AEK Larnaka nie wydawał się trudniejszym rywalem niż Banik, z którym Legia sobie poradziła, bo choćby spojrzenie na to, kto gra tam ze znajomych z Ekstraklasy – Alomerović i Angielski – pozwalało wierzyć, że zespół Iordanescu sobie spokojnie poradzi. Cóż, być może wciąż sobie poradzi, ale na pewno już nie spokojnie, skoro wynik po pierwszym spotkaniu jest dramatyczny.

Trzeba będzie odrobić trzy bramki. Oczywiście: bez tej piekielnej cypryjskiej pogody i na własnym stadionie, ale to wciąż będą aż trzy bramki. Jakiś jeden głupi błąd robi jeszcze większy problem, który już teraz jest ogromny, marginesu błędu nie ma żadnego.
Co się stało, czy Legia spuchła, nie wytrzymała warunków meczu? Z jednej strony – tak to wyglądało. Mecz w pierwszej części gry był równy, ba, to goście mogli myśleć o prowadzeniu, choć pudłowali, jak Nsame czy Wszołek. Niemniej po przerwie wszystko się odwróciło, Legia przestała istnieć i grał już tylko AEK, dość powiedzieć, że Alomerović mógł pójść na spacer, skoro goście nie zdobyli się na żadne celne uderzenie.
A Cypryjczycy punktowali. Najpierw Angielski, potem pięknym uderzeniem Chacon, na koniec… Rajović. Nie do tej bramki, co trzeba.
AEK Larnaka – Legia 4:1. Masakra na Cyprze
Z drugiej strony – czy wszystko można zwalić na pogodę? Nie, dajcie spokój, to byłoby wytłumaczenie zbyt wygodne. Ani Partizan, ani Celje nie przyjęło tam czterech sztuk. Pod względem wyniku te mecze były na styku, a tutaj przepaść. 4:1 – to przecież nie wypada, to jest cofnięcie się do czasów, kiedy z uznaniem patrzyliśmy na wyniki cypryjskich klubów, kiedy podobno to my się w ostatnim czasie tak rozwinęliśmy.
No tak wskazuje ranking, lecz on dzisiaj na boisko wyjść nie mógł, więc nieważne, ile mamy punktów my, ile oni, to oni zlali nam tyłki.
Zbyt wielu piłkarzy Legii dzisiaj zawiodło. Wszołek wyglądał momentami, jakby grał w komedii, a nie w piłkę. Biczachczjan przypomniał sobie swoje najgorsze chwile po transferze. Stojanović nie dawał nic z przodu. Jeśli Ziółkowski będzie bronił w Rzymie, tak jak bronił dziś w Larnace, to w Rzymie będzie krótko, bo go oddadzą do Cremonese. Augustyniak? Jeśli Podoliński będzie chciał go pchać do jakiejś reprezentacji, to chyba Artystów Polskich.
I tak dalej, i tak dalej…
Doszło w tym meczu do tego, że gdy sędzia pokazał osiem minut, to chyba już nikt nie wierzył, że Legia zmniejszy rozmiary porażki. Chyba nawet sama Legia nie wierzyła. Każdy chciał, by ten mecz się skończył, żeby dowieźć to 1:4 (!!!), ale gdy Larnaka wyszła trzech na dwóch, to myśli były jeszcze czarniejsze niż wynik.
Tak więc stanęło na 1:4 i – biorąc pod uwagę drugą połowę – to nie jest taka zła informacja. I chyba to będzie najlepszym podsumowaniem Legii.
AEK Larnaka – Legia Warszawa 4:1 (1:1)
- 1:0 – Pons 16′
- 1:1 – Nsame 18′
- 2:1 – Angielski 48′
- 3:1 – Chacon 78′
- 4:1 – Rajović 85′ (samobójcza)
WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:
- Miesiąc miodowy Legii Warszawa. Zasłużone peany dla Ediego Iordanescu
- Media: Napastnik odchodzi z Legii. Wzmocni Rio Ave
- Ziółkowski za tani? A może to rynek nas weryfikuje?
Fot. FotoPyk