Reklama

Szalony mecz Legii – mamy kwartet w Lidze Konferencji!

Kamil Gapiński

29 sierpnia 2025, 00:17 • 4 min czytania 115 komentarzy

Co to była za niesamowita jazda! Legia najpierw wydawała się pewniakiem do fazy grupowej Ligi Konferencji, potem drużyną, która zaliczy kompromitację sezonu, a na końcu została zespołem potrafiącym wrócić z zaświatów i wywalczyć awans. Takiego rollercoastera to nie mają nawet w Energylandii!

Szalony mecz Legii – mamy kwartet w Lidze Konferencji!

3,17 mln euro. Tyle dostaje się za awans do Ligi Konferencji. Za wygraną w fazie grupowej otrzymuje się 400 tys. euro, za remis – o ponad połowę mniej (133 tys.). W 61. minucie spotkania wydawało się, że stołecznym te – jakże potrzebne! – pieniądze przejdą koło nosa. Właśnie wtedy niejaki Miguel Chaiwa zakręcił Rafałem Augustyniakiem i podwyższył prowadzenie Szkotów na 3:1. W Edynburgu, z którego pochodzi Hibernian, J.K. Rowling pisała pierwszą część Harry’ego Pottera, ale nawet ona nie miałaby na tyle bujnej wyobraźni, by po pierwszej połowie przewidzieć, że goście tak przejadą się po Legii.

Reklama

Legia – Hibernian 3:3. Kwadrans, który zszokował kibiców

Bo w tym czasie Hibernian, poza pierwszymi kilkoma minutami, był zespołem wyjątkowo chimerycznym. Szkoci grali tak, jakby przyjechali do Warszawy odbębnić pańszczyznę i jak najszybciej wrócić do domu. A po bramce Wahana Biczachczjana (piękny strzał po ziemi po ładnym rajdzie Bartka Kapustki) sprawiali wrażenie zespołu, z którego uszły resztki powietrza. I który gra według zasady „nam pressować nie kazano”. Kibice z Wysp wypełnili cały sektor dla gości, ale jesteśmy przekonani, że po obejrzeniu tej beznadziei nikt z nich nie wierzył w przerwie w remontadę.

Edinburg Festival Fringe to jeden z największych festiwali na świecie, podziwiany przez miliony miłośników sztuki. W pierwszym kwadransie drugiej połowy Hibernian dał spektakl, który poziomem dostosował się do tej kultowej imprezy. Goście rozwalcowali w tym czasie Legię, a ich najlepszym piłkarzem był Rocky Bushiri.

Imię wyjątkowo trafne, chłop był niesamowicie waleczny przez całe spotkanie nie tylko w tyłach – gra na środku obrony – ale i z przodu, gdzie po rzucie rożnym uciekł Arturowi Jędrzejczykowi i precyzyjnym strzałem głową dał gościom wyrównanie. Kilka chwil później Kongijczyk odegrał piłkę klatką piersiową do swojego kapitana Martina Boyle’a i przyjezdni wyszli na szokujące – chyba też dla nich samych – prowadzenie. Gdy wspomniany Chaiwa trafił po raz trzeci, ludzie łapali się za głowy i ciężko im się dziwić – jeszcze chwilę wcześniej tu naprawdę nic nie zapowiadało tragedii.

Elitim zapewnił dogrywkę

Przy stanie 1:3 Legia mogła zresztą… stracić dwa kolejne gole. Raz niesamowicie szczęśliwą interwencją nogami uratował ją Tobiasz (wybaczcie, ale będąc na trybunach w tych emocjach nie zarejestrowaliśmy, kto strzelał), a raz bardzo zuchwały wolej Boyle’a z… 40 metrów trafił w poprzeczkę. Gdyby któraś z tych sytuacji zakończyła się bramką, naszym zdaniem legioniści nie podnieśliby się po tym ciosie.

Zamiast stracić gola jednak go strzelili, i to w jakich okolicznościach! Doliczony czas gry, jedna z ostatnich akcji, zimna krew Juergena Elitima i proszę bardzo – mamy dogrywkę!

W niej nie mogło oczywiście zabraknąć kibicom Legii stresów – przez ostatnich pięć minut stołeczni grali w dziesiątkę, po drugiej żółtej kartce dla Jana Ziółkowskiego. A w doliczonym czasie gry Kieron Bowie powinien był trafić i doprowadzić do karnych, ale sobie znanym sposobem jego strzał głową z najbliższej odległości kapitalnie odbił Tobiasz, niewątpliwie jeden z bohaterów warszawskiego obozu. 

Rajović z golem za miliony!

Wszystko to działo się już przy stanie 3:3, ponieważ w 98. minucie spotkania trafił Mileta Rajović. Chłop kosztował jak na polskie warunki majątek, wymaga się więc od niego bramek w takich właśnie momentach. Widać zresztą, że kocha takie nocne spektakle – szalał i po golu, i jakiś czas później, po wybiciu piłki na aut, kiedy zdecydowanym gestem rąk namawiał kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. Może i paszport u niego duński, ale serce zdecydowanie gorące, bałkańskie.

Legia dołączyła więc do Jagi, Lecha i Rakowa, dzięki czemu Polska jako pierwszy zespół w historii Ligi Konferencji będzie mieć w fazie ligowej tych rozgrywek aż cztery drużyny. Miejmy nadzieję, że każda z nich wrzuci nas podczas zbliżającej się jesieni na jakiś rollercoaster, pytanie, czy przejażdżka będzie aż tak szalona, jak dziś? Poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko, oby komuś z tego kwartetu udało się ją przeskoczyć!

Legia – Hibernian 3:3 (1:1, 2:3)

  • 1:0 Biczachczjan 13′
  • 1:1 Bushiri 50′
  • 1:2 Boyle 59′
  • 1:3 Chaiwa 61′
  • 2:3 Elitim 90+3′
  • 3:3 Rajović 98′

Fot. Newspix.pl

115 komentarzy

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama