Reklama

Real Madryt z pewną wygraną. Vinicius i Mbappe rozmontowali Levante

Antoni Figlewicz

23 września 2025, 23:25 • 4 min czytania 2 komentarze

Na samym początku wydawało się jeszcze, że gospodarze mogą napsuć faworytom krwi, ale to były tylko płonne nadzieje wszystkich liczących na wyrównany mecz. Real Madryt, wiedziony dziś przez naprawdę doskonałego Viniciusa Juniora i równie świetnego Kyliana Mbappe, nie pozostawił Levante złudzeń i bez większych problemów rozprawił się z ekipą z Walencji. Ta miała co prawda nieźle dysponowanego golkipera i odrobinę szczęścia pod bramką gości, ale na drużyny pokroju Królewskich to, jak widać, zdecydowanie za mało.

Real Madryt z pewną wygraną. Vinicius i Mbappe rozmontowali Levante

Gdyby nie Mathew Ryan, Levante już w przerwie mogłoby się zwijać. Australijczyk miał naprawdę dobre momenty, parę razy ratował skórę swoim nieudolnym kolegom z defensywy. Ci… no cóż, nie zasługują na specjalnie wysokie noty za dzisiejsze spotkanie, ale trochę ich można usprawiedliwić.

Reklama

Trafili na dobry, może nawet najlepszy w tym sezonie, wieczór Viniciusa. I nic to, że w drugiej części spotkania trochę udało się ekipie z Walencji odkuć. Trochę, to na Real za mało.

Levante – Real Madryt 1:4. Doskonały jak Vinicius Junior

Golem Brazylijczyka pachniało jeszcze zanim piłka po raz pierwszy zatrzepotała w siatce. Vinicius oddał naprawdę dobry strzał z dystansu, z lewej strony boiska i choć Ryan był na miejscu, to i tak niewiele brakło, a wpuściłby bramkę. Bramkarz Levante sparował bowiem futbolówkę prosto w stojącego niedaleko Mastantuono. Ten miał jednak bardzo mało czasu na reakcję i mimo że instynktownie złożył się do czegoś na kształt strzału, trafił jedynie w poprzeczkę.

Po akcji z lewego skrzydła nie wyszło, więc trzeba się było przenieść na prawą stronę boiska. Stamtąd, kompletnie zaskakująco, padł pierwszy cios – w takich momentach Vinicius przypomina, że choć wokół niego dzieje się ostatnio sporo, to w pierwszej kolejności należy o nim mówić jako świetnym piłkarzu. Ogólnie dobrze dysponowany Ryan kompletnie nie wiedział co się dzieje, podobnie jego koledzy z obrony. A Vini zewniaczkiem, na spokoju, w okolice dalszego słupka. No miodzio.

Jeszcze przed przerwą Brazylijczyk dał o sobie znać po raz kolejny, kiedy świetnym podaniem napędził kontrę Los Blancos. Dobrze odnalazł się w niej Mastantuono, który tym razem miał czas i zrobił z niego odpowiedni użytek. Warto odnotować, że Argentyńczyk zdobył tym samym swojego premierowego gola dla Realu. A cieszył się tak:

Przypadki też się jednak zdarzają

I właśnie w kategorii „przypadków” należy rozpatrywać gola dla Levante. Pechowy blok Huijsena, nienaturalnie wysoko zawieszona piłka, zdezorientowany Courtois i Etta Eyong, który jako jedyny w polu karnym Realu wiedział, co trzeba robić. Pomysł miał w sumie prosty: atakował piłkę, nic więcej. W całym tym zamieszaniu to wystarczyło i Levante na chwilę złapało kontakt.

Dokładnie na dziesięć minut, w ciągu których wydawało się, że ten przypadkowy gol dodał skrzydeł gospodarzom. Zaczęli trochę częściej nękać obronę Królewskich, śmielej poczynali sobie także w środku pola. A tu nagle, trach! Real ze swoją akcją, Mbappe faulowany w polu karnym, potem na dużym luzie pakujący piłkę do bramki Ryana z jedenastego metra i na stadionie zamiast gwaru nieco przygnębiająca cisza.

Spotęgowana tylko szybkim trafieniem numer cztery dla gości, znów autorstwa rozpędzonego Francuza.

Los może i próbował coś Levante dać, ale nie da się wyciągnąć za uszy zespołu, który jest na tle rywala tak wyraźnie gorszy. Bramkę dla Granotas należy potraktować jak typowe trafienie honorowe – nic nie znaczyła i nie powinna odwracać naszego wzroku od tego, co najważniejsze. Real Madryt w pełni kontrolował mecz i komplet zwycięstw po sześciu kolejkach nowego sezonu nie jest dziełem przypadku. Królewscy są naprawdę mocni.

Levante – Real Madryt 1:4 (0:2)

  • 0:1 – Vinicius 28′
  • 0:2 – Mastantuono 38′
  • 1:2 – Eyong 54′
  • 1:3 – Mbappe 64′ (karny)
  • 1:4 – Mbappe 66′

CZYTAJ WIĘCEJ O HISZPAŃSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

2 komentarze

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Hiszpania

Reklama
Reklama