Reklama

Wczoraj szczyt, dziś dno. Patryk Czubak to smutna historia

Paweł Paczul

16 października 2025, 16:54 • 4 min czytania 40 komentarzy

Życie potrafi być brutalne i przekonał się o tym Patryk Czubak. Jeszcze przed chwilą może nie był królem świata, ale prowadził utytułowany klub w Ekstraklasie, wszyscy wokół podkreślali, że w niego wierzą, wieszczono mu karierę na miarę Siemieńca, a dziś…? Dziś już nikt o nim nie pamięta.

Wczoraj szczyt, dziś dno. Patryk Czubak to smutna historia

Wiadomo, to pewna hiperbola, ktoś jednak pamięta – skoro na przykład powstaje ten tekst – ale na końcu całkowicie przestał się liczyć. Chwilę tym Widzewem pokierował, ale już nie kieruje i tyle: w Łodzi żyją teraz nowym szkoleniowcem i nowymi dyrektorami sportowymi, którzy oficjalnie tytułują się inaczej, natomiast nie ma to większego znaczenia. Adamczuk na konferencji mówił, że gdy przyszli z Burlikowskim, to uznali, że trzeba zmienić trenera, więc zmienili, a Nikolicius mógł tylko pokiwać głową, nawet jeśli funkcja mówi co innego.

Reklama

No ale wracając do Czubaka – to w gruncie rzeczy dość smutna historia. Sami musicie wczuć się w jego położenie, jak może przeżywać to, że jego marzenie niby się spełniło, ale tylko na chwilkę. Zresztą – już drugi raz. Najpierw przejął zespół po Myśliwcu, rozegrał trzy spotkania i zaraz powrót do bazy, bo przyszedł Sopić. Tego też zmienił i to na dwa razy więcej spotkań, ale że dwa razy trzy to tylko sześć, więc na sześciu meczach stanęło.

Być tak blisko, ale jednak daleko? Brr. A jeszcze okoliczności – przecież Widzew dopiero co zagrał najlepszy mecz pod jego wodzą, rozbił Bruk-Bet, wydawało się, że teraz ta ekipa ruszy. Cóż, może ruszy, ale nie będzie o tym decydował Czubak.

A tak był chwalony. Nikolicius mówił o jego zaletach, gdy Czubak przejmował zespół w tym sezonie: – Pomysł klubu dotyczący Patryka od początku polegał na stworzeniu dla niego takiej ścieżki rozwoju, aby pewnego dnia został pierwszym trenerem. Ten dzień nadszedł szybciej, niż się spodziewaliśmy. Jestem przekonany, że to właściwa decyzja. Patryk doskonale rozumie wartości, jakimi kierujemy się w Widzewie. W zeszłym sezonie wykazał się odwagą, pełniąc tymczasowo funkcję trenera w trudnym momencie. Teraz znów bez wahania odpowiedział na naszą propozycję. W najbliższym czasie będzie miał szansę udowodnić, że zaufanie do jego umiejętności było uzasadnione.

A tak mu ufano. W czerwcu dostał przecież nowy kontrakt na cztery lata, właśnie dlatego, że Widzew miał w niego inwestować. Wtedy Nikolicius też go pompował: – Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Patryk wiąże się z Widzewem długoterminowo. To młody i perspektywiczny szkoleniowiec z rosnącym doświadczeniem, który jest bardzo cennym członkiem sztabu. Jest też niezwykle pomocny i spełnia nasze oczekiwania, które są bardzo wysokie. Wierzymy, że jako klub damy mu narzędzia do rozwoju i stanie się jeszcze lepszym trenerem. 

I dziś cóż, może na te zdania tylko gorzko patrzeć, nie może nawet poprosić Nikoliciusa o pomoc, bo prędzej on się powinien martwić o swoją pozycję w klubie niż miałby jakąkolwiek opcję pomocy młodszemu koledze. Jest dla Czubaka tak źle, że reszta sztabu zostaje, a odejść musi tylko on, w którego Widzew tak wierzył i inwestował.

Powtórzmy: to smutne. Bez cienia ironii – to smutne.

Oczywiście słychać też opinie, że na końcu się to Czubakowi należało, bo nie zachowywał się specjalnie fair wobec trenerów, pod którymi był jako asystent. Natomiast jeśli tak, kara i tak jest potężna, gdyż podobne historie potrafią zdefiniować karierę na bardzo, bardzo długo, wręcz ją przekreślić. Siemieniec miał to szczęście, że trafił na poważnych ludzi, ale mógł mieć też mniej i trafić do innego środowiska, na przykład takiego jak w Widzewie. I wtedy istniałaby szansa, że nikt by o Siemieńcu już nie pamiętał.

Naturalnie trudno wierzyć, że Czubak ma taki talent jak Siemieniec, bo na dziś łączy ich tylko młody wiek, ale sami widzicie jak dużo musi się stać w futbolu, by to wszystko zagrało.

U Czubaka nie zagrało prawie nic. I teraz musi się odbudować, pokazać gdzie indziej, że jest dobrym trenerem. Ale gdzie – na pewno nie w Ekstraklasie, w zasadzie wątpliwe, że nawet w pierwszej lidze, bo na razie ma w CV „nic ciekawego” w Widzewie i „nic ciekawego” w Stomilu z nie pierwszej, a drugiej ligi. Czeka go spory zjazd finansowy, sportowy, ambicjonalny.

To poważny zakręt kariery, naprawdę. Może za dziesięć lat będzie się z tej historii śmiał, a może będzie ją wspominał z żalem, gdy będzie się spełniał w życiu jako ktoś inny niż trener.

CZYTAJ WIĘCEJ O WIDZEWIE ŁÓDŹ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

 

40 komentarzy

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama