoby jej wspiąć się wyżej w tabeli.

Pomocnik Kaito Yasui oddaje kąśliwy strzał z 25 metrów w kierunku okienka bramki, zmuszając Yumę Obatę do świetnej interwencji. Później Yasui dośrodkowuje do obrońcy Yoichiego Naganumy, który główkuje minimalnie obok słupka.

Ale Urawa nie potrafi przełamać defensywy rywali i mecz kończy się wynikiem 0:0 – to już piąty raz w tym roku, gdy FourFourTwo wybrało się za granicę i obejrzało bezbramkowy remis, obok takich spotkań jak Real Sociedad – Athletic Bilbao, Galatasaray – Fenerbahçe, Fredrikstad – Crystal Palace i Alavés – Atlético Madryt.

Zaczynamy się zastanawiać, czy to nie nasza wina.

Gdy sędzia kończy mecz gwizdkiem, nad stadionem zapada cisza, po czym następuje około 10 sekund letnich oklasków. To z pewnością nie był rezultat, na jaki liczyli gospodarze – a największa grupa kibiców w całej J.League oczekuje więcej od swojego zespołu niż to, co dostaje w rozgrywkach ligowych w ostatnich sezonach.

Ich ogłuszający doping nie przyniósł dziś zasłużonej nagrody, ale czy wrócą na kolejny mecz, gotowi przeżyć to wszystko od nowa? Oczywiście, że tak. Taka jest natura bycia kibicem piłkarskim.

Podróż do Japonii zajęła nam 15 godzin, ale każda sekunda tej podróży była tego warta, by na własne oczy zobaczyć jedną z najbardziej oddanych grup fanów na świecie. Dla kibiców Urawa Red Diamonds, bez względu na wynik, miłość do klubu nigdy nie słabnie.

CZYTAJ WIĘCEJ EKSLUZYWNYCH MATERIAŁÓW WE WSPÓŁPRACY Z FourFourTwo:

fot. Newspix

12 komentarzy

Uwielbia sport, czasem nawet próbuje go uprawiać. W przeszłości współtworzył legendarne radio Weszło FM, by potem oddawać się pasji do Premier League na antenie Viaplay. Formaty wideo to jego żywioł, podobnie jak komentowanie meczów, ale korzystanie z języka pisanego również jest mu niestraszne. Wytężone zmysły, wzmożona czujność i mocne zdrowie – te atrybuty przydają mu się zarówno w pracy, jak i życiu codziennym. Żyje nadzieją na lepsze jutro słuchając z zamiłowaniem utworów Andrzeja Zauchy czy Krzysztofa Krawczyka – bo przecież bez przeszłości nie ma przyszłości.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne kraje

Reklama
Reklama