Z dobrych informacji dla fanów Rakowa: drużyna Papszuna wreszcie nie przegrała u siebie ligowego meczu. Ze złych: znów zagrała tak, że każdy, kto oglądał to „widowisko”, powinien sobie zafundować po nim oczu kąpiel. Starcie wicemistrzów Polski (ktoś jeszcze pamięta, jak zajmowali drugie miejsce?) z Legią było jednym z najgorszych spotkań, jakie widzieliśmy w tym sezonie. Chcieliśmy absolutnego kina, a zamiast tego dostaliśmy (poza krótkim fragmentem pierwszej połowy) kompletną padakę.

25 początkowych minut tego meczu to był jakiś sabotaż. Jedni i drudzy grali tak, że ręce opadały. Ktoś kto oglądał ostatnio pierwszą połowę spotkania Real – Marsylia albo drugą Juventusu z Borussią, a potem włączył “spektakl” w Częstochowie, mógł się zastanawiać, co robi ze swoim życiem.
Raków – Legia 1:1. Stojanović bohaterem gości, a potem… gospodarzy
Ożywienie przyszło w końcu za sprawą Stojanovicia. Po wygranym 4:1 spotkaniu z Radomiakiem, trener Iordanescu dokonał tylko jednej zmiany w wyjściowej jedenastce swojej drużyny, stawiając właśnie na Słoweńca kosztem Biczachczjana.
Początkowo wydawało się, że miał nosa, bo ten wykorzystał znakomite podanie Rajovicia klatką piersiową i przymierzył piłką w słupek. A jakiś czas później popisał się kąśliwym wolejem lewą nogą, po którym piłka wpadła do bramki bezradnego w tej sytuacji Trelowskiego.
Legia sprowadziła kozaka, w końcu zagrał ponad 60 meczów w reprezentacji Słowenii! Zwolennicy tej teorii mogli w tym momencie szeroko się uśmiechnąć.
W końcówce pierwszej połowy satysfakcję poczuli za to ci, którzy byli sceptyczni wobec transferu Stojanovicia, pamiętając, co pisały o nim włoskie media po spadku Salernitany do Serie C:
„Jest jednym z wielu graczy, którzy trafili do klubu latem i całkowicie nie spełnili oczekiwań. Potencjalnie mógł być naszym najlepszym wzmocnieniem, ale zapamiętamy go tylko za liczne żółte kartki, które otrzymał i czerwoną kartkę, jaką otrzymał w barażu, co jeszcze bardziej skomplikowało i tak już trudną sytuację Salernitany.
Ostatecznie Stojanović był jednym z najgorszych piłkarzy. Nigdy nie zanotował asysty z dośrodkowania, nie był konsekwentny, jego średnia ocen nie była dostateczna”.
Tu obyło się co prawda bez asa kier, ale i tak Stojanović się nie popisał – walcząc o piłkę w polu karnym z Arseniciem musnął ją ręką, a po dłuższej chwili sędzia Przybył podyktował jedenastkę.
Wzburzony Słoweniec nie mógł pogodzić się z tą sytuacją jeszcze kilka dobrych minut później, podczas wywiadu w przerwie:
– To był faul na 100%, widziałem sytuację stojąc za plecami arbitra gdy oglądał ją na VAR-ze – mówił, sugerując, że obrońca Rakowa nieprzepisowo go zatrzymywał. Jedenastkę na gola zamienił Ivi Lopez, wcześniej zupełnie niewidoczny, zresztą jak cała ofensywa ekipy Papszuna.
Ten karny wzbudził spore emocje, także wśród piłkarskich ekspertów:
To nie jest kontrowersja, tylko oszustwo i złodziejstwo. https://t.co/m9L47Q1fmH
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) September 20, 2025
Karny dla Rakowa został chyba wymodlony na Jasnej Górze😉 ale wg mnie słusznie podyktowany🤷♂️ Raków nerwowy jak nigdy z Legią, tylko 69% celnych podań piłkarzy z Częstochowy! Legia lepiej dysponowana w pierwszej połowie. #RAKLEG 1-1
— Cezary Kucharski (@CezaryKucharski) September 20, 2025
Borat, nie Barath
Niestety – dynamiczna końcówka pierwszej połowy nie przełożyła się na poziom drugiej. Jej najlepszym podsumowaniem była “akcja” Baratha z 64. minuty, kiedy wydawało się, że Raków musi ruszyć z kontrą. Nie stało się tak, bo nie wiedzieć czemu pomocnik gospodarzy zamiast grać do przodu… zrobił kółeczko z piłką wokół własnej osi, co totalnia załamało kibiców, którzy tylko jęknęli przeciągle z trybun. W sumie – to był bardziej Borat nie Barath, piłkarskie jaja w pełnej krasie.
Nic więc dziwnego, że osiem minut później komentujący to spotkanie jako ekspert Kamil Kosowski zdobył się na taki monolog:
– Nie ma czym się zachwycić, nie ma czym. (…) Chcielibyśmy tutaj lepszego kontrataku, lepszych dośrodkowań, jakiegoś pomysłu na grę. Już kilka kolejek za nami, drużyny powinny być w optymalnych formach.
W 89. minucie Kosowski – jak najbardziej słusznie – znów się odpalił: – (…) Wydaje mi się, jakby to był sparing przedsezonowy, gdzie drużyny nie są zgrane, gdzie sprawdzani są pewni piłkarze i taktyka na sezon. (…) Ani składnych akcji, ani, po prostu, czegokolwiek.
Tu nawet nie ma co więcej pisać, może jeszcze tylko tyle: jeśli tę relację czyta akurat ksiądz, który jutro będzie spowiadał wiernych, największym grzesznikom spokojnie może w ramach pokuty kazać obejrzeć to spotkanie. Naprawdę, ciężko o większą karę.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Sensacja XXI wieku! Marek Papszun przyznał, że Raków gra pseudofutbol
- Ogranie Piasta? Łatwizna. Henriques ratuje stołek – Ekstraklasa
- Cracovia daje przykład Pogoni i Widzewowi. Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz?
- Obrońca Zagłębia Lubin marzy o kadrze. „Mogę zainteresować selekcjonera”
Fot. Newspix
Fot. Newspix.pl